Ostatnią szansą Łukaszenki są ziemniaki i czas. Rozmowa z Kamilem Kłysińskim z OSW


Kreml nieprzychylnie patrzy na wielokierunkową politykę Mińska. Drogi Białorusi i Rosji rozchodzą się, a Moskwa kroczy ku podporządkowaniu sobie Mińska. Tak uważa Kamil Kłysiński, ekspert ds. Białorusi z Ośrodka Studiów Wschodnich. W programie “Świat i my” tłumaczy Siarhiejowi Pielasie, jak Kreml chce to zrobić legalnie i co w 2019 roku może uratować Białoruś od uścisku rosyjskiego niedźwiedzia.

Siarhiej Pielasa: – Według mnie, najciekawsze są cztery worki ziemniaków i sało [marynowana słonina – przyp. red.], które Alaksandr Łukaszenka przywiózł osobiście na Kreml na drugie spotkanie z Władimirem Putinem. Co to za prezenty i jaki mają sens?

Kamil Kłysiński: – Niestety, te dwa spotkania pod koniec roku były tak nieskuteczne, o ile wiemy, że pozostały jedynie te wory z kartoflami i sało.

Wydaje mi się, że był to najpewniej uszczypliwy żart ze strony Władimira Putina, gdy na pytanie, jaki prezent dostanie od Białorusi, odpowiedział: “A co można dostać od Białorusi? Tylko ziemniaki i słoninę”.

Według mnie, Alaksandr Łukaszenka traci ostrożność, starzeje się. I odpowiadając na ten żart, umocnił negatywny stereotyp Białorusina w Rosji. Takiego, który jest “bulbaszem” [kartoflarzem – od red.], który jedynie uprawia ziemniaki i niczego bardziej skomplikowanego, nowocześniejszego zrobić nie umie. Nie było to korzystne dla wizerunku Białorusi w Rosji. Dlatego było widać uśmiech Putina, gdy przyjmował ten osobliwy prezent.

Фота
Лукашэнка прывёз Пуціну 4 мяхі сартавой бульбы. Фотафакт
2018.12.29 23:34

– Słyszałem jeszcze inną wersję. Znajomy ormiański publicysta i polityk Turgan Chzmaljan zrozumiał to tak, że cztery worki ziemniaków i sała to znak, że Białorusini przetrwają wszelkie problemy: i wojnę, i konflikty, i nieporozumienia. “Mamy ziemniaki i sało, mamy co jeść”. A cztery worki oznaczają cztery pory roku – cały rok.

– Może i tak, ale to raczej na modłę dalekowschodnią. Takie wnioski wysunęliby Chińczycy, to bardziej w ich stylu. Według mnie Łukaszenka postąpił prosto. Była prośba o taki prezent, “to ja przywiozę, jestem dumny ze swoich ziemniaków”. On sam je uprawia w swoim ogrodzie i urządza wykopki we wrześniu, wszyscy to widzą w telewizji. Ale nie uważam, by to było najlepsze posunięcie.

– Najczęściej o sensie tego konfliktu dziennikarze i analitycy mówią tak: chodzi o to, że białoruski budżet straci na rosyjskim manewrze podatkowym kilkaset milionów dolarów rocznie. Łukaszenka domaga się jakiejś rekompensaty – na przykład w formie niższych cen za gaz. Ale równocześnie, podczas poprzedniego spotkania, wydaje się, że jeszcze przed tymi ziemniakami, Łukaszenka powiedział, że ilość problemów jest ogromna. Oznacza to, że nie tylko w tym tkwi problem. Według pana, jakie jeszcze problemy mają Białoruś i Rosja?

– Jest ich naprawdę dużo, to cały kompleks problemów. Problem naftowy jest pewnie najbardziej zauważalny, bo dotyczy już tego roku. W tym roku, można powiedzieć, białoruski budżet straci kilkaset milionów dolarów, niektórzy mówią nawet o 400 milionach. Trudno to policzyć, bo bardzo dużo zależy od cen ropy, które zmieniają się zgodnie z koniunkturą. Są też kwestie dotyczące gazu, handlu, dostępności rosyjskiego rynku dla białoruskiego eksportu i ogólna kwestia przyszłości stosunków białorusko-rosyjskich. Tak naprawdę, drogi tych dwóch państw rozchodzą się, a było to już widać na tle wydarzeń na Ukrainie cztery lata temu.

Białoruś chce tego, co jest i nie pragnie niczego zmieniać – chce utrzymać subsydia na obecnym poziomie bez rezygnacji z suwerenności.

Jednocześnie Białoruś pragnie, jak mówiono w Mińsku, prowadzić politykę wielokierunkową, której Rosja nie toleruje. Ona patrzy na tą wielokierunkowość coraz nieprzychylniej. Najwyraźniej cierpliwość się kończy. Rosja domaga się większej lojalności władz w Mińsku i pogłębienia integracji w ramach Państwa Związkowego. W rzeczy samej, takie podporządkowanie sobie Białorusi jest najlepszym posunięciem ze strony Rosji – bez czołgów, bez zielonych ludzików, bez jakichkolwiek bezprawnych działań, które wywołałyby kolejną falę sankcji i, możliwe, że sprzeciw Zachodu na różnych poziomach. To jedynie wykorzystanie legalnej drogi w ramach umowy, którą w 1999 roku Łukaszenka podpisał osobiście.

