Rosyjski ślad w protestach „żółtych kamizelek” we Francji


Rosjanie inwestują w ruchy populistyczne i antyrządowe w Europie. Zamieszki, podział społeczeństwa i huśtanie emocjami jest im zawsze na rękę i dlatego angażują się we francuskie protesty.

Fala protestów „żółtych kamizelek” już jest porównywana ze studencką rewoltą 1968 r., która wstrząsnęła gaullistowską Francją. Wówczas chodziło o ideologię. Dziś bardziej chodzi o pieniądze: podatki i politykę socjalną. Katalizatorem obecnych protestów stały się rządowe plany podwyżek cen paliwa. Przy czym podatek od oleju napędowego miał wzrosnąć o 6,5 eurocenta na litrze, a od benzyny o 2,9 eurocenta.

Rząd motywował podwyżki kwestiami ekologicznymi. Bo diesel bardziej truje. Szkopuł w tym, że we Francji większość samochodów to diesle. Są szczególnie popularne na prowincji i wśród ludzi, którzy sporo jeżdżą, dojeżdżają np. daleko do pracy. Oburzeni Francuzi skrzyknęli się na portalach społecznościowych, założyli obowiązkowe w wyposażeniu samochodów żółte kamizelki i wyszli na ulice. Protesty wymknęły się spod kontroli. Centrum Paryża zostało zdewastowane i stało się areną wyjątkowo brutalnych walk z policją. I tu na areną wkroczyła rosyjska machina propagandowa.

Donieck w Paryżu

Brytyjski The Times opisał, że w czasie paryskich protestów na Twitterze pojawiło się tysiące kont, które podgrzewały nastroje Francuzów. Po doświadczeniach wcześniejszych rosyjskich kampanii propagandowych np. w czasie Brexitu, czy wyborów w USA, wiadomo, że to oznaka, że ktoś z zewnątrz próbuje manipulować protestami.

– To oszczerstwa, Rosja nie wtrąca się w wewnętrzne sprawy Francji – zareagował dzisiaj Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla.

Brytyjscy i francuscy dziennikarze ustalili jednak, że tajemnicze konta twitterowe rozpowszechniały zdjęcia i filmiki z “okrucieństwami” francuskiej policji wobec demonstrantów. Takie sytuacje rzecz jasna miały miejsce w czasie zamieszek, a francuska policja w ogóle uchodzi za brutalną. Jednak internetowa kampania dezinformacyjna podgrzewała emocje sugerując, że brutalne ataki na manifestantów są bardzo częste i powszechne.

Paryż stał się areną walki policji z manifestantami, ale prorosyjskie konta podgrzewają jedynie brutalność policji. Źródło: independent.co.uk

Tymczasem były tylko incydentami. Krążące po sieci filmiki są odpowiednio spreparowane i nie pokazują np. wcześniejszych prowokacji ze strony demonstrantów. Na razie francuskie organizacje zajmujące się walką z dezinformacją zidentyfikowały 600 twitterowych kont znanych z prorosyjskich poglądów, które nagle skupiły się na protestach we Francji.

– Generalny Sekretariat Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego (SGDSN) przyjrzy się sprawie – zapowiedział w niedzielę w wywiadzie dla RTL Jean-Yves Le Drian, francuski minister spraw zagranicznych.

Francja już była obiektem rosyjskiego ataku w sieci. W czasie wyborów prezydenckich w 2017 r. 30 tys. kont na Facebooku i tysiące kont twitterowych rozpowszechniało dezinformację na rzecz kandydatki Frontu Narodowego, Marine Le Pen.

– Rosjanie mają odpowiednie instrumenty i wiedzę, jak się robi takie kampanie w sieci. Potrafią jedno, nieistotne wydarzenie rozdmuchać do skali symbolu rewolucji – mówi Biełsatowi Jakub Janda z Kremlin Watch, czeskiego think tanku monitorującego rosyjską propagandę. – Paryskie protesty to jednak nie tylko propaganda, bo Kreml może na nie wpływać poprzez swoich, „wyhodowanych” zwolenników z organizacji nacjonalistycznych.

