O deportacjach Polaków i innych mniejszości narodowych w ZSRR z rosyjskim badaczem sowieckich represji Pawłem Polanem rozmawia Masza Makarowa.
80 lat temu rozpoczęła się druga fala deportacji w głąb Związku Sowieckiego polskich obywateli z terenów zajętych po 17 września 1939 r. Polacy byli zsyłani przez sowieckie władze jednak już znacznie wcześniej. O losie Polaków i innych prześladowanych mniejszości rozmawiamy z Pawłem Polanem, historykiem, geografem i pisarzem, badaczem “geografii przesiedleń” w ZSRR i III Rzeszy.
– Wszystkie nie mogły. Tylko wybrane, nie wszystkim tak się „poszczęściło”. Już w 1935 r. czynnik etniczny stał się dominującym w deportacjach. Represjami została dotknięta znaczna część Polaków. Ich nie tyle represjonowano, ile “czyszczono etnicznie” zamieszkiwane przez nich tereny, dlatego że żyli w pobliżu zachodnich granic ZSRR.
Czystki etnicznej dokonywano na wszelki wypadek, w oczekiwaniu na ewentualny konflikt, w tym wypadku z Polską.
Wszystkie działania NKWD były wykonywane w porozumieniu z kierownictwem partii komunistycznej i państwa. Ten czynnik etniczny był wyraźnie wyczuwalny w represjach.
– Należy tu oddzielić dwa rodzaje deportacji: totalną i częściową. Totalna, to ta, która dotyczyła całego narodu. Chodzi o tak zwane „ukarane narody” czy „represjonowane narody”. Ich było dziewięć. I tu mogły być pewne wyjątki. Dochodziło przecież do małżeństw mieszanych. I w takim przypadku, gdy mąż należał do grupy etnicznej, która nie podlegała deportacji, a żona do grupy deportowanej, kobieta miała prawo zostać przy mężu.
– Pierwsza fala to deportacja z miejsca, gdzie skoncentrowana był głównie dana mniejszość. Druga faza – z miejsc, gdzie jeszcze mógł się ktoś uchować. To takie „doczyszczenie etniczne”. Trzecia faza to czystka w armii. Ludzi [należących do podejrzanej grupy etnicznej – belsat.eu] nie demobilizowano. Znane są nawet przypadki Bohaterów ZSRR, których po wojnie odesłano do rodzin w Azji Środkowej. Ich można było wysłać na dowolną budowę, gdzie mieszkali w warunkach łagrowych – prawie jak w gułagu, a czasem nawet gorszych.
– Weźmy najbardziej jaskrawy przykład Czeczenów, bo podobnie działo się też z innymi narodami. Do wiosek w górach przyjeżdżali niespodziewanie wojskowi. Jakoby na urlop, ale w rzeczywistości było to NKWD. Na początku dokonywali czystek w odległych górskich niedostępnych miejscowościach. Często utrudniała to pogoda, gdy przełęcze zasypywał śnieg. Potem deportowano ludzi już z bardziej dostępnych miejsc, z równin. A potem został już tylko Grozny.
Na początku jechały pociągu towarowe, w których umieszczano zwykłych ludzi z ich dobytkiem. A ostatni skład był już normalny, osobowy, którym jechało partyjne „naczalstwo” i duchowni.
– Nie było żadnych przeprosin. W 1991 r. wprowadzono ustawę o administracyjnej rehabilitacji. W połowie lat 50. ub. w., po śmierci Stalina, po zjeździe partii, na którym Chruszczow wygłosił swój wykład [potępiający stalinizm – belsat.eu], doszło do tego, że deportowane narody zaczęły powracać do ojczyzny. Jednak nie wszystkie. Na początku rehabilitowano głównie partyjniaków i ludzi znanych.
– Według danych zgromadzonych z historykiem Nikołajem Popolem wewnątrz Związku Sowieckiego deportowano 6 mln. ludzi. Jeżeli z tego grona odrzucić deportowanych z przyczyn społecznych i religijnych, zostaje 2,3 mln ludzi – czyli około 2/3 całej liczby deportowanych to mniejszości etniczne.
jb/belsat.eu