„Wojna na Ukrainie to dopiero pierwszy etap”. Reportaż z bazy Pułku Kalinowskiego


Białorusini z szeregów Pułku im. Konstantego Kalinowskiego od początku wojny wspierają Ukraińców w walce z okupantami w najgorętszych punktach frontu. Reporterka Biełsatu udała się z Kijowa do bazy kalinowców w pobliżu Bachmutu, aby zobaczyć, jak zorganizowany jest pułk i o czym rozmawiają żołnierze zarówno na froncie, jak i na tyłach.

Rekruci białoruskiego Pułku Kalinowskiego podczas szkolenia saperskiego. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

– Swoje życie, swoją młodość, spędziłem na walce. – mówi mi Jan Mielnikau ps. Biełarus, gdy pytam go wojnę, na której walczy od 2014 roku. 

Mówi, że brzmię, jakbym była z KGB. Jesteśmy w „sanatorium” Pułku im. Konstantego Kalinowskiego – bazie, gdzie białoruscy ochotnicy przebywają między szkoleniami a misjami bojowymi w Bachmucie. Do linii frontu jest stąd kilkadziesiąt kilometrów. Wczoraj Rosjanie ostrzelali nas Shahedami, dziś Bachmut będzie zamknięty dla dziennikarzy i wolontariuszy. Eksperci powiedzą: to dlatego, że rosyjskie wojska wkrótce zajmą miasto. Minęły dwa miesiące, a miasto wciąż się broni. Siedzimy w „bibliotece” – pomieszczeniu z kilkoma książkami, gdzie kalinowcy zbierają się, by porozmawiać o ważnych sprawach.

To typowy postsowiecki budynek: kolorowe tapety w pomieszczeniach, żaluzje na oknach, obrazy ptaków na kwitnącej wiśni. Z współczesnych artefaktów – biało-czerwono-białe flagi, rynsztunek w kolorze khaki i książki o taktyce wojennej. W czasach pokoju mógł to być budynek administracyjny, szkoła lub szpital – obecnie w piwnicach przechowywana jest broń, w pobliżu stoją pojazdy do ewakuacji rannych, a okna dla bezpieczeństwa są zaklejone taśmą.

– Przeklinam wojnę i chciałbym, żeby jak najszybciej się skończyła, żebym mógł zakończyć swój udział w niej – Jan podobno niechętnie zgodził się na bycie dowódcą batalionu Wołat. – Ale mam pewne obowiązki zarówno wobec siebie, jak i chłopaków. 

Ma 29 lat, z czego dziewięć spędził na wojnie. Jest zmęczony i chciałby przynajmniej w wieku 30-40 lat „pożyć normalnie” – otworzyłby własną kawiarnię, podróżował, latał awionetkami i założył rodzinę.

Rekrut Pułku Kalinowskiego podczas zajęć na strzelnicy. W jednostce szkolenie wojskowe przechodzą wszyscy ochotnicy, także weterani wcześniejszych konfliktów, w tym wojny w Donbasie. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

Na razie trwają walki o Bachmut. Atak ciągnie się od sierpnia ubiegłego roku. Zadaniem kalinowców jest powstrzymać Rosjan i nie pozwolić wrogowi na posunięcie się do przodu. Jan nazywa siebie menadżerem: odpowiada za działanie wszystkich pododdziałów batalionu – grup szturmowych, artylerii, rozpoznania, łączności, grupy przeciwpancernych i przeciwlotniczych systemów rakietowych. To, jaka jest liczebność tych grup, a tym bardziej to, ile osób jest w pułku, pozostaje ścisłą tajemnicą.

Zadania bojowe są określane przez Siły Zbrojne Ukrainy, potem dowódcy zbierają się w sztabie i wspólnie planują działania. 

– Decyzje podejmują u nas wspólnie dowódcy pododdziałów, wybieramy to, co popiera większość, bo jesteśmy przede wszystkim towarzyszami broni – mówi Jan. – Zgodnie z doktryną wojskową trzeba przygotować kilka planów. Ja wybieram jeden z nich, ale jeśli chodzi o hierarchię i podporządkowanie, to nie jesteśmy typową formacją wojskową, ale raczej kręgiem podobnie myślących ludzi, gdzie każdy odpowiada za wspólną sprawę.

