Szpital psychiatryczny niczym areszt. Jak wygląda leczenie w Nowinkach na Białorusi


Białoruski reżim kontynuuje stalinowskie metody walki z opozycjonistami – często wysyłani są oni na przymusowe badania psychiatryczne do takich placówek jak Republikańskie Naukowo-Badawcze Centrum Zdrowia Psychicznego Nowinki w Mińsku. Biełsat rozmawiał z dziewczyną, która poszła tam dobrowolnie, ale wytrzymała jedynie 19 dni terapii. W tym czasie zdążyła poczuć na własnej skórze, że warunki panujące w klinice przypominają raczej areszt.

Uwaga: w tekście znajdują się opisy szokujących scen złego traktowania pacjentów.

РНПЦ психического здоровья, инициата ByCovid19, сборы медицинского оборудования для врачей Беларуси, пандемия коронавируса, волонтёрская помощь, масочный режим, ковид
Republikańskie Naukowo-Badawcze Centrum Zdrowia Psychicznego Nowinki pod Mińskiem. 15 kwietnia 2020 r.
Zdj. Biełsat

Przywiązywali za każde przewinienie

Kaciaryna (imię bohaterki zostało zmienione na jej prośbę) przyjechała do Nowinek dobrowolnie: zdiagnozowano u niej zaburzenia lękowo-depresyjne. Jej stan się pogarszał, dlatego zdecydowała się na terapię w szpitalu.

– Moi znajomi mieli doświadczenie z innym ośrodkiem i ich opinie o poziomie leczenia tam były pozytywne. Nowinki są bardzo znanym miejscem, więc spodziewałem się jeszcze lepszego traktowania i podejścia. Ale myliłam się.

Dziewczyna trafiła od razu na kwarantannę – przyjęto ją z lekką gorączką. Odebrano jej książki, telefon komórkowy i ubrania:

– Było bardzo zimno, a ja leżałam tylko w szpitalnej koszuli i szlafroku, pod cienką kołdrą. Kiedy poprosiłam o swoje ubrania, personel znalazł kilka wymówek, by mi ich nie dać. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie mogę chodzić w swoich spodniach – wspomina Kacia.

Kobiety w Nowinkach w ogóle nie mogą wychodzić na zewnątrz: dyrektor jest przeciwny temu, by kobiety paliły papierosy, dlatego wiele pacjentek pali w toaletach. Personel w Nowinkach stale dokonuje rewizji, głównie w poszukiwaniu wszelkich substancji psychoaktywnych i papierosów.

– Była taka sanitariuszka, która potrafiła podejść do kobiety na korytarzu, położyć rękę na kroczu pacjentki i w ten sposób sprawdzała, czy nie ma papierosów. Mogli nawet kazać rozebrać się do naga – mówi dziewczyna.

Jednak szpital nie zawsze w sposób krytyczny podchodzi do palenia

– Byłam w szoku, kiedy zauważyłam, że pracownicy przymykają oko na palenie, jeśli pacjenci wykonują za nich obowiązki: zmieniają pieluchy, sprzątają korytarz. Czasami pacjentów do tego zmuszano, a jeśli ktoś odmówił, przywiązywano mu ręce i nogi do łóżka.

Zdjęcie ilustracyjne. Młody pacjent szpitala Nowinki związany, by nie mógł gryźć swoich rąk. Mińsk, Białoruś, 1997 r.
Zdj. Paul Fusco / Magnum Photos / Forum

Do rodziny na oddziale covidowym można było dzwonić tylko przez dwie godziny dziennie. Zdarzało się, że do telefonu ustawiały się kolejki liczące nawet do 60 osób.

– Na oddziale covidowym przebywała kobieta przywiązana do łóżka, karmiono ją raz dziennie. Leżała skulona, cały czas krzyczała. A kiedy jej córka dzwoniła do Nowinek, pielęgniarka mówiła przez telefon spokojnym głosem, że nic jej nie jest – wspomina Kaciaryna.

