Łukaszenka traktuje pandemię, tak jak Gorbaczow Czarnobyl

Michał
Kacewicz
dziennikarz

Łukaszenka wciąż udaje, że na Białorusi nie ma koronawirusa. Sowiecki system nauczył go cynicznie wypierać zagrożenie ze świadomości.

Białoruś poprosiła dzisiaj Rosję o pomoc. O dostarczenie maseczek, testów na koronawirusa i respiratorów. Tym samym Mińsk, jako jedno z ostatnich państw byłego ZSRR poprosiło Moskwę o sprzęt i wsparcie w walce z pandemią. Nie zrobiły tego, co zrozumiałe, państwa bałtyckie oraz Ukraina. Także Turkmenistan, gdyż tamtejsze władze udają, że epidemii nie ma i zabroniły nawet używania słowa „koronawirus” publicznie.

Na Białorusi do wczoraj było podobnie. Alaksandr Łukaszenka bagatelizował zagrożenie epidemiczne. Przekonywał, że na koronawirusa najlepsza jest wódka i sauna. Pokazywał się na hokejowym lodowisku twierdząc, że ruch i chłodne powietrze lodowej areny zabezpieczają przed zarazą.

Łukaszenka: lód najlepszym lekiem na wirusy

Taka dezynwoltura byłaby może i komiczna, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie państwo białoruskie nie robiło prawie nic, by uchronić się przed rozprzestrzenianiem się choroby. Władze nie wprowadziły kwarantanny nawet w ograniczonym wymiarze. Pokazywały za to mało wiarygodne statystyki świadczące, że Białoruś jest zieloną wyspą. Aż do wczoraj.

Wczoraj w Witebsku zmarła pierwsza osoba zakażona koronawirusem. Polityka białoruskich władz na razie się nie zmieniła. Nie powinna jednak zaskakiwać. Przez ponad ćwierć wieku rządów Łukaszenka nie miał do czynienia z tak poważnym zagrożeniem, jak koronawirus. Nauczył się kluczyć między Rosją, a Zachodem, ale nie umie działać w warunkach kryzysowych. Kiedy takie nadchodzą, postępuje według mechanizmów głęboko zakodowanych w jego politycznym umyśle.

Czarnobylski gen

Za trzy tygodnie będzie 34-ta rocznica katastrofy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Kiedy w leżącej w ówczesnej Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej elektrowni topił się reaktor, trzydziestodwuletni Alaksandr Łukaszenka mozolnie wspinał się po drabinie partyjno-biurokratycznej hierarchii w prowincjonalnym Szkłowie. W czasie Czarnobyla obecny prezydent Białorusi był politrukiem w kołchozie. I zapewne niewiele wiedział o tym, co się działo w Czarnobylu. O zakopywanych w lasach pod Homlem, zwożonych z terenu elektrowni napromieniowanych sprzętach. O tuszowaniu katastrofy, o zakłamywaniu i manipulacjach. Może nie wiedział co się dzieje, lecz doskonale rozumiał, że tak działa ten system. Kiedy dzieje się katastrofa, klęska naturalna, epidemia – system sowiecki najpierw przystępował do pośpiesznego tuszowania prawdy i wielkiej inscenizacji.

Białoruś prosi Rosję o pomoc w walce z koronawirusem

Do odsuwania od sprawy wszystkich ludzi, którzy za głośno mówili o prawdziwej skali katastrofy. Władze centralne na tym etapie bagatelizowały wydarzenie, wypierały z własnej świadomości zagrożenie i uderzały we wszystkich, którzy ośmielali się podważać ich zdanie. Potem, kiedy skala katastrofy stawała się trudna do ukrycia, władze podejmowały chaotyczne, improwizowane działania. I wreszcie na koniec, nadal ukrywając prawdziwą skalę zdarzenia, poszukiwały „kozłów ofiarnych”, by pokazowo ukarać jakiś drugorzędnych urzędników.