Wspólną sprawą jest tu nie tylko obrona Ukrainy – kalinowcy mają swój własny, upragniony cel. Każda rozmowa sprowadza się do niego, jego plany omawiane są za zamkniętymi drzwiami, a dla jego dobra niektórzy żołnierze opuszczają pułk, po to, by się nie narażać i powrócić w odpowiednim momencie.

– Głównym celem tych, którzy zgromadzili się w pułku, jest wolna Białoruś – Jan uważnie dobiera słowa. 

Do „biblioteki” wchodzi jeszcze kilka osób w mundurach. Niektórzy podają sobie ręce, inni się obejmują – rzeczywiście, to nie wygląda jak „typowa formacja wojskowa”.

„Gdybyśmy na początku wojny mieli to, co mamy teraz, ofiar byłoby mniej”

Aby dostać się do kijowskiej bazy Pułku Kalinowskiego, trzeba zamówić taksówkę pod pobliski adres, po czym wyłączyć geolokalizację w telefonie – wtedy idzie się tam, gdzie cię poprowadzą. Jest to kolejne typowe dla przestrzeni postsowieckiej wysłużone wnętrze budynku użyteczności publicznej – pułk zajmuje tu kilka pomieszczeń, a z każdej strony miejsca pilnuje warta. Tak wyglądają tyły kalinowców. Ci, którzy wstępują do pułku, z jakiegoś powodu wolą jechać na front i nie chcą zostać na tyłach.

Rzeczniczka Pułku Kalinowskiego Kryscina ps. Czabor przed nagraniem cotygodniowego komunikatu prasowego. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

Niemniej jednak kalinowcom trudno byłoby walczyć bez tego budynku: tutaj omawiają kwestie finansowe, wydają żołnierzom nowe ubrania, doglądają i przechowują broń, nadzorują stan pojazdów, nagrywają komunikaty służby prasowej. Można by powiedzieć, że to zwykłe biuro, w którym pracownicy siedzą przy laptopach, gdyby nie liczne „ale”: wojskowe mundury, broń, dziecięce rysunki o tematyce wojennej. W Kijowie, podobnie jak w bazie w obwodzie donieckim, nie ma formalności – nigdy nikt się nikomu nie salutuje, wojskowi mają tu „swoje” żarty i śmieją się, jak w kręgu przyjaciół. Niektórzy utrzymywali kontakt jeszcze przed wojną, w diasporze białoruskich uchodźców w Kijowie, inni mogą nawet nie znać imion swoich kolegów, bo większość zwraca się do siebie po pseudonimach.

Wideo
Potężna Msta-B w arsenale kalinowców. Raport białoruskich ochotników z frontu
2023.04.11 15:26

Dziś wyposażają nowy magazyn w Kijowie – ładują regały, które mają do niego trafić. Pewien Ukrainiec wykonał te półki dla kalinowców za darmo. Podstawowe wyposażenie pochodzi od Sił Zbrojnych Ukrainy, ale kwatermistrzostwo stara się uczynić z pułku jednostkę elitarną – znaleźć prywatne fundusze, monitorować środki, ubiegać się o wsparcie, zapewniać żołnierzom najlepsze mundury, żeby wkłady kamizelek kuloodpornych były nie metalowe, a lżejsze, z mieszanki ceramiki i metalu lub w ogóle z płyt ceramicznych, żeby kompania medyczna miała wystarczającą ilość pojazdów ewakuacyjnych. Służba na tyłach odpowiada za zapewnienie wszystkiego, od amunicji i sprzętu po flotę pojazdów. Jedna osoba odpowiada za broń, inna przygotowuje np. naszywki.

– Słabo wyposażony człowiek może ściągnąć nieszczęście na całą grupę – mówi o służbie na tyłach kalinowiec Wital (imię zmienione). – A my jesteśmy fajnie wyposażeni. 

W nowym magazynie nie ma jeszcze wielu rzeczy, tylko trochę wyposażenia osobistego, żywności, papierosów, które pułk w miarę możliwości również dostarcza żołnierzom. Obok nowoczesnych hełmów leżą stare, które zostały przekazane pułkowi. Te wyglądają jak rekwizyty z filmu o II wojnie światowej i nie są używane w pułku. 