Oddział zaburzeń odżywiania

Ostatni tydzień Kacia spędziła na oddziale zaburzeń odżywiania, choć jej diagnoza nie miała z takimi zaburzeniami nic wspólnego. Wspomina ten czas z przerażeniem.

– Na tym oddziale pacjenci byli przeważnie nastolatkami. A sanitariusze i pielęgniarki wciąż przeklinali.

Pacjenci Nowinek mieli harmonogram terapii, ale była ona, jak mówi Kacia, bardzo dziwna. Psycholog zezwalała na przeklinanie i używanie e-papierosów podczas sesji i często wygłaszała ostre opinie na temat pacjentów:

– Jednej 14-letniej dziewczynce powiedziała, że wkrótce umrze. A inni podchwycili ten pomysł i zaczęli dręczyć tę dziewczynę.

Zdjęcie ilustracyjne. Przymusowe karmienie pacjenta w szpitalu Nowinki. Mińsk, Białoruś, 1997 r.
Zdj. Paul Fusco / Magnum Photos / Forum

Kaciaryna wspomina też znęcanie się nad dziewczyną z jej oddziału.

– Zmuszano ją do picia kalorycznych koktajli, a kiedy wymiotowała, psycholog mówiła: „Jeśli nie będziesz jeść, umrzesz. Jest ci źle, ale to jest tylko w twojej głowie”. Dużo rozmawiałam z kobietami z mojego oddziału, próbowałam im wytłumaczyć, że muszą się nawzajem wspierać. To było dziwne, bo sama przecież byłam pacjentką! Ale w końcu mnie posłuchały i przestały znęcać się nad tą dziewczyną – mówi.

Nasza rozmówczyni zwraca uwagę, że wiele pacjentek próbowało po prostu przybrać na wadze i wydostać się z Nowinek. Nikt nie próbował dotrzeć do źródła problemu.

Jednak pacjenci z zaburzeniami odżywiania mają nieco wyższy „status” niż inni. Przyjęto na przykład kobietę, która zachorowała na anoreksję po tym, jak stała się ofiarą przemocy domowej. Ale na oddziale nie było już miejsc. Postanowiono więc przenieść na korytarz pacjentkę, która miała poważne problemy z pamięcią.

– Ta kobieta zapominała dosłownie o wszystkim! W Nowinkach przebywała wówczas od dwóch i pół miesiąca, a jej stan się nie poprawiał. Wpadłam na pomysł, żeby pisać na karteczkach, jaki mamy miesiąc i dzień. To zadziałało i pacjentka zapamiętała tę informację. Jej przeniesienie na korytarz nie było łatwe, bo nie od razu zapamiętała, gdzie jest jej łóżko – mówi Kacia.

Zdjęcie ilustracyjne. Ten młody pacjent szpitala Nowinki nie mógł chodzić i mówić. Cały dzień spędzał samotnie leżąc na łóżku. Mińsk, Białoruś, 1997 r.
Zdj. Paul Fusco / Magnum Photos / Forum

Z bólu chciała się okaleczyć

Najgorsze spotkało Kaciarynę na kilka dni przed jej wypisem. Jedną z dziewczyn, ważącą 31 kg, zmuszano do jedzenia w dużych ilościach. Nie była do takich ilości przyzwyczajona, co spowodowało silny ból brzucha..

– Musiałam trzymać ją za ręce, żeby nie rozdrapała sobie brzucha. A personel pielęgniarski nie reagował w żaden sposób, wręcz zabronił mi wzywać pomocy. Uspokajałam inne dziewczyny, które robiły sobie krzywdę w histerii. Mogło się to zdarzyć również dlatego, że trzy tygodnie wcześniej zmarła jakaś dziewczyna i jej zwłoki pokazywano innym pacjentkom – mówi nasza bohaterka.

