Z Mińska do Warszawy i z powrotem: jak wygląda podróż nową trasą


Dziennikarka Biełsatu Maryna Waszkiewicz była jedną z pierwszych pasażerów nowego połączenia kolejowego pomiędzy polską i białoruską stolicą.

Huraaaaa! – jednym głosem krzyknęliśmy ja i moi warszawscy przyjaciele, gdy na głos przeczytaliśmy wiadomość o nowym codziennym połączeniu Mińsk-Warszawa za 41 rubli (72 złote) za bilet. Do tej pory chętni do wybrania się z białoruskiej do polskiej stolicy stawali przed trudnym wyborem: albo szybki i drogi samolot (około 100 euro w obie strony, lot za dnia), prawie tak samo drogi pociąg Moskwa-Warszawa (chodzi za dnia), albo tani, ale niewygodny autobus (40 euro w obie strony, z poniżającą procedurą wychodzenia na przejściu granicznym z całym bagażem nawet w środku nocy). Zawsze można było też jechać z Mińska do Grodna i przesiąść się na pociąg Grodno-Warszawa, co kosztuje tylko 23 euro, ale remont trasy na Białorusi sprawa, że podróż trwa cały dzień.

Będąc jedną z pierwszych pasażerek nowego połączenia kolejowego, dzielę się wrażeniami. Nadzieje co do połączenia się sprawdzają.

Podróż okazuje się tańsza nawet od autobusu, do tego o wiele bardziej komfortowa i szybsza – tylko 8,5 godziny. Z Mińska wyruszamy o 10.57, a do Warszawy przyjeżdżamy o 17.20. Podróż powrotna zaczyna się o 8.44, a kończy o 18.49. Czas udało się zaoszczędzić dzięki eliminacji dwóch problemów logistycznych.

Po pierwsze, pasażerowie przesiadają się w Brześciu. Zamiast zmiany podwozia, niezbędnego w związku z różną szerokością białoruskich i polskich torowisk, pasażerowie sami przechodzą do drugiego pociągu. Po drugie, paszporty i bagaż pogranicznicy dość szybko sprawdzają w pociągu. Walizki przeglądane są wybiórczo, większość pasażerów jest jedynie pytana o ilość wiezionych papierosów i alkoholu.

Podróż okazuje się komfortowa: w białoruskim 5-wagonowym pociągu elektrycznym Stadler Flirt jest ciepło, a fotele są wygodne, choć trochę ciasne. Co z resztą nie jest problemem – prawie połowa miejsc była wolna.

Co jakiś czas przez cały pociąg przechodzi konduktorka i proponuje zakup wody, soków czy ciastek. Niestety dań ciepłych czy choćby herbaty w menu nie ma. Za to białoruskie koleje mogą się wreszcie pochwalić całkiem porządnymi łazienkami z mydłem w płynie i papierem toaletowym. Cieszą i gniazdka elektryczne pod każdym rzędem siedzeń.

Po stronie białoruskiej pociąg staje w Baranowiczach, Iwacewiczach, Berezie Kartuskiej, Orańczycach i Żabince. Do Brześcia dojeżdżamy o 14.30.

Polski pociąg PKP Intercity nie ustępuje komfortem białoruskiemu. Dokumenty i bagaż sprawdzają w nim i polscy i białoruscy celnicy. Przystanki po polskiej stronie: Terespol, Małaszewicze Przystanek, Chotyłów, Biała Podlaska, Międzyrzec Podlaski, Łuków, Siedlce, Mrozy i Mińsk Mazowiecki.

Najmniej przyjemną częścią drogi z Mińska do Warszawy jest oczekiwanie w Brześciu na polski pociąg. 30-40 minut trzeba spędzić na dworze lub w budynku dworca.

Dużą udogodnieniem jest fakt, że drugi pociąg podjeżdża na ten sam peron, przy którym wysiedliśmy z pierwszego. Ważne: do polskiego pociągu trzeba wejść na 20 minut przed odjazdem. Inny minus: w Polsce nie można jeszcze kupić biletu w Internecie. Na Białorusi można, ale trzeba go przed podróżą odebrać w kasie (nie można zwyczajnie wydrukować). W białoruskiej kasie pasażer międzynarodowego połączenia musi okazać paszport, w polskich kasach o dokumenty nie pytają.

Podsumowując: bez względu na pewne niewygody, nową linię kolejową śmiało można nazwać jednym z najtańszych i najwygodniejszych sposobów podróż pomiędzy naszymi stolicami. Jako bonus pasażerowie dostają możliwość zobaczenia cudownych pejzaży Polesia.

Maryna Waszkiewicz, belsat.eu. Zdjęcia: Iwan Jafimau i Maryna Waszkiewicz

Aktualności