– Gdybyśmy na początku wojny mieli to, co mamy teraz, ofiar byłoby mniej – podkreśla. W ciągu roku istnienia na wojnie zginęło około dziesięciu żołnierzy formacji.

Kos, jeden z korespondentów wojennych Pułku Kalinowskiego montuje materiał dla służby prasowej. Ochotnik wyjeżdża na front na 2-3, rejestruje tam działania jednostki, a potem wraca do Kijowa przygotował materiały do publikacji. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

Na początku wojny kalinowcy mieli na przykład sześć czy siedem pojazdów – teraz we flocie jest ich ponad 100, w tym ciężkie pojazdy pancerne, których „zazdrości ukraiński wywiad”. Jest też „nieśmiertelny kucyk” – postrzelona Toyota, która została zabrana z Irpienia w pierwszych miesiącach wojny i nadal jeździ. Utrzymanie floty to największy regularny wydatek pułku – około miliona hrywien (ok. 115 tys. zł) miesięcznie.

Jak mówi Wital, pułkowi pomagają głównie Białorusini, w mniejszym stopniu Ukraińcy. 

– Jest człowiek, który stale przekazuje nam datki w kwocie tak dużej jak wszyscy pozostali razem wzięci. Jego 89-letni ojciec powiedział mu, że chciałby jeszcze zobaczyć Białoruś, dlatego nam pomaga.

„Objawia się to w różny sposób, ale PTSD ma każdy”

Wieczorem opuściliśmy bazę kalinowców w pobliżu linii frontu, by poszukać kawy. Byliśmy niemal w szczerym polu, na kilka godzin przed nalotem Shahedów na miasto. Kalinowcy w mundurach wojskowych, ja oczywiście w cywilnym ubraniu. Ukraiński wojskowy zgłosił się na ochotnika, żeby mnie podwieźć. 

– Jest tu pani z własnej woli czy panią przysłali?

– Dobrowolnie.

– A nasze dziewczyny boją się tu przyjeżdżać. 

Pytam go, czy sam się nie boi. Boi się. To jest odpowiedź, której na wojnie ufam o wiele bardziej.

Jesteśmy właśnie po rozmowie z Nastą Machamet ps. Siewier, dowódczynią służby medycznej pułku, legendą postacią, jedną z nielicznych kobiet wśród kalinowców na linii frontu. Słyszała przez radio ostatnie słowa Iwana Marczuka ps. Brest, dowódcy batalionu Wołat, wcześniej transportowała śmiertelnie rannego dowódcę plutonu Pawła ps. Wołat, działała w Siewierodoniecku, choć – jak mówi – głównie jako łączniczka.

Rekruci białoruskiego Pułku Kalinowskiego podczas szkolenia saperskiego. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

Według niej medycyna na wojnie to nie tylko wywożenie rannych (w najlepszym wypadku) z linii frontu. 

– Oni ciągle na coś się skarżą. Przyjeżdżają z walk i zaczyna się: tu boli, tam ciągnie, tam coś jeszcze, a my musimy myśleć, co z tym wszystkim zrobić – ironizuje Siewier. 

W bazie leki i środki medyczne zajmują osobne pomieszczenie, ułożone w kartonowych pudłach. Po drugiej stronie korytarza jest pokój z trzema łóżkami, w którym śpi Nasta. Pomieszczenie jest używane przez dziewięć osób na trzy zmiany. Na parapecie leży album „Anatomia człowieka” i wiersze Bashō Matsuo, od Nowego Roku na ścianie wiszą girlandy. Jest też piesek Nasty – mieszka tutaj i chowa się pod łóżko, gdy słyszy alarm przeciwlotniczy.

Siewier zaprowadziła nas do pokoju cekaemistów, żeby pokazać kotkę i jej kocięta. Dla kota jest tu sucha karma i gęsta kwaśna śmietana. 

– Kto normalny, o zdrowych zmysłach, poszedłby na wojnę? – Nasta mówiła o chorobach i ranach, a ja z jakiegoś powodu zapytałam, czy żołnierze są w normalnym stanie psychicznym. – Objawia się to w różny sposób, ale PTSD (zespół stresu pourazowego) występuje u każdego. Dziewięćdziesiąt procent batalionu nie może spać w dużym łóżku w Kijowie, ale śpi dobrze w Bachmucie, gdy wokół słychać wybuchy. Oczywiście, to nie jest normalne.

