W mijającym tygodniu rosyjska propaganda skupiła się na incydencie dyplomatycznym, jakim było niestawienie się rosyjskiego ambasadora w polskim MSZ. Został tam wezwany po tym, gdy rosyjska rakieta przeleciała nad polskim terytorium. Omawiano też „zagadkową” śmierć polskiego generała, który miał zginąć w Donbasie w rosyjskim ostrzale.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zareagowało na przelot rosyjskiej rakiety nad polskim terytorium wezwaniem ambasadora Rosji w Warszawie Siergieja Andrejewa. Ten w polskim ministerstwie się nie stawił, co wywołało falę komentarzy w kremlowskich mediach.
Portal News.ru artykuł na temat niestawienia się dyplomata opatrzył wymownym nagłówkiem „Ambasador Rosji w Polsce z godnością odpowiedział na chamstwo Zachodu”.
Portal prawosławnej telewizji Cargrad, należący do obłożonego zachodnimi sankcjami kremlowskiego oligarchy Konstantina Małofiejewa, wyjaśniając zachowanie ambasadora stwierdził, że „tchórzliwy plan Polski zawalił się”, bo ten doskonale ponoć wyjaśnił powód swojego nieprzyjścia. Stwierdził bowiem, że Polacy nie przedstawili żadnych dowodów, że był to rosyjski pocisk.
Portal stwierdził też, że to Polska sama jest winna prawdopodobnemu upadkowi ukraińskich rakiet przeciwlotniczych w Przewodowie w listopadzie 2022 roku, w wyniku czego zginęły dwie osoby.
– Warszawa w takim samym stopniu może winić samą siebie, bo gdyby nie zaopatrzyła Sił Zbrojnych Ukrainy w broń i najemników, konflikt dawno by się zakończył i żadne rakiety nie poleciałyby w stronę Polski – napisano.
Cargrad przypomniał tym samym, że w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy rzekomo walczy ogromna liczba polskich najemników.
– Jak podają media – to urlopowani zawodowi żołnierze. Według nieoficjalnych informacji ich liczba jest liczona w tysiącach. Rosyjscy żołnierze często spotykali polskich najemników i regularnie słyszeli polską mowę w przechwytach radiowych. Niemniej jednak Warszawa oficjalnie nadal twierdzi, że nie jest stroną konfliktu – napisał Cargad, choć w istocie ani rosyjskie władze, ani media nie przedstawiły choćby jednego dowodu na „masowy udział” polskich żołnierzy w walkach po stronie Ukrainy.
Tymczasem sam Siergiej Andriejew z okazji swojego niestawienia się w polskim MSZ dał wywiad samemu Władimirowi Sołowjowi, propagandyście znanemu z mało dyplomatycznego języka, w programie radia Wiesti.fm. W tej samej audycji Sołowjow nazywał np. Zełenskiego „narkomanem z Kijowa”, co rusz padały określenia w stylu „śmierdzące banderowskie ryje”, „chochły” (pogardliwe określenie na Ukraińców) etc. Najbardziej zajadły rosyjski propagandysta rozpływał się nad gestem dyplomaty.
– Tak mocno pan zareagował – znajcie naszych – szanuję – pochwalił.
Andriejew oskarżył Polskę, że choć zarzuca mu złamanie Konwencji Wiedeńskiej, jego zdaniem sama ją łamie, „grabiąc konta” rosyjskiej ambasady i że on nigdzie chodzić nie musiał.
Dalej Sołowiow zapytał o sytuację w Polsce, śmiejąc się, że wszędzie tam są „nasi” agenci, włączając w to rolników blokujących ukraińską granicę. Andrejew stwierdził, że w Polsce zawsze padają takie oskarżenia, nawet gdy rosyjskiej agentury nawet nie ma w pobliżu.
Dyplomata przyznał, że polsko-rosyjskie relacje się nie poprawiły po zmianie władzy:
– Rozwój sytuacji na frontach Północnego Okręgu Wojskowego prawdopodobnie działa otrzeźwiająco. Chociaż, naturalnie, nasze stosunki z Polakami nie ulegają poprawie. Pod tym względem nie ma żadnych zmian, żadnego postępu po zmianie władzy w Polsce. Wszystko pozostaje mniej więcej takie samo, z tą różnicą, że teraz rząd i opozycja zamieniły się miejscami – wyjaśnił Siergiej Andriejew.
