„Dziś rano niezidentyfikowana grupa osób zaapelowała do rodziców pewnego chłopca o podjęcie działań wychowawczych wobec ich syna. Apel został pozostawiony na cmentarzu Serafinowskim w Sankt Petersburgu”. W ten sposób aktywiści ruchu „Partia Umarłych” wyrazili swój protest przeciwko polityce Władimira Putina – zostawiając skargę obok nagrobku rodziców prezydenta Rosji.
– Drodzy rodzice! Państwa syn zachowuje się niedopuszczalnie! Opuszcza lekcje historii, bije się z kolegami z klasy i grozi wysadzeniem całej szkoły! Podejmijcie działania! – napisali aktywiści na kartce pozostawionej na cmentarzu w Sankt Petersburgu.
Nawiązali tym samym do „lekcji historii”, za pomocą których Władimir Putin uzasadniał „historyczny kontekst” inwazji na Ukrainę; wojny z niegdyś „bratnim narodem” ukraińskim; ciągłych gróźb nuklearnego kataklizmu.
„Partia Umarłych” to powstały w 2017 roku rosyjski projekt poświęcony aktywizmowi artystycznemu. Według jednego z założycieli ruchu, „Patia” powstała z myślenia o akcji „Nieśmiertelny Pułk”, w której ludzie uczestniczą z portretami krewnych, którzy zginęli podczas II wojny światowej. Akcja ta, pierwotnie pomyślana przez rosyjską organizację pozarządową jako upamiętnienie swoich bliskich, po 2014 roku została w pełni zawłaszczona przez aparat państwowy i przeformułowana na narzędzie propagandowe.
Przedstawiciele „Partii Umarłych” tradycyjnie wychodzą na akcje, ukrywając swoje twarze za maskami z czaszek. Zachowują anonimowość, co pomaga im, jak twierdzą, „pozostać mniej lub bardziej bezpiecznymi”.
22 lutego tego roku, po uznaniu przez Putina samozwańczych republik w Donbasie, aktywiści „Partii Umarłych” wyszli na antywojenny protest na cmentarz Piskarowskoje w Petersburgu z plakatami „Umarli nie potrzebują wojny”, „Nie potrzebują ciał” i „Rosyjska władza będzie rosła na grobach”. Wybrali to miejsce na akcję, ponieważ miesiąc wcześniej Putin złożył tam wieniec pod pomnikiem Ojczyzny, a aktywiści chcieli go stamtąd „wykopać, by zwrócić ten cmentarz zmarłym”.
Instalacja „Apoteoza zwycięstwa”
Po 24 lutego ruch zyskał wielu nowych, anonimowych zwolenników.
– Często nie wiemy o nich zupełnie nic. I nie mamy pojęcia, gdzie to wszystko się dzieje, kim są ci ludzie. Po prostu przysyłają nam zdjęcia, a my je publikujemy z jakimiś wyjaśnieniami – mówi jeden z założycieli.
lp/ belsat.eu