Służba medyczna pułku jest osobną jednostką, ale działa oczywiście tam, gdzie działają żołnierze, czyli obecnie w Bachmucie. Siewier oddelegowuje załogi, a w razie potrzeby sama jeździ na zadania. W pułku obowiązuje zasada: jeśli przynajmniej jeden żołnierz jest na linii frontu, zespół ewakuacyjny musi działać. Do tej pory pułk ewakuował więcej Ukraińców niż Białorusinów, a większość dyżurów, na szczęście, jest „pusta”. Najczęstsze są rany odłamkowe, potem postrzałowe. W Bachmucie, jak mówi Siewier, rosyjscy snajperzy trafiają „gdzie trzeba”, ale na szczęście niezbyt skutecznie. Pułk ma teraz dziewięć zespołów ewakuacji medycznej z odpowiednim wyposażeniem, a na początku wojny nie było żadnego.

“Materiały dydaktyczne” wykorzystywane podczas szkolenia saperskiego w białoruskim Pułku Kalinowskiego. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

– Kiedy przywieźli mi Wołata, jego serce stanęło, spojrzałam na niego i zrozumiałam, że traci ogromną ilość krwi. Oblał mnie gorący pot, wskoczyłam na niego i zaczęłam uciskać klatkę piersiową – nie da się tego zrobić inaczej. Wieźliśmy go w otwartym pick-upie, jeden sanitariusz pompował jego serce, Browar za niego oddychał, pięć minut od szpitala pojawił się puls, oddaliśmy go na salę operacyjną, ale dziesięć minut później lekarze wyszli i powiedzieli, że to koniec.

Według lekarzy zespół ewakuacyjny ze sprzętem nic by nie zmienił. 

– Ale nie mogę przestać się zastanawiać, co by było gdyby. To zadanie, które będę rozwiązywała bez końca. 

O stan psychiczny Nasty nie trzeba pytać. Po tragicznej operacji, w której zginął Brest i trzech innych żołnierzy, a dwóch dostało się do niewoli, Siewier na dwa miesiące wzięła wolne. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ją dwa miesiące temu w obskurnym pomieszczeniu w kijowskiej bazie, brała udział w kursie ultrasonografii. I była uśmiechnięta.

„Każdego dnia, kiedy tu walczymy, myślimy o naszym kraju”

Po dwóch etapach szkolenia wojskowego nowy rekrut o pseudonimie Kynolog zawisł między frontem a tyłami. Chłopak czeka, aż ukraiński wywiad zatwierdzi jego kontrakt, aby mógł wyruszyć na misje bojowe. Siedzimy w „stołówce”, podawana jest kasza gryczana z mięsem. Pytam go, czy zdaje sobie sprawę, dokąd jedzie – to pierwsze pytanie, które przychodzi mi do głowy.

– Służyłem w wojsku na Białorusi, w specjalnym pododdziale przewodników psów. Wiem, jak to wygląda. Trochę się boję, ale myślę, że to normalne, większość ludzi, którzy się nie boją, potem się poddają, to fakt.

Rekrut Pułku Kalinowskiego o pseudonimie Cylinder. To jeden z nielicznych ochotników, którzy nie ukrywają swojej tożsamości. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

Kynolog mieszka na Ukrainie od pięciu lat, ma żonę Ukrainkę i dziecko. 

– Większość idzie do pułku, bo Białoruś nie może być wolna bez wolnej Ukrainy. A ja muszę jeszcze chronić swoją rodzinę. 

W drugim dniu wojny chłopak chciał wstąpić do ukraińskiej obrony terytorialnej, pół roku później udał się do komisji poborowej, ale nigdzie nikt nie pomógł mu urzeczywistnić jego woli. W listopadzie ubiegłego roku Kynolog zgłosił się do Pułku Kalinowskiego i został zaproszony na szkolenie wojskowe.

Jego sytuacja wygląda inaczej niż tych, którzy przyjeżdżają tu wyłącznie z własnej woli. Niektórzy przekraczają nielegalnie granicę między Białorusią a Ukrainą, by dołączyć do formacji. 

– To wszystko są ochotnicy, którzy dokonali świadomego wyboru, aby pomóc Ukrainie – tłumaczy sukces formacji Biełarus. – Nie znam chłopaków, którzy powiedzieliby: „O, wojna, super”.