– Rusofobiczne poglądy u nich w rzeczywistości są takie same – dodał Sołowjow.
Następnie prowadzący zapytał o reakcję społeczeństwa na dane upublicznione przez rosyjskie ministerstwa obrony o rzekomo „ogromnych stratach” wśród Polaków walczących na Ukrainie i czy Polacy widzą „napływające trumny?”
– To temat tabu. Choć po cichu przyznają się, że na terytorium Ukrainy przebywają polscy ochotnicy. Sugerują, że część z nich ginie. Jednak informacje o ich masowej śmierci są starannie przemilczane – dodał ambasador Rosji w Polsce.
Zdaniem dyplomaty Polacy nie przedstawiają żadnych dowodów na to, że rakiety, które wleciały na terytorium Polski, były rosyjskie, więc tym razem postanowił nie odwiedzać polskiego MSZ.
Sołowjow pytał też o stosunek Polaków do Ukrainy. Sugerował, że Polska planuje wprowadzić na Ukrainę wojska w celu odebrania ziem, „które im się należą”.
Andriejew stwierdził, że zauważalne pogorszenie nastrojów w polskim społeczeństwie wobec Ukrainy nastąpiło około rok temu w związku z napływem ukraińskiego zboża i protestami polskich rolników oraz faktem, że „reżim kijowski” nie spieszy się, by przeprosić Polaków za zbrodnię wołyńską.
Jednak przyznał z żalem, że ani polskie władze, ani społeczeństwo nie jest gotowe, by zrezygnować z pomocy Ukrainie „z jednym niuansem”. Polacy, jego zdaniem, są gotowi dostarczać uzbrojenie i okazywać wszelką inną pomoc, ale „sami kategorycznie nie są gotowi, by walczyć”.
– Niech ktoś inny walczy z Rosjanami o interesy Zachodu, ale nie my sami – skomentował.
Andriejew stwierdził, że Polski rząd tworzy „schizofreniczny” potok informacji, strasząc Polaków wojną z Rosją, co powoduje zwiększony poziom obaw wśród obywateli.
Na pytanie, dlaczego Polska „chcąc zostać głównym przedmurzem Ameryki”, domaga się reparacji od Niemiec i narusza swoje relacje z nimi, ambasador stwierdził, że ma nadzieję na „darmochę”.
– Na 1,5 bilionów dolarów czy euro nikt nie ma nadziei, ale w tym szumie może coś tam skapnie – stwierdził, dodając, że obecny rząd też nie zrezygnował z tych planów.
Rosyjski propagandysta pytał też o reakcję w Polsce na masakrę w podmoskiewskim Crocus City Hall.
Ambasador stwierdził, że polskie władze długo zwlekały z reakcją i, gdy już wypowiedział się „cały świat”, odezwały się dopiero w sobotę wieczorem. Wspomniał wprawdzie, że premier Donald Tusk wyraził ubolewanie. Dezaprobatę dyplomaty wywołał jednak fakt, że polski premier dodał, że nadzieję, że nie stanie się to powodem dla nikogo dla eskalacji przemocy i agresji.
– Dalej pojawiły się niuanse – wiceminister spraw zagranicznych, niejaki (Andrzej) Szejna z partii Nowa Lewica stwierdził, że Rosjanie na Ukrainie nie robią lepszych rzeczy w porównaniu z tym aktem terrorystycznym. A w mediach eksperci, pseudoeksperci gadają, że choć ISIS wziął na siebie odpowiedzialność za ten akt, to Rosja kieruje uwagę w stronę Ukrainy, a jest jasne „że Ukraina nie ma nic z tym wspólnego”. I że ten akt terroru jest wygodny dla Putina. A może za tym stoją rosyjskie specsłużby? – cytował polskich komentatorów.
Stwierdził, że podobnie było pod koniec lat. 90. ubiegłego wieku przy okazji wysadzenia kilku domów mieszkalnych w Rosji.
