W noc na przełomie października i listopada Białorusini od wieków starali się nawiązać łączność z zaświatami podczas ceremonii Dziadów.
Pod wpływem Kościoła katolickiego, stare pogańskie święto zostało zmodyfikowane i przekształcone w Dzień Wszystkich Świętych, po których następują Zaduszki – dzień, w którym wierni odwiedzają groby przodków i modlą się za swoich bliskich zmarłych. Niektóre przedchrześcijańskie tradycje są obecne na Białorusi do dziś. Oprócz zapalenia zniczy, niektórzy nadal wypijają za duszę zmarłych kieliszek wódki i zostawiają na grobach cukierki. Czasem na wsiach organizowane są uroczyste wieczerze, tak by „ugościć” zmarłych, którzy w ten dzień odwiedzają swoich potomków.
Jak podaje gazeta „Litewskie i Białoruskie Polesie” z 1882 r., tej nocy mieszkańcy wsi zbierali się na cmentarzu, w ruinach cerkwi czy innego budynku. Przynosili ze sobą obowiązkowo jajka lub jajecznicę na słoninie, a do tego wódkę i przyzywali nieboszczyków, krewnych i przyjaciół.
„Oni nie mają wątpliwości, że cienie ich zmarłych pojawiają się i są obecne wśród nich, że przyniesiony przez nich poczęstunek, jest dla nich czymś przyjemnym i dodaje im sił. To przyzywanie nieboszczyków odbywa się w noc Radaunicy (prawosławny dzień zmarłych – Belsat.eu) czy Dziadów. Za dnia odbywają wypominki w cerkwi lub kościele. Bogatsi zapraszają księdza na groby, by odprawił msze za zmarłych.
Wspominanie zmarłych czy inaczej „tryzna” odbywało się też w domach. Przed ich rozpoczęciem smażono stos małych naleśników – czyli blinów. Wzywanie dusz polegało na wymienianiu imion zmarłych. Po każdym wymienionym imieniu – dana osoba wypowiadała słowo „chałtury” – czyli przekształcone łacińskie słowo „hovetur” – wzniesienie, pogrzeb. Po czym rzucała jeden z blinów na stół. Odbywało się to w całkowitej ciszy. Potrawy, których nie zjedzono, rozdawano wśród wędrownych żebraków.
Niekiedy podczas obrzędu przyzywania przodków składano nawet krwawą ofiarę. Wydawane na Litwie białoruskie czasopismo „Krywicz” z 1927 r. tak opisywało tajemniczy obrzęd, który odbywał się regionie Witebskim.
“To było w Reczkach, w kościelnym folwarku na drodze z Nowego Pahostu do miasteczka Hermanowicze. W tych Reczkach stała pod lasem zbudowana z drewna, porzucona kapliczka. Od dawien dawna było wiadome, że w tej kapliczne zbierali się w noc Dziadów starzy mieszkańcy wsi. Przyprowadzali ze sobą kozła lub barana, rozniecali święty ogień, zarzynali kozła i piekli go w kapliczce, urządzając wspominkową wieczerzę przy obrzędowych pieśniach.
W latach 1860. czy 1870. z inicjatywy przysłanego w celu rusyfikacji kraju prawosławnego popa z Nowego Pohostu […] i księdza Puszczyńskiego z Hermanowa, który w tym czasie odprawiał dodatkowe nabożeństwa po rosyjsku, dzięki czemu miał wielki szacunek wśród administracji, w nocy Dziadów kaplicę otoczyło wojsko i aresztowało 70 osób. W wyniku przeprowadzono śledztwo, odbył się sąd i na mocy wyroku 30-40 osób zesłano na Sybir za „świętokradztwo”.”
Do dziś na starych cmentarzach na Polesiu można zamiast nagrobków zobaczyć drewniane kłody nazywane „narubami” czy „dubami”. Są one również powiązane z obrzędem Dziadów, gdyż często kładzione były w pierwsze Dziady po śmierci. Do dziś naruby można znaleźć na cmentarzach w poleskich wsiach: Pare, Bogdanowka, Biżerewicze, Cerabień, Hryłkowicze. Starzy mieszkańcy twierdzą, że kładziono je, by zmarli nie opuszczali grobów i nie zaglądali do obejść. Według innych relacji miało to czysto praktyczny cel, by dzikie zwierzęta nie rozkopywały mogił.
Dawniej Białorusini wierzyli, że w noc Dziadów można zobaczyć na własne oczy dusze zmarłych. Przybycie każdej duszy obwieszczało migotanie świecy. Osoby szczególnie predestynowane do spotkania z duszami musiały być albo bezgrzeszne, albo bardzo stare. Musiały cały dzień spędzić na poście i modlitwie, a w czasie wieczerzy wejść na piec. Na szyi zawieszały wełnianą nitkę czy pas. Oblicza przodków pojawiały się na płótnie zarzuconym na chomąto, którego nie można było dotknąć ręką i należało je trzymać obcęgami.
Paulina Walisz, jb/belsat.eu