Pierwszy etap szkolenia kalinowców odbywa się na poligonie w obwodzie kijowskim. O 6:00 – pobudka, pół godziny rozgrzewki, o 7:45 – apel, o 8:00 – zaczyna się trening, o 9:00 – śniadanie, kontynuacja treningu, o 14:00 – obiad i znów trening, po 18:00 – czas na swoje sprawy. I tak przez trzy tygodnie.

– Rzucali nam do okopu granaty bojowe – to było fajne, taki zastrzyk adrenaliny, po prostu wow. Był u nas taki gość: po pierwszej fazie poszedł się szkolić na kierowcę. Jak wrzucają granat do okopu – jedni rwą się do szkoleń, inni mówią, że to nie dla nich, “nie za to im płacą” – mówi Kynolog.

Kalinowcy zaczynają od podstaw: trening fizyczny, musztra, teoria, survival, strzelanie z różnych pozycji. Drugi etap szkolenia ma miejsce na poligonie 300 kilometrów od Kijowa. Tam kładzie się nacisk na praktykę – obsługa broni, postawy strzeleckie, celowanie, taktyka, szturm, ochrona bazy.

– Jeśli porównać półtora roku w białoruskim wojsku plus pięć lat służby jako przewodnik psa służbowego w strukturach państwowych, to tutaj już w pierwszym tygodniu więcej postrzelałem – Kynolog przyznaje jednak, że przygotowanie do misji bojowych nigdy nie będzie wystarczające.

Rekruci białoruskiego Pułku Kalinowskiego podczas szkolenia saperskiego. Ukraina, luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

W bazie w pobliżu linii frontu obsługa moździerza prowadzi nas do piwnicy, by pokazać swoją broń. Jest z nami dwóch żołnierzy tej specjalności, z kilkudziesięciu w pułku. 

– Nauczyłem się trafiać w cele w pół godziny, z desperacji – mówi jeden z nich. 

Stojąc w szortach, uśmiecha się przyjaźnie i wygląda niegroźnie: 

– Po pewnym czasie zaczynasz łapać dreszczyk emocji związany z trafieniem w cel. Fajnie jest, gdy krzyczą przez radio, że trafiłeś, a potem pokazują ci efekt pracy – zdaje się, że usłyszałam najbardziej druzgocące słowa całego mojego wyjazdu.

Po szkoleniu poligonowym kalinowcy naprawdę zaczynają uczyć się walczyć na własną rękę – przeszukują literaturę, studiują taktykę, czytają teksty wojskowych ekspertów. Jak mówi Biełarus, dla walczących to nie jest praca: 

– To przekonanie, geopolityczne rozumienie pokoju i banalne pojmowanie dobra i zła. Imperium niszczy małe kraje i trzeba je powstrzymać. Każdy, kto tu przychodzi, ma świadomość, że stale ryzykuje życiem: rakieta może uderzyć dokładnie tutaj, w budynek, w którym teraz rozmawiamy. Ale najważniejsza jest motywacja.

Właśnie o motywację pytam w piwnicy chłopaków od obsługi moździerzy i słyszę, że wojna na Ukrainie to tylko etap pośredni. 

– Każdego dnia, kiedy tu walczymy, myślimy o naszym kraju. 

W różnych wariacjach jest to motyw przewodni opowieści o kalinowcach, co oznacza, że historia na pewno będzie długa. Powrót do Kijowa trwa siedem godzin. Jedziemy w milczeniu, w samochodzie przekazanym pułkowi przez Białorusina o ukraińskich korzeniach, który handluje granitem. 

– Zrobi nam pomniki – żartują ironicznie żołnierze. 

Chciałoby się wierzyć, że Białorusini musieli nauczyć się walczyć po to by żyć, a nie umierać.

Kynolog wciąż czeka na swój kontrakt. Co miesiąc, według przedstawicieli Pułku, jednostka powiększa się o 10-20 proc. Ciekawe, kiedy Biełarus będzie latał awionetką.

Reportaż
„Nie jesteśmy tu dla zabawy”. Białoruskie Pospolite Ruszenie szkoli się pod Warszawą REPORTAŻ
2023.03.25 09:14

Bachmut-Kijów. Luty 2023.

Irena Kaciałowicz, ksz/ belsat.eu

Aktualności