System sowiecki hartował „gen czarnobylski” w czasie katastrofy jądrowej w zakładach Majak w 1957 r., na wycieku wąglika w Swierdłowsku w 1979 r. i w czasie innych, licznych wypadków, epidemii i klęsk naturalnych. Łukaszenka nie różnił się od tysięcy innych komunistycznych biurokratów. Również nosił w sobie ten gen.

Sowiecki system ukształtował go tak, że później, kiedy już nie musiał, dalej brał udział w fałszowaniu rzeczywistości. Bo jak inaczej nazwać zwalczanie przez białoruskie władze marszów czarnobylskich i w ogóle przekazywania prawdy o katastrofie z 1986 r. Jeszcze kilkanaście lat temu w skażonej strefie w obwodzie homelskim osiedlano nowych mieszkańców. Miejscowi ekolodzy, którzy próbowali ujawniać, że na wciąż napromieniowanych terenach działają mleczarnie i kołchozy, byli prześladowani.

Witebsk: „Zapaleń płuc jest 2-3 razy więcej niż zwykle”

W maju 1999 r. w czasie tragicznego wybuchu paniki na stacji metra Niamiha w Mińsku, władza znowu zachowywała się według czarnobylskiego scenariusza. Po odbywającym się w centrum miasta koncercie stłoczeni na stacji ludzie tratowali się. Zginęły 53 osoby. Najpierw było niezrozumienie sytuacji, a nawet udawanie, że nic wielkiego się nie stało. Potem demonstracyjna żałoba narodowa. A wreszcie ukręcanie sprawie łba i tuszowanie odpowiedzialności urzędników za zaniedbania.

Gen czarnobylski uaktywnił się w działaniach Łukaszenki także teraz. W czasie epidemii koronawirusa zadziałał ze zdwojoną mocą.

Wódka i sauna

Ten sam utarty mechanizm karze dziś Łukaszence bagatelizować koronawirusa. Mówić, że to nic strasznego, że wystarczy uprawiać sport, pić wódkę i chodzić do sauny. Karze mu ciskać gromy na Polskę i Rosję za zamknięcie granic.

Dodatkowo, białoruski prezydent od dawna przyzwyczaił się do powtarzania propagandowej mantry, że Białoruś otoczona jest bezmiarem chaosu i zagrożeń. Tylko w jego republice panuje spokój i porządek. Powtarzał ją tak często, że chyba sam w nią uwierzył. Łukaszenka wzbraniał się przed wprowadzeniem w kraju kwarantanny również z innego powodu. Po prostu nie stać go na nią. Białoruś jest zadłużona i zablokowanie aktywności w gospodarce na kilka tygodni oznaczać będzie dalszego pogorszenie sytuacji finansowej.

Koronawirus: pierwsza ofiara. Państwowy cynizm najwyższej próby

Przekładając na język polityczny relacji Łukaszenki z Władimirem Putinem – oznaczać to będzie, że białoruski prezydent znowu będzie musiał prosić Kreml o pomoc. Nie za darmo, lecz za cenę dalszych ustępstw politycznych w procesie tzw. integracji. Na razie poprosił o sprzęt medyczny. Taka pomoc będzie miała jednak znaczenia wyłącznie propagandowe w sytuacji, kiedy państwo białoruskie nie podejmie zdecydowanych działań. Takich jakie podjęła Europa, w tym Polska, a nawet powoli podejmuje Rosja. Czyli nie wprowadzi izolacji społecznej. Na to się na razie nie zanosi.

Prezydent wciąż jest na etapie bagatelizowania zagrożenia i wypierania go ze swojej świadomości. Mówi, że ludzie starsi powinni się izolować. Niemal oskarża Wiktara Daszkiewicza, 75 letniego aktora z Witebska o to, że ośmielił się umrzeć na koronawirusa. Na etap chaotycznych działań jeszcze przyjedzie czas. Kiedy będzie już za późno.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Więcej materiałów autora – w zakładce Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Więcej materiałów