Gdy w Kolonii Karnej nr 2 w Bobrujsku wybuchła epidemia koronawirusa, odcięto ją od świata, a osadzonym zakazano o tym mówić. Sprawdzamy, co dzieje się w tym słynnym więzieniu.
Bobrujska kolonia jest więzieniem znanym na Białorusi. Osadzane są tu osoby skazane za posiadanie narkotyków, ale także więźniowie polityczni. O tym, że wybuchła tam epidemia koronawirusa bliscy osadzonych dowiedzieli się nieoficjalnie pod koniec maja. Żona jednego z więźniów wspomina, że podejrzenia zaczęły się po tym, gdy niespodziewanie zamilkły telefony. Na “więziennej” grupie w sieci społecznościowej VKontakcie pojawiły się wtedy domysły, że administracja chce zataić informacje o zakażeniach.
– Gdy wreszcie zadzwonił do mnie mąż, nie czekałam, aż coś powie. Sama powiedziałam, że wiem o epidemii. Tylko potwierdził moje obawy – mówi kobieta. – Za to wiadomo, że za rozmowy o koronawirusie grozi im karcer. Tego typu informacje składamy w całość z różnych wiadomości z Vibera i VKontakcie – tłumaczy.
Pogłoski potwierdza były więzień polityczny Zmicier Palijenka. Anarchista spędził w bobrujskiej kolonii dwa lata i ciągle utrzymuje kontakt z kolegami z celi. Uważa on, że osadzeni są zastraszani przez strażników.
Zmicier Palijenka. Zdjęcie: Iryna Arachouskaja/belsat.euO koronawirusie mogą mówić bliskim tylko przez telefon. Nawet podczas rozmów przez skype nie mogą nic powiedzieć, bo obserwują ich strażnicy – opowiada się były więzień polityczny.
Według źródeł Biełsatu, więźniów przeniesiono z dwóch najdalej stojących baraków, które zamieniono w izolatki. To oznacza, że osadzeni w nich utracili możliwość pracy. Przenoszeni są tam nie tylko chorzy, ale też tak zwane “kontakty” 1. i 2. stopnia.
Bliscy więźniów mówią, że infekcja została przywleczona z miejscowej placówki medycznej. Jednak administracja kolonii karnej nie potwierdza tych informacji. W związku z tym do bliskich dochodzą głównie plotki, w tym o licznych zgonach. Żona więźnia uważa, że to nieprawda.
Gdyby rodziny dowiedziały się, że ich bliski zmarł na Covid, to nikt by nie milczał – przekonuje kobieta.
Palijenka mówi, że wiele osób ma objawy zakażenia, jednak nie wiadomo, czy robi się im testy. Matkom, które dzwonią do administracji po informacje o ich dzieciach powtarza się tylko: “Wsio w pariadkie”.
Ілюстрацыйны здымакPoza utworzenie izolatorium, w więzieniu wprowadzono też dezynfekcję. Osadzeni, którzy pracują w szwalni, szyją teraz maski i fartuchy ochronne – twierdzi Palijenka.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ostrzegała wcześniej, że osadzeni w więzieniach są najbardziej narażeni na Covid-19. Nie ma tam możliwości zachowania dystansu i epidemia rozprzestrzenia się błyskawicznie.
Obrońca praw człowieka Siarhiej Uscinau uważa, że państwo ukrywa zakażonych koronawirusem w koloniach karnych. Media nie są nawet informowane o tym, że administracja podjęła jakieś środki bezpieczeństwa.
Już wcześniej było wiele przypadków, gdy więźniom nie udzielano pełnej pomocy medycznej i umierali. A co dopiero koronawirus, który roznosi się w zawrotnym tempie. Jeśli pomnożymy to przez zamiłowanie władz do ukrywania prawdziwych statystyk zakażeń, to skala epidemii w więzieniach może być straszna – mówi działacz.
Osadzeni nie mogą się teraz spotykać z rodzinami. Uscinau uważa, że to dobre rozwiązanie. Strażnicy często zabraniają też więźniom dzwonić do bliskich, by wywrzeć na nich presję.
– To nie do przyjęcia – uważa obrońca praw człowieka.
Korespondentce Biełsatu nie udało się skontaktować z administracją Kolonii Karnej nr 2 w Bobrujsku. Przez dwa dni z rzędu w zakładzie nie było osoby, która mogłaby udzielić nam komentarza.
Ksenija Tarasiewicz,pj/belsat.eu