– Łukaszenka, Białorusini, przynajmniej część, sprzeciwiają się, nie chcą pogłębiać integracji. Białoruś pragnie pozostać w takich relacjach z Rosją, w jakich jest, i bliżej być nie musimy. Czy prawdziwym celem Moskwy jest bardzo głęboka integracja ze wspólną przestrzenią celną i walutą, wspólną przestrzenią wizową? Czy tylko się targuje – podaje wyższą cenę, by ugrać przynajmniej część?

– Zbyt dużo w tym działań i oficjalnych oświadczeń, jak na zwykłe targowanie. Po 13 grudnia, gdy usłyszeliśmy słynne ultimatum Dmitrija Miedwiediewa, jak nazywają je media, jestem już przekonany, że Rosja zmierza w tym kierunku. W jakim stopniu to zrealizuje, to już inna rozmowa, ale zamiar jest. W ciągu ostatnich lat nie było tak, by Rosja na poziomie rządowym, nie za pośrednictwem mediów, nie przez Niezygar [zamieszczający kontrolowane przecieki z Kremla kanał na komunikatorze Telegram], nie przez Instytut Państw WNP lub Rosyjski Instytut Studiów Politycznych, a ustami członka władz wspominała, a nawet żądała pogłębienia integracji, i to jeszcze w formie szantażu. Powiększenie lub zachowanie subsydiów jest możliwe tylko w ramach pogłębionego Państwa Związkowego. Teraz mamy inną sytuację.

Już w sierpniu, gdy Michaiła Babicza wyznaczono na nowego ambasadora w Mińsku, pisaliśmy w raportach analitycznych, które są dostępne na naszej stronie, o naszych przypuszczeniach, że Rosja pójdzie w kierunku Państwa Związkowego, że taka będzie jej droga.

A teraz, po wydarzeniach grudniowych, jesteśmy tego już pewni.

– Jak w tym roku mogą się rozwijać wydarzenia? Czy Łukaszence uda się zachować status quo, tracąc nawet jakieś subsydia, siedząc na ziemniakach i słoninie, ale zachowując w ziemiankach przynajmniej ten poziom suwerenności, jaki jest? Czy jednak pójdzie na ustępstwa? Może nie na wszystkie, ale przynajmniej na część?

– To bardzo ciekawe pytanie. Myślę, że Łukaszenka wybierze, i ja bym na jego miejscu tak zrobił, grę na czas i przeciąganie tego procesu. Jedyną szansą jest dla niego odwlekanie w czasie. Sytuacja w Rosji może się zmienić, pojawią się inne wyzwania, zewnętrzne, których wciąż jest wystarczająco dużo.

– Na przykład jakie?

– Pogorszenie stosunków z Ukrainą, co zawsze jest możliwe. Może też pogorszenie stosunków z USA, wyzwania w innych zakątkach świata. Oczywiście bardzo ważne są też kwestie wewnętrzne, niezadowolenie społeczne i inne zadania. Myślę, że Łukaszenka na to liczy i to jego naprawdę jedyna szansa. Atutów ma mało, a głównym z nich jest czas.

Różne rozmowy i deklaracje przyjaźni, przypominanie, że “gniliśmy razem w okopach i zwyciężyliśmy faszystów w Berlinie”, już nie działają. Nie działa też schemat “gaz za pocałunki”.

Widać z deklaracji rosyjskich władz, że żądania Rosji są bardzo konkretne. Myślę, że Łukaszenka ma niewielkie szanse. Nie powinniśmy też zapominać, że Białoruś jest potrzebna Rosji jako przykład, jako witryna wystawowa integracji i przyjaźni.

Hавiны
Лукашэнка разгромна перамагае Пуціна
2019.01.03 17:24

Jak to się mówi: mamy jeszcze niepodległe państwo, a Rosja to nasz sojusznik.

– I pozostaje partnerem. Przypomnę o jeszcze jednym epizodzie: w drugiej połowie roku, jesienią, planowane są kolejne manewry wojskowe. Tym razem będą odbywać się na terenie Rosji pod nazwą “Tarcza Związku”. Wtedy Białoruś także będzie potrzebna Rosji jako partner, a nie przeciwnik, który broni się przed napadami i wzmiankami o Państwie Związkowym. To także jest szansa na przeczekanie.

– I możliwe, że ta “Tarcza Związku” obroni przynajmniej tą suwerenność Białorusi, która jeszcze w tym momencie jest, do jakiej doprowadziła polityka Łukaszenki.

Wywiad jest częścią programu “Świat i my” z Siarhiejem Pielasą

pj/belsat.eu

Aktualności