W walce o władzę Łukaszenka bierze rosyjski bank jako zakładnika

Białoruski prezydent jedzie dziś do Moskwy z nadzieją na spotkanie z Władimirem Putinem. Chce się targować o władzę, ale źle zaczął negocjacje: wziął zakładnika.

Po wizycie w Moskwie na defiladzie 24 czerwca Alaksandr Łukaszenka robił dobrą minę do złej gry. Tydzień temu bardzo się postarał, powiedział nawet, że Moskwa to stolica jego ojczyzny. Mimo to Władimir Putin spotkał się z nim krótko i kurtuazyjnie. Do dłuższej rozmowy nie doszło. Dziś białoruski prezydent znowu wyprawia się do Rosji na otwarcie memoriału w Rżewsku poświęconego żołnierzom radzieckim walczącym w II wojnie światowej. I znowu liczy na spotkanie z Putinem. Jest coraz bardziej zniecierpliwiony, bo rosyjski przywódca ostentacyjnie go ignoruje. Nie bez powodu. Łukaszenka nie tylko publicznie przyznał, że Rosja chce ingerować w białoruskie wybory, ale i faktycznie przejął kontrolę nad rosyjskim bankiem, a jego prezesa wtrącił do więzienia. Chciał w ten sposób wytyczyć Putinowi granice i pokazać, że będzie się targować o pozycję w Związku Białorusi i Rosji. Tylko, że tym samym przekroczył inną, niepisaną granicę: naruszył nietykalność majątku kremlowskiej elity.

Wideo
Łukaszenka w Moskwie: „Przyjechaliśmy do stolicy ojczyzny!”
2020.06.24 15:40

Porwanie dla okupu

Przedsiębiorcy na wschodzie: w Rosji, na Ukrainie, a w mniejszym stopniu na Białorusini wiedzą, na czym polega tzw. rejderstwo. To sposób na nielegalne przejęcie firmy siłą i oszustwem. Czasem na Ukrainie, bądź w Rosji przejmowane były w ten sposób nawet wielkie spółki zatrudniające tysiące osób. Odbywa się w różny sposób, ale zazwyczaj momentem kulminacyjnym jest najazd osiłków (często uzbrojonych) na zarząd spółki i głównych akcjonariuszy, a potem zmuszenie ich do podpisania dokumentów i uznania nowego zarządu. Kiedy dwa tygodnie temu białoruskie służby dokonały najazdu na Biełgazprombank, niedługo pojawił się pomysł, by do banku wprowadzić nowy zarząd. Jego tymczasową prezes została Nadieżda Jermakowa, była szefowa białoruskiego Banku Narodowego. Powiedziała krótko:

– Ja jestem państwowcem, zawsze gotowa do podjęcia się zadania.

Biełgazprombank, trzeci pod względem wielkości aktywów bank na Białorusi od kilku dni regularnie informuje o problemach z dostępnością do kont internetowych i płatnościami elektronicznymi. Problemy okazały się dużo głębsze, niż początkowo przypuszczano. Akcjonariusze banku odmawiają współpracy z ustanowionym przez białoruskie władze nowym zarządem komisarycznym. Główni akcjonariusze to Gazprombank SA i Gazprom. A to już nie byle jacy właściciele, tylko jedne z najważniejszych przedsiębiorstw w Rosji. Firmy, których prezesi zarządu Andriej Akimow, czy Aleksiej Miller mają bezpośredni dostęp do najważniejszych uszu na Kremlu. Problemy działającego na Białorusi rosyjskiego banku zaczęły się na dobre, kiedy 18 czerwca służby specjalne (Komitet Kontroli Państwowej i funkcjonariusze pionu gospodarczego KGB) zatrzymali Wiktara Babarykę i jego syna Eduarda.

Babaryka chciał startować w wyborach prezydenckich 9 sierpnia. Przeciw Alaksandrowi Łukaszence. Babaryka był też od dwudziestu lat prezesem Biełgazprombanku. Funkcjonariusze przeprowadzili najazd na siedzibę Biełgzprombanku. Zajęli kluczowe dokumenty. Teraz białoruskie władze oskarżają przetrzymywanego w areszcie Babarykę o pranie brudnych pieniędzy na ogromną skalę, defraudacje, niepłacenie podatków. Lista zarzutów jest tak długa, że przy surowym wobec afer gospodarczych białoruskim prawie, można się spodziewać bardzo długiego wyroku dla potencjalnego konkurenta Łukaszenki.