Po tym incydencie Kaciaryna nie mogła już dłużej wytrzymywać w szpitalu.

– Nie mogłam zasnąć ani się uspokoić. Trzy dni później spakowałam swoje rzeczy i powiedziałam lekarzom, co się stało. Upierałam się, że w domu będę się czuła lepiej.

Dziewczynie odmówiono jednak wypisu ze szpitala, mimo że trafiła tam dobrowolnie. Mama Kaciaryny musiała naciskać na personel medyczny, aby uwolnił jej córkę.

– Byłam leczona przez stażystkę, która nawet nie znała mojej diagnozy! Myślała, że cierpię na anoreksję! – wspomina Kacia.

Życie po Nowinkach

Po wyjeździe Kaciaryna skontaktowała się z bliskimi dziewczyn, które jej zdaniem nie powinni przebywać w Nowinkach, i opowiedziała im, co się tam dzieje. Część z nich rodziny natychmiast zabrały z ośrodka.

– Po Nowinkach udało mi się dostać do psychiatry, teraz częściej widzę się z terapeutą, ale nadal mam problemy ze snem. Do tej pory dużo myślałam o tym, co by było, gdybym trafiła do aresztu. Okazuje się, że pobyt w Nowinkach jest bardzo podobny do pobytu w areszcie śledczym, z tą różnicą, że mogą mnie też związać i podać jakieś leki.

Zdjęcie ilustracyjne. Pracownica szpitala Nowinki odprowadza dzieci po spacerze na oddział. Mińsk, Białoruś, 1997 r.
Zdj. Paul Fusco / Magnum Photos / Forum

Kaciaryna wyznaje, że czuła się całkowicie bezsilna, pozbawiona jakiejkolwiek wolności.

– Nie mieliśmy nawet prawa dowiedzieć się czegokolwiek na temat własnej diagnozy, planu leczenia: wszystkie informacje były tajne. Poza tym panowała absolutna władza personelu. To bardzo dziwne, kiedy pielęgniarki wyżywają się na pacjentach.

Mama Kaciaryny również pracuje z pacjentami. I mimo warunków pracy na Białorusi i niskich zarobków, dla niej zdrowie i dobro pacjenta są na pierwszym miejscu.

Niemniej jednak, być może to doświadczenie pomogło Kaci odnaleźć swoje powołanie: – W Nowinkach dużo myślałam o tym, jak poprawić warunki leczenia. Chciałabym zostać psychologiem dziecięcym. W mojej pracy zupełnie się wypaliłam, co w pewnym sensie było powodem, dla którego tam trafiłam. Więc może odnalazłam swoje prawdziwe powołanie. Nawet ja byłem w stanie pomóc ludziom w Nowinkach lepiej niż personel.

Jak mówi Kacia, poprzedni dyrektor ośrodka zapewniał pacjentom lepsze warunki.

Mniejsze zło

Poprosiliśmy psychiatrę Kanstancina Minkiewicza o komentarz na temat zasad pobytu w klinikach psychiatrycznych.

– Podstawa dla hospitalizacji w szpitalu psychiatrycznym jest dość jasna: obecność zaburzeń psychicznych, których leczenie ambulatoryjne jest niemożliwe lub nieefektywne. Najczęstszą przyczyną jest tzw. duża psychiatria, przede wszystkim schizofrenia, choć w zasadzie możliwa jest hospitalizacja z każdym rozpoznaniem zaburzeń psychicznych lub behawioralnych. Ponadto, wszelkiego rodzaju dokładne analizy wymagają zazwyczaj hospitalizacji. Tak się utarło – mówi specjalista.

