W białoruskiej armii działa oficjalny „pododdział tuningu” – jego żołnierze sprawdzają, jak można przystosować sowiecki sprzęt cywilny i wojskowy tak, by przetrwał na polu walki.
Czasem w wyniku ich pracy rodzą się prawdziwe Frankensteiny, jakie mogliśmy zobaczyć w szeregach różnych ugrupowań syryjskich, irackich czy libijskich bojowników. Czasem jednak nawet afrykańsko-arabska „twórczość ludowa” wyglądała poważniej.
– Podczas manewrów batalionu zmechanizowanego wojskowi technicy sprawdzają możliwość modernizacji sprzętu, ale przede wszystkim zajmują się podnoszeniem jego żywotności – opowiada materiał poświęconego sprawom armii białoruskiego programu WajenTV.
W ten sposób dowiedzieliśmy się, że na podstawie przynajmniej jednego białoruskiego batalionu zmechanizowanego stworzono warsztat tuningowy i biuro projektowe w jednym. Jego zadaniem jest w modyfikowanie maszyn wojskowych warunkach zbliżonych do frontowych.
Jeden z białoruskich pomysłów:
W podobny sposób musieli działać ukraińscy wojskowi i wolontariusze, by choć w najmniejszym stopniu zabezpieczyć cywilny sprzęt, z którego korzystali zarówno żołnierze, jak i członkowie batalionów ochotniczych.
– Mogą być wykorzystywane skrzynki z piaskiem, worki z cementem, worki z kruszywem budowlanym, ale też metalowe płoty – opowiada oficer.
Obecny półsowiecki system gospodarczy nie zapewnia białoruskiej armii dostatecznych środków na odmładzanie parku maszynowego. Dlatego w razie wojny żołnierzom przyjdzie przywitać wroga ciężarówkach, bojowych wozach piechoty i transporterach opancerzonych, które łatwo mogą paść ofiarą nawet przestarzałych granatników i broni ręcznej.
W związku z tym maszyny zyskują niezbyt piękny wygląd, ale daje on załogom szansę na przeżycie i kontynuowanie walki.
Oczywiście, czasami opcje modernizacji badane przez wojskowych mechaników wyglądają śmiesznie. Jednak póki białoruska armia nie dostanie nowego sprzętu, musi nauczyć się przetrwać na współczesnym polu walki w starych maszynach.
To, co Ukraińcy musieli w czasie wojny robić metoda prób i błędów, za które płacili krwią, białoruscy wojskowi badają w warunkach pokojowych.
O skuteczności takich konstrukcji najlepiej świadczyć może opinia strony przeciwnej – rosyjskiego bojownika, który walczył na wschodzie Ukrainy od 2014 roku:
– Przy okazji, masa naszych hura-patriotów rechotała z „płotów” na ukraińskim sprzęcie, póki nie zobaczyli dokładnie takich samych okrywających tylną część Armaty. SZOK! Okazało się, że gdy ta prymitywna zdawałoby się konstrukcja zostanie wykonana zgodnie z określonymi parametrami, to całkiem efektywnie chroni od standardowych pocisków z RPG… Już chyba pisałem o sytuacji podczas Debali [walk pod Debalcewem zimą 2015 roku – AH], gdy liczne celne strzały z RPG nie mogły zniszczyć ukraińskich BTRów właśnie przez takie kraty. Będziemy się dalej śmiać?
Wojna to prawie zawsze nieustanne współzawodnictwo miecza/pocisku/rakiety i różnych wcieleń pancerza. Można sądzić, że nawet gdy białoruskie wojsko dostanie całkiem nowy sprzęt, wcześniej czy później będzie go trzeba obwieszać workami z cementem i metalowymi kratami, gdy tylko okaże się, że i te maszyny nie gwarantują załodze pełnej osłony.
Zobacz także:
Alaksandr Hielahajeu, PJ, belsat.eu