Wiadomości
Łukaszenka: władzę dyskredytują ludzie działający w Polsce i Rosji
2020.06.25 14:19

Jednak zagrożenie ze strony Babaryki białoruskie władze mogły zminimalizować w inny, praktykowany już nie raz sposób. Np. nie dopuścić go do wyborów. Zrobią to zresztą i tak, a ponadto posuną się do scenariusza siłowego, kiedy Białorusini będą wychodzić na ulice w proteście. Przejęcie kontroli nad Biełgazprombankiem jest czymś więcej. Łukaszenka nie musiał tego robić, by walczyć z wewnętrzną opozycją, nawet jeśli do tej walki wykorzystuje patriotyczną retorykę i uważa, że walczy z marionetką Kremla. Zrobił to, bo chciał pokazać Putinowi, że stać go na zagrożenie rosyjskim interesom na Białorusi. Zrobił to, bo to element targów o pozycję Mińska w przyszłym państwie związkowym.

Ciastko Łukaszenki

W ten o to sposób bank należący w 99 proc. do Gazpromu i Gazprombanku dostał się pod kontrolę ludzi Łukaszenki. Rządzący bankiem od dwóch dekad Babaryka znajduje się w areszcie. Rosyjscy właściciele nie uznają wysłanego przez Łukaszenkę zarządu. O ile nie dojdzie do porozumienia działający na Białorusi bank będzie miał kłopoty. Nie jest strukturą całkowicie autonomiczną: systemy informatyczne działają w oparciu o rosyjskie kody źródłowe. No i w końcu Biełgazprombank jest powiązany ze spółką -matką, Gazprombankiem kapitałowo. Tymczasem białoruskie władze mówią o ponad 600 mln. dolarów wytransferowanych na Łotwę za rządów Babaryki. O przejętych 150 cennych obrazach wartych 20 mln. USD były przygotowanych do wywiezienia za granicę.

– To na nas zarobione pieniądze! – grzmiał w niedzielę, na zamkniętym spotkaniu z urzędnikami obwodu mińskiego Łukaszenka. Część wystąpienia było transmitowane przez państwową telewizję. Prezydent musiał w końcu zacząć wyjaśniać Białorusinom o co chodzi z zajętym rosyjskim bankiem.

Opowiadał więc o twardych dyskach z danymi o gigantycznych defraudacjach, praniu pieniędzy i wyprowadzaniu ich za granicę. Miał tego dopuścić się zarząd Wiktara Babaryki. W swoim stylu Łukaszenka sam sobie odpowiadał na pytanie, czemu wcześniej nie wziął się za złodziei w banku, tylko akurat przed wyborami w których prezes banku rzucił mu wyzwanie.

– A czemu wczoraj ciastka nie zjedliśmy, tylko jemy dzisiaj? Bo byliśmy niegotowi – wyjaśnił prezydent.

Łukaszenka stwierdził też, że kiedy był na defiladzie 24 czerwca w Moskwie, to czuł, że Rosjanie zrozumieli o co chodzi. Jednak dla Aleksieja Millera, a przede wszystkim dla Władimira Putina wytłumaczenie na przykładzie ciastka może niekoniecznie być jasne. Oni widzą to co się stało w Mińsku inaczej. Po prostu Łukaszenka wziął rosyjski bank, jako zakładnika w walce o władzę. A to z pewnością się na Kremlu nie spodobało.

Opinie
Ćwierć wieku i trzy mity Łukaszenki
2020.06.23 18:46

Kreml nie raz uprawiał podobne metody wobec spółek na które albo miał ochotę ktoś z elity władzy, albo należały do politycznego oponenta. Faktycznie „rejderskie” przejęcia za rządów Putina odbyły się wobec telewizji NTW, ORT, koncernu Jukos Michaiła Chodorkowskiego i wielu innych firm. Jednak zamach na rosyjską własność za granicą, spektakularne przejęcie dużego banku, jak na skalę niewielkiej Białorusi – to wydawało się do niedawna niewyobrażalne. Rosyjską własność respektuje przecież nawet wojnę Ukraina. Działają tam przecież swobodnie spółki-córki rosyjskich Sbierbanku, czy Alfa-banku i wielu innych firm.

Dla Kremla białoruski prezydent jest pewnym gwarantem rosyjskich interesów dopóki respektuje reguły gry. Dopóki nie narusza rosyjskich interesów strategicznych, nie szkodzi bezpieczeństwu Rosji i jest pewnym partnerem w polityce obronnej. A także, kiedy szanuje interesy ekonomiczne kremlowskiej elity. Tę drugą zasadę właśnie naruszył. Dlatego, jak w każdych negocjacjach, jeśli porywacze chcą je prowadzić dalej, muszą pokazać jakiś gest dobrej woli i zrobić krok w tył. Putinowi nie wystarczy tutaj zapewnianie, że Moskwa jest stolicą wspólnej ojczyzny. Kiedy chodzi o pieniądze, takie deklaracje nie mają większego znaczenia, bo na Kremlu dobrze wiedzą, że Łukaszenka i tak zawsze widział i będzie widzieć swoją stolicę w Moskwie.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w Dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności