Rosja do tej pory z dystansu przyglądała się kryzysowi koreańskiemu. Teraz jednak postanowiła wykorzystać niepowodzenia amerykańskiej dyplomacji i aktywnie działać na azjatyckim podwórku.
Przywódca Korei Północnej Kim Dżong Un dotarł dziś swoim opancerzonym pociągiem do rosyjskiego Władywostoku. Było jak za starych czasów: orkiestra, dziewczynki w rosyjskich strojach ludowych i powitanie chlebem i solą.
Jutro Kim Dżong Un będzie rozmawiał z Władimirem Putinem. To pierwsza wizyta koreańskiego dyktatora w Rosji w historii jego siedmioletnich już rządów. Kim Dżong Un za granicę jeździ rzadko. Do tej pory bywał w sąsiedniej Korei Południwej, Chinach i w Wietnamie – na szczycie z Donaldem Trumpem.
Mimo początkowego entuzjazmu wycieczka do Hanoi w lutym skończyła się źle. Północnokoreański satrapa obraził się na Trumpa. I to właśnie niepowodzenia dwustronnej, amerykańsko-północnokoreańskiej dyplomacji skłoniły Putina do działania.
Ostatni raz rosyjska dyplomacja była tak aktywna w sprawach Półwyspu Koreańskiego w 2011 r. Wówczas w rosyjskim Ułan Ude poprzedni północnokoreański dyktator, Kim Dżong Il rozmawiał z Dmitrijem Medwiediewem, ówczesnym prezydentem Rosji.
W tym samym roku odbyło się forum rosyjsko-koreańskie w Petersburgu. Moskwa liczyła na południowokoreańskie inwestycje. Ale po śmierci Kim Dżong Ila do władzy doszedł jego syn, Kim Dżong Un. Korea Północna znowu wkroczyła na drogę konfrontacji, pokazów siły i prób atomowych.
Rosja wycofała się z aktywnej polityki wobec obu Korei. Po 2014 r. i agresji na Ukrainie Moskwa sama znalazła się w międzynarodowej izolacji.
Kryzys koreański próbował tymczasem rozwiązać Donald Trump. Liczył na to, że wystarczy spotkanie z Kim Dżong Unem, uściśnięcie mu ręki i pokazanie światu, że da się z nim rozmawiać. Jak się okazało, po szczycie amerykańsko-północnokorańskim w Hanoi Kim Dżong Un wznowił testy rakietowe. Na początku marca Koreańczycy z Północy zaczęli odbudowę ośrodka testów rakietowych w Sohae, który wcześniej zdecydowali się rozebrać.
– W obecnej sytuacji bardzo prawdopodobne jest, że Kim może poszukiwać alternatywnych sposobów wzmocnienia relacji z Rosją, która jest tradycyjnym sojusznikiem Pjongjangu – mówił Li Chengri z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych w China Daily.
Północnokoreański dyktator nie porzucił jeszcze rozmów z Amerykanami, jednak wyraźnie naciska na bezpośrednie spotkania w cztery oczy z Trumpem. I nie akceptuje amerykańskich nacisków na szybkie wycofanie się Korei Północnej ze zbrojeń nuklearnych i rakietowych.
Dlatego zaczął szukać alternatywy i wsparcia. Nie tylko w Chinach, które są bardzo ważnym partnerem gospodarczym północnokoreańskiego reżimu. Ale i w Rosji. Zaangażowanie w koreańską dyplomację jest również ważne dla Władimira Putina.
Rosyjski prezydent bardzo potrzebuje teraz sukcesów międzynarodowych. Nie udaje mu się przełamać izolacji w Europie. Nie wyszły dotychczasowe kalkulacje na poprawę relacji z USA po elekcji Trumpa. Stosunki rosyjsko-amerykańskie tkwią w impasie. Putin wdał się również w konflikt z Alaksandrem Łukaszenką. I choć rosyjskie media akcentują, że ma nad białoruskim prezydentem przewagę, to na razie końca sporu nie widać.
Mimo sukcesów militarnych w Syrii i zacieśniania relacji z Turcją, również na Bliskim Wschodzie Putin nie odniósł spektakularnego sukcesu. Amerykanie i Europejczycy nie zgodzili się na czołową rolę Moskwy w procesie pokojowym w Syrii.
Także podejmowane ostatnio próby porozumienia z Japonią póki co nie zakończyły się sukcesem. Dyplomatyczny blitzkrieg w Azji jest Putinowi potrzebny. Dlatego zdecydował się gościć Kim Dżong Una.
– Putin i Kim będą rozmawiać o dwustronnych relacjach, denuklearyzacji półwyspu i regionalnej współpracy – ujawnił rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
Za tą dyplomatyczną nowomową tkwi zapowiedź wejścia Rosji w koreański proces rozbrojeniowy. W ten sposób Kim Dżong Un zyska wsparcie i będzie mógł rozgrywać negocjacje z USA i Koreą Południową ze wzmocnionej pozycji.
Od teraz Rosja stanie się aktywnym graczem w koreańskich sprawach. Zaraz po spotkaniu z Kimem Putin leci do Pekinu, by omówić dalszą politykę z Chińczykami. A dla dyplomacji amerykańskiej problem stanie się jeszcze bardziej skomplikowany i nie wróżący Trumpowi szybkiego sukcesu.
Michał Kacewicz/belsat.eu