„W Polsce się nie boimy”. Setki Białorusinów protestowały w Warszawie FOTOREPORTAŻ


Dziś w Warszawie stało się to, co w Mińsku jest niemożliwe. Pod ambasadą Białorusi zgromadziły się setki demonstrantów protestujących pokojowo przeciwko Alaksandrowi Łukaszence, który rządzi Białorusią od 26 lat.

Protest w Warszawie to reakcja na brutalne pacyfikacje pokojowych pikiet w białoruskich miastach i umieszczenie w aresztach opozycyjnych kandydatów na prezydenta. Wybory na Białorusi odbędą się już za 50 dni i choć nieoficjalne sondaże dają Alaksandrowi Łukaszence tylko 3 proc. poparcia, to już zapowiedział, że władzy nie odda.

Po kolejnych zatrzymaniach polityków i zwykłych demonstrantów, mieszkający w Warszawie Białorusini postanowili okazać solidarność z aresztowanymi i więźniami politycznymi. Na facebookowych grupach umówili się na pokojowy protest pod ambasadą, przy ulicy Wiertniczej 58 na warszawskim Wilanowie.

Samochody Białorusinów z całego Mazowsza zapełniły okoliczne parkingi już przed rozpoczęciem akcji.
Zdj. belsat.eu

Gdy przyjechaliśmy zrobić fotoreportaż, w okolicy nie było już wolnych miejsc parkingowych. Wszystkie chodniki zajęte były przez samochody na białoruskich tablicach i ustrojone w białoruskie elementy auta z całego Mazowsza. Tłum stał w promieniu dwustu metrów od ambasady, po obu stronach ulicy i na pasie zieleni pośrodku. Przejeżdżające samochody trąbiły w geście poparcia, krążył bus z napisem 3%, z głośników płynęła muzyka, znana dobrze z protestów na Białorusi i koncertów Solidarni z Białorusią. Ludzie skandowali hasła „Uwolnij więźniów politycznych!”, „Ustąp!” i „Precz z karaluchem”. Dominował jednak okrzyk „Niech żyje Białoruś!”, za który na Białorusi można trafić do aresztu.

Iwan z Mińska (na zdjęciu zasłonięty sprejem na karaluchy) ma dość 26 lat bez zmian.
Zdj. belsat.eu

– Jestem tutaj, bo w rodzinnym mieście nie mogłem znaleźć pracy. Przez to, że ostatnie 26 lat na Białorusi nic się nie zmienia, musiałem opuścić ojczyznę – powiedział nam Iwan z Mińska. – Mam dość tego, że nie mogę wyrażać swoich przekonań, choć nie są wcale radykalne. W Polsce nie boimy się protestować. Na Białorusi władze wykorzystują nasz strach. Nie możemy się bać, bo zmiany nie nadejdą.

W Warszawie stało się to, co w Mińsku nie jest możliwe. Policja nie rozpędzała demonstrantów, nawet gdy ich liczba przekroczyła dozwolone w czasie kwarantanny 150 osób. Według zapytanego funkcjonariusza, o 12.20 było około 600 osób, a ich liczba stale rosła. Policjant dziwił się tylko, że na proteście prawie nie ma Polaków. Gdy tłum stężał, pojawiła się drogówka, która dla bezpieczeństwa zgromadzonych zablokowała pas ruchu.

Stasia Hlinnik zorganizowała protest, bo “tak trzeba było zrobić”.
Zdj. belsat.eu

– Jestem bardzo wdzięczna panom policjantom za ich wyrozumiałość. Nie rozpędzili nas, choć przekroczyliśmy limit i było nas nawet tysiąc osób – powiedziała nam organizatorka, Stasia Hlinnik.

Dziewczyna nie jest związana z żadną organizacją. Gdy dowiedziała się, że w Warszawie nie będzie protestu solidarności z zatrzymanymi, postanowiła go zorganizować.

Tłum stał po obu stronach ulicy.
Zdj. belsat.eu

– Zgłoszenie demonstracji trwało 10 minut. Pół godziny później pikieta była już w internetowym Biuletynie Informacji Publicznej Warszawy. Jestem w szoku, że poszło to tak sprawnie. To pokazuje różnicę pomiędzy Białorusią i prawdziwą demokracją.

Wielu uczestników trzymało transparenty z hasłami „3 %” i „97 %”. Prawo do przeprowadzania badań opinii społecznej mają na Białorusi tylko instytucje naukowe, jednak z ankiet portali internetowych wynika, że rządzący od 26 lat Łukaszenka ma tylko 3 proc. poparcia. 97 proc. na transparentach reprezentuje naród, który nie chce już swojego przywódcy.

Anatol Michnawiec.
Zdj. belsat.eu

– To, że dziś pod ambasadą zgromadził się taki tłum, to już sukces. Ale trzeba przekuć go w coś więcej. Spotkamy się teraz, by ustalić, co jeszcze możemy zrobić. Bo 97 proc. Białorusinów chce zmian i mamy szansę je osiągnąć – powiedział nam białoruski działacz patriotyczny Anatol Michnawiec przemawiający w czasie zgromadzenia.

Wszystkie zdjęcia:

Stasia Hlinnik zorganizowała protest, bo “tak trzeba było zrobić”. Zdjęcie: belsat.eu
Pod Ambasadę Białorusi w Warszawie przyszedł nawet tysiąc demonstrantów. Białorusini mają dość 26 lat rządów Łukaszenki. Zdjęcie: belsat.eu
Anatol Michnawiec. Zdjęcie: belsat.eu
Według opozycji Łukaszenka, pokazywany jako karaluch, ma tylko 3 proc. poparcia. Zdjęcie: belsat.eu
Iwan z Mińska (na zdjęciu zasłonięty sprejem na karaluchy) ma dość 26 lat bez zmian. Zdjęcie: belsat.eu
Tłum stał po obu stronach ulicy. Zdjęcie: belsat.eu

Po niespełna godzinie zgromadzenie zrobiło się tak duże, że policja poprosiła organizatorów o zakończenie akcji. Apel został przekazany demonstrantom, którzy w spokoju rozeszli się w kierunku samochodów i zajezdni autobusowej. Jak powiedziała nam organizatorka, nikt nie został zatrzymany.

Na Białorusi w dziesiątkach miejscowości od kilku dni trwają wiece solidarności z zatrzymanymi oponentami Łukaszenki. Mimo że zgromadzenia odbywają się legalnie w ramach kampanii przedwyborczej, do aresztów trafiło co najmniej 300 osób, w tym kilkunastu dziennikarzy.

Piotr Jaworski, belsat.eu

Aktualności