Wasilij Gricak, szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) ocenia, że rosyjskie służby specjalne są poważnie zaangażowane we francuskie protesty. SBU ujawniła zdjęcie z Paryża dwóch mężczyzn w żółtych kamizelkach, trzymających flagę tzw. Donieckiej Republiki Ludowej (DRL). Jednym z nich jest Fabrice Sorin, członek rosyjskiej, ultrakonserwatywnego think-tanku „Katechon”. Instytut jest finansowany przez tzw. prawosławnego oligarchę Konstantina Małofiejewa. To biznesmen od lat sponsorujący prorosyjskie i nacjonalistyczne ugrupowania w Europie. Drugi mężczyzna to Xavier Moreau, Francuz z rosyjskim paszportem zaangażowany we wspieranie donieckich separatystów.

Zdaniem Ukraińców zaangażowanie Rosjan jest dużo głębsze. Zależy im na destabilizacji Francji i nie ograniczają się już wyłącznie do działań propagandowych w internecie. Bo w zamieszkach biorą udział po prostu ludzie Moskwy od dawna działający w Europie.

Szkoły dywersji

O tym, że rosyjscy dywersanci szkolą się w Europie pisał niedawno szwajcarski dziennik „Blick”. Opisał, jak w ciągu ostatnich lat w Zurichu, Lugano i Bernie powstawały rosyjskie szkoły sportów walki, czy kluby miłośników alpejskiego survivalu. W Szwajcarii powstały szkoły rosyjskiej sztuki walki nazywanej „System” (pełna nazwa Sistiema ROSS, czyli Rosyjski Rodzimy System Samoobrony). Tę stosunkowo nową sztukę walki opatentował w 1995 r. Aleksander Retiuńskich. Ten styl walki wręcz rozwinął się w rosyjskich wojskach specjalnych (popularny specnaz) i jest uznawany za jeden z najbardziej efektywnych, zwłaszcza przeciw fizycznie większym i silniejszym przeciwnikom.

Do szwajcarskich szkół „sistiemy” zapisują się chętnie ochroniarze mieszkających w Alpach rosyjskich miliarderów. Ale trwające po kilka tygodni „seminaria” przyjeżdżają do nich instruktorzy i uczniowie z Rosji. Według szwajcarskich mediów wielu z nich to po prostu operatorzy najbardziej elitarnych, rosyjskich jednostek specjalnych. Szwajcarskiemu kontrwywiadowi NDB udało się nagrać z ukrytej kamery szkolenie Rosjan. Okazało się, że „seminarzyści” ćwiczą współdziałania w grupach w czasie masowych zamieszek, albo przejmowanie kontroli nad miastem.

Wiadomości
Szwajcarzy boją się rosyjskich dywersantów, a Czesi agentów Moskwy
2018.12.04 16:59

– Rosjanie dobrze przeanalizowali wydarzenie tzw. „rosyjskiej wiosny” na wschodzie Ukrainy w 2014 r. i wiedzą, że aby wzniecić potężne zamieszki w dużym mieście, potrzeba kilku czynników: mobilizacji niezadowolonych mieszkańców za pomocą propagandy i dezinformacji, liderów protestów, odważnych i sprawnych zadymiarzy, którzy będą nadawać wypadkom dynamiki – mówi Jakub Janda z czeskiego Kremlin Watch organizacji monitorującej rosyjską propagandę.

Fragment wczorajszego reportażu rosyjskiej telewizji z ulic Paryża.

We Francji Rosjanie kibicują protestom i próbują podgrzewać atmosferę. Skala zaangażowania ich ludzi jest na razie nieznana. Oczywiście Moskwa już zaczęła gorąco zaprzeczać, że ma coś wspólnego z wydarzeniami we Francji. Rosyjskie media grzmią: „nas tam nie ma” i głoszą, że Europejczycy każde niepowodzenie zrzucają na Rosję. Ale przecież Rosjan nie było również na Krymie i w Donbasie, a nawet początkowo w Syrii.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności