Do białoruskiej stolicy przyjechało 4 tys. sportowców z 15 krajów, którzy zmierzą się ze sobą w 50 dyscyplinach.
Na uroczystym otwarciu igrzysk w piątek wieczorem inne państwa reprezentowali jedynie prezydenci Mołdawii Igor Dodon i Serbii Aleksander Vučić. Z Rosji przyjechał premier Dmitrij Miedwiediew oraz prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow, którego wczoraj Łukaszenka nagrodził Orderem „Przyjaźni Narodów”.
Na czas zawodów wprowadzono wiele ułatwień dla zagranicznych kibiców, którzy mogą wjechać na Białoruś bez wizy, jedynie za okazaniem biletu. Mimo to ze 160 tys. sprzedanych biletów, jedynie 20 tys. trafiło do rąk obcokrajowców.
Wśród Białorusinów bilety na imprezy sportowe dystrybuowano w trybie „dobrowolno-przymusowym”. Zakłady i instytucje państwowe miały obowiązek sprzedać wśród swoich pracowników przydzielone im pakiety wejściówek.
– Tydzień temu w Ministerstwie ds. Sytuacji Nadzwyczajnych rozległ się telefon chyba z samej administracji prezydenta, że biorąc pod uwagę ich wysokie zarobki, mają kupić tyle to, a tyle biletów – opowiada Biełsatowi znany białoruski dziennikarz sportowy Uładzimir Daużenka.
Na ulicach Mińska pojawiły się strefy kibica. W jednej z nich wczoraj wieczorem trójka aktywistów opozycyjnej „Narodnej Hramady” urządziła protest przeciwko pogłębianiu integracji z Rosją. Walancin Trocki, Ryhor Paharcau oraz Siarhiej Sparysz zostali brutalnie zaciągnięci przez tajniaków do samochodów i porzuceni za miastem. W czasie zawodów na ulice Mińska rzucono liczne patrole milicji. Pod stadionem klubu Dynamo w centrum miasta dyżurują całą dobę funkcjonariusze OMON-u z psami i milicyjna więźniarka.
W czasie ceremonii otwarcia gospodarzy i widzów zaskoczył Słoweniec Janez Kocijančič, przewodniczący Europejskiego Komitetu Olimpijskiego, który wygłosił swoje przemówienie po Białorusku. Alaksandr Łukaszenka tradycyjnie przemawiał po rosyjsku.
jb/belsat.eu