Zdjęcie ilustracyjne. Mieszkańcy domu dziecka dla chorych neurologicznie i psychicznie w miejscowości Pachar pod Rohaczowem. Obwód homelski, Białoruś, 1997 r.
Zdj. Paul Fusco / Magnum Photos / Forum

Lekarz podkreśla, że pobyt na ogólnym oddziale psychiatrycznym wiąże się z ograniczeniem swobód pacjenta, przynajmniej swobody poruszania się: drzwi są zamknięte dla wszystkich, niezależnie od tego, czy osoba jest hospitalizowana dobrowolnie, czy nie.

Tak samo dotyczy wypisów: niby pacjent sam decyduje o leczeniu i w każdej chwili może odmówić, ale praktycznie to tak nie działa, trzeba napisać podanie i uzyskać zgodę lekarza.

– Z jednej strony jest to przeżytek minionych czasów, kiedy to psychiatrzy decydowali o losie swoich pozbawionych praw pacjentów. Z drugiej jednak strony jest to niedoskonałość białoruskiego (i w ogóle poradzieckiego) systemu psychiatrycznego, który okazał się być w stanie pośrednim: ustawodawstwo zmieniło się w kierunku nowoczesnych standardów opieki, ale warunki i, co najważniejsze, zrozumienie ze strony personelu, już nie – podkreśla psychiatra.

Jeśli chodzi o to, kiedy personel może użyć przeciwko pacjentowi siły fizycznej, istnieje duża rozbieżność między przepisami a rzeczywistością.

– Na przykład wiązanie pacjentów może być stosowane tylko przez krótki czas za pomocą najbezpieczniejszych możliwych środków, jeśli pacjent mógłby w przeciwnym razie wyrządzić krzywdę sobie lub innym. W praktyce jednak środki przymusu są stosowane znacznie częściej. Po pierwsze białoruskie szpitale psychiatryczne pod względem organizacyjnym nie spełniają standardów XXI wieku. Na przykład w Szwecji na jednego pacjenta na oddziale psychiatrycznym przypada jedna osoba, jeśli weźmiemy pod uwagę cały personel – lekarzy, pielęgniarki, sanitariuszy. Na Białorusi, między innymi w klinice w Nowinkach, personelu jest znacznie mniej niż pacjentów. Pacjenci nie są odizolowani od siebie, przebywają razem na dosyć sporych oddziałach. Ci, którzy są w cięższym stanie i wymagają ścisłej obserwacji, przebywają w tzw. salach obserwacyjnych, gdzie może być nawet sześć, dziesięć i więcej osób. Ich stan może zmienić się w bardzo krótkim czasie, a niektóre z tych osób w jednej chwili mogą stać się niebezpieczne. Dlatego środki ograniczenia swobody mają na celu również wyprzedzenie tego niebezpieczeństwa – kosztem nadmiernych restrykcji dla wszystkich bez wyjątku.

Zdjęcie ilustracyjne. Mieszkańcy domu dziecka dla chorych neurologicznie i psychicznie w miejscowości Pachar pod Rohaczowem. Obwód homelski, Białoruś, 1997 r.
Zdj. Paul Fusco / Magnum Photos / Forum

Lekarz wyjaśnia, że pacjenci mogą się skarżyć na złe traktowanie, ale często nie ma to sensu. Powodem jest system białoruski, w którym skargi nigdy nie są rozpatrywane. Potrzebna jest zmiana systemowa, której nikt nie ma woli wprowadzić.

Psychiatra podkreśla jednak, że ośrodki psychiatryczne odgrywają ważną rolę w procesie leczenia.

– Choć od dawna krytycznie oceniam organizację psychiatrycznej opieki stacjonarnej na Białorusi, rozumiem, że w niektórych przypadkach jest ona mniejszym złem niż samo zaburzenie, a bez opieki stacjonarnej, nawet złej, nie można się obejść – zauważa ekspert.

Wiadomości
Metoda carów, nazistów i komunistów – psychiatria represyjna jako środek walki z białoruską opozycją
2021.06.13 08:44

Ksenija Tarasiewicz, ksz/belsat.eu

Aktualności