Startująca w wyborach prezydenckich w zastępstwie aresztowanego męża Swiatłana Cichanouskaja będzie kontynuować swoją kampanię wyborczą. Mimo anonimowych „ostrzeżeń” czym to się może skończyć dla niej i jej rodziny.
Dziś rano do Cichanouskiej zadzwoniono z ukraińskiego numeru telefonu. Nieznana osoba „ostrzegła” ją, że jeśli będzie kontynuować swoją kampanię, to sama może trafić do więzienia, a dzieci zostaną jej odebrane.
Niezależna pretendentka poinformowała o tym w dramatycznym apelu do swoich zwolenników.
– Stoję przed wyborem: dzieci lub dalsza walka, myślę, że wybór jest oczywisty – powiedziała wówczas, chociaż zastrzegła się, że o swojej ostatecznej decyzji powiadomi w późniejszym terminie.
Jeszcze dziś potwierdziła jednak, że ma zamiar kontynuować swoją kampanię i przekazała władzom dzielnicowym w Homlu podpisy zebrane pod swoją kandydaturę.
– Tylko tak mogę pomóc mężowi – oznajmiła.
Siarhiejowi Cichanouskiemu nie udało się zarejestrować, bo w czasie składania dokumentów odbywał karę aresztu. Teraz także przebywa w areszcie: został zatrzymany 29 maja podczas pikiety wyborczej w Grodnie. Wszczęto przeciwko niemu postępowanie karne za „organizowanie działań naruszających porządek publiczny i za atak na milicjanta”. Wkrótce potem przeszukano jego zamiejski dom, gdzie “znaleziono” ponoć 900 tys. dolarów.
Wczoraj wieczorem Swiatłana Cichanouskaja, której w zastępstwie męża udało się zarejestrować własny komitet ogłosiła, że zebrała 100 tys. podpisów pod swoją kandydaturą. To minimum wymagane, aby obecni pretendenci mogli zostać zarejestrowani przez Centralną Komisję Wyborczą jako oficjalni kandydaci. Zbiórka podpisów potrwa do 19 czerwca.
kt, cez/belsat.eu