– Wtedy też bardzo energicznie starali się oskarżyć rosyjskie służby specjalne o prowokacje. I w takim kluczu główne media obrabiają opinię publiczną. W stylu: nie da się przemilczeć, zaprzeczyć nieludzkiemu charakterowi tego, co wydarzyło się w Moskwie. Ale trzeba szybko tę sprawę zaplątać, przesunąć akcenty. I od dawna mają tym, chwała Bogu, ręce zajęte – dodał.
Na stwierdzenie, że Polacy mają „zero empatii”, dyplomata odrzekł, że zwykli obywatele ją wykazują, wysyłając na mail rosyjskiej ambasady wyrazy wsparcia, oburzenia i solidarności. Jednak jego zdaniem na poziomie władz i mediów i okołopolitycznych kręgów reakcja jest całkiem inna. Zarzucił też, że przy okazji wizyty w MSZ chciano mu udowodnić, że „Rosja nie miała racji i sama jest sobie winna, bo gdyby nie napadła na Ukrainę, to nic takiego by nie było”
– Nie było sensu wysłuchiwać podobnych sentencji i próbować wyjaśnić coś ludziom, którzy nie chcą tego pojąć – powiedział.
Andriejew komentował też sytuację gospodarczą w Polsce i stwierdził, że sytuacja dla polskiego biznesu jest niewesoła z powodu wysokiej inflacji i problemów niemieckiej gospodarki wywołanej antyrosyjskimi sankcjami.
Pytany o próby werbunku pracowników przez polskie służby specjalne ambasady, stwierdził, że taki przypadek miał miejsce lata temu, ale „koledzy odpowiednio zareagowali”.
Szereg popularnych rosyjskich portali napisało o nagłej śmierci generała Adama Marczaka, szefa ulokowanego w Belgii sztabu operacji EUFOR w Bośni Hercegowinie. Tabloid Moskowskij Komsomolec stwierdził, że polski wojskowy „mógł zginąć na Ukrainie”, gdyż „zbyt dużo czasu spędzał na wschodzie”. Marczak miał być zabity w okolicach miasteczka Czasiw Jar w Donbasie. Gazeta podała, powołując się swojego korespondenta wojennego i blogerów, że był on doradcą dowództwa VII Korpusu Sił Zbrojnych Ukrainy (korpusu powietrzno-desantowego).
Rosyjski wojskowy ekspert płk Wiktor Baraniec w rozmowie z Cargradem „ujawnił” więcej szczegółów. Polski generał miał zginąć w uderzeniu rakietą Iskander w grupę wysokich rangą oficerów NATO, zawiezionych do Donbasu przez nowego naczelnego dowódcę Sił Zbrojnych Ukrainy, generała Ołeksandra Syrskiego. Główną przesłanką dla rosyjskich mediów do snucia przypuszczeń co do losu polskiego wojskowego był fakt „lakonicznego” nekrologu opublikowanego po śmierci generała.
Rosyjski zespół rockowy Radio Tapok wypuścił piosenkę „Życie za Cara”, opisujący epizod interwencji w Księstwie Moskiewskim w XVII wieku. Opowiada ona o półlegendarnym czynie rosyjskiego chłopa Iwana Susanina, który spotkał „zabójców” wysłanych przez polskiego króla do cara Michaiła Fiodorowicza Romanowa. Zamiast pokazać im drogę do Kostromy, wywiódł ich na bagna, gdzie zamarzli na śmierć.
Wideo: piosenka “Życie za Cara”
A oto tekst ostatniej zwrotki:
I Lach wszedł w głęboki śnieg
Nie znając swych bied
A wiatr rozwiewał im włosy i zacierał ślady
Ukrywał przejścia tajnymi ścieżkami
Co tylko mu były znane
W głębokich lasach siwowłosy poddany
Poprowadził ich w milczeniu w ciemność
Znałem drogę, uwierzcie mi
Szliście ku swojej śmierci w lasach!
Historia polskiej interwencji, w tym zajęcie Kremla, jest ważnym punktem w symbolice rosyjskiego patriotyzmu. I jest podawane jako przykład złowrogich knowań Zachodu, na które od wieków narażona jest Rosja.
Jakub Biernat/ belsat.eu