Władze Brześcia dalej prześladują niezależnych dziennikarzy Alesia Lauczuka i Miłanę Charytonawą. Tym razem za relację z protestu przeciwko potencjalnie niebezpiecznej fabryce akumulatorów przy polsko-białoruskiej granicy.
W niedzielę 18 listopada funkcjonariusze milicji zobaczyli, że Aleś Lauczuk i Miłana Charytonawa nagrywają tradycyjne karmienie gołębi. To wystarczyło, by oskarżyć dziennikarzy o nielegalny wyrób i rozpowszechnianie produktów medialnych (art. 22.9 cz.2 Kodeksu Wykroczeń). Sędzia Zmicier Szuryn skazał małżeństwo dziennikarzy na najwyższy możliwy wymiar kary – łącznie 100 “kwot bazowych”, czyli 2550 rubli białoruskich – 4437 złotych.
Wyrok zapadł 9 stycznia, jednak dziennikarzy nie było na sali sądowej. Nie widzą oni sensu uczestniczenia w tej politycznej farsie, której wynik jest z góry znany.
– To zwykły bandytyzm ze strony władz. O ile wcześniej haracze z mieszkańców mojej dzielnicy wyciągali przestępcy, to teraz zajmuje się tym państwo, które usiłuje w ten sposób zamknąć nam usta. Ale nie uda im się to, bo prawda jest po naszej stronie – powiedział Biełsatowi Aleś Lauczuk.
W ubiegłym roku Lauczuk i Charytonawa zostali skazani po sześć razy. Łączna wysokość grzywien osiągnęła równowartość ponad 20,5 tys. złotych.
as, pj/belsat.eu