news
Historie
„Obóz koncentracyjny z niewolniczą pracą”. Jak białoruski reżim wykorzystuje alkoholików
Białoruskie ośrodki dla uzależnionych tylko pogłębiają problem alkoholizmu.
26.11.202318:28

Białoruskie władze postanowiły zmienić podejście do przymusowego leczenia osób uzależnionych od alkoholu i narkotyków w ośrodkach leczenia uzależnień alkoholowych z pracą przymusową (LPP). W 2024 roku planowane jest zwiększenie zarówno liczby takich ośrodków, jak i miejsc w nich. Uproszczona zostanie również procedura kierowania na przymusowe leczenie. Jak wygląda pobyt w LPP? Czy mają one coś wspólnego z ośrodkami leczenia? Gdzie jeszcze na świecie, poza Białorusią, istnieją i dlaczego powinny zostać zlikwidowane? Rozmawiamy o tym z byłym więźniem politycznym, działaczem na rzecz praw człowieka i psychiatrą.

„Doigrałeś się, pójdziesz do LPP”

Mieszkaniec Kobrynia Wital Żuk trafił do ośrodka leczenia uzależnień alkoholowych z pracą przymusową (biał. laczebna-pracounyja prafilaktoryj – LPP) w 2021 roku, po tym jak został zatrzymany na podstawie artykułu politycznego („znieważenie Prezydenta Białorusi”). Jak mówi mężczyzna, milicjanci grozili mu tą instytucją od 2019 roku, a dwa lata temu mieli powód, by zrealizować swoje groźby.

– Kilka lat temu wdałem się w konflikt z naszą kobryńską milicją. Złożyłem na nich skargę za sfałszowanie zarzutów. I chociaż moja skarga została odrzucona, akt oskarżenia pozostał bez zmian, kazali mi zapłacić grzywnę, nadal grozili mi LPP – mówi Wital. – Zaczęli na mnie polować, na przykład czekali na mnie w pobliżu restauracji, w której świętowaliśmy z przyjaciółmi moje urodziny. Zanim zdążyłem wsiąść do taksówki, zostałem zatrzymany, sporządzono raport o stanie nietrzeźwości i zabrano mnie do narkologa, który stwierdził, że potrzebuję przymusowego leczenia z powodu uzależnienia od alkoholu.

Do lutego 2021 roku funkcjonariusze ograniczali się do gróźb, po czym mężczyzna został zatrzymany za komentarz na temat Alaksandra Łukaszenki, który policja uznała za obrazę prezydenta.

– Na komisariacie w Kobryniu milicjant wyjął teczkę, położył ją przede mną i powiedział: „Doigrałeś się, pójdziesz do LPP”. Pomimo tego, że pracowałem, miałem dobre referencje, wkrótce miałem zniknąć z listy u narkologa, do którego trafiłem wcześniej – nie miał co do mnie żadnych wątpliwości, ponieważ regularnie chodziłem na badania – mówi były więzień polityczny.

Stopień okrucieństwa jest większy niż w kolonii

Zdjęcie ilustracyjne. Osadzony w LPP w Swietłahorsku przy pracy w tartaku.
Zdj. gp.by

Wital Żuk został wysłany do LPP nr 5 w Nowogródku.

– Wszystko tam wygląda tak samo jak w kolonii karnej – drut kolczasty, alarmy, wieże, konwoje, brak remontów pewnie od połowy ubiegłego wieku. Jednak stopień okrucieństwa, z jakim się tam spotkałem, był znacznie wyższy niż w kolonii. To było zwierzęce okrucieństwo. Pracownicy mówili nam tak: jesteście zwierzętami i nam nic nie grozi bez względu na to, co zrobimy, bo wam i tak nikt nie uwierzy – wspomina mężczyzna.

Historie
“Sadyzm i paranoja”. Były więzień polityczny wyjaśnia, czym kolonia karna o zaostrzonym rygorze różni się od ogólnej
2023.09.27 14:22

Początki w LPP wyglądają tak samo jak w koloniach karnych. Wital został najpierw poddany kwarantannie.

– To był luty, były silne mrozy. Zostałem przywieziony bez czapki, rękawiczek, szalika. Po prostu w tym, co miałem na sobie. Codziennie rano wyganiali mnie na zewnątrz. Było nas sześćdziesięciu na dziedzińcu o wymiarach cztery na cztery metry – mówi były więzień polityczny.

Jak twierdzi Wital, jedzenie w LPP jest okropne.

– Kiedy później [po pobycie w LPP] trafiłem do kolonii karnej, mówiłem, że jest tam normalne jedzenie. Ludzie patrzyli na mnie i nie rozumieli, jak mogłem nazwać to normalnym. Ale miałem z czym to porównać – mówi mężczyzna.

Według Witala w LPP codziennie dochodziło do zatruć. Trudno było stwierdzić po wyglądzie, z czego są zrobione niektóre potrawy – smakiem przypominały zgniłe ziemniaki lub kapustę.

– Przez pierwsze kilka dni, po tym, jak zobaczyłem, co się tam dzieje, w ogóle nie mogłem jeść. Ze stołówki do budynku kwarantanny wozili worki z ziemniakami i jedzenie w wielkich bańkach. Podchodzisz, wyjmujesz z tej bańki aluminiową miskę, która ma pewnie z 30-40 lat – mówi mężczyzna. – Są ciemne, pogięte. Kubki są w takim samym stanie. Wiele z nich ma dziury po nitach w miejscach, gdzie kiedyś były uchwyty. Nalewało się herbatę lub kisiel i wszystko wylewało się przez te otwory. Jeśli się zdążyło wypić, to dobrze, jeśli nie – trudno. Miski były tłuste, po wzięciu jej do ręki można było poczuć tłuszcz na palcach. Wszystko śmierdziało i powodowało odruch wymiotny.

„Nazywam się Wital Żuk, jestem skłonny do ekstremizmu i innych destrukcyjnych działań”

Zdjęcie ilustracyjne. Stołówka LPP w Swietłahorsku.
Zdj. gp.by

Po jedzeniu miskę trzeba było umyć w lodowatej wodzie. Jak mówi Wital, w LPP w ogóle nie było ciepłej wody.

– Kiedy wkładasz miskę po jedzeniu pod lodowatą wodę, na twoich oczach tłuszcz na misce zamienia się w białą substancję. I to się nie zmywa. Wrzucasz miskę do bańki z detergentem, a następnie do worka na ziemniaki. Potem to się powtarza przy obiedzie, przy kolacji. Nie wiesz, czyją miskę dostaniesz następnym razem. Tak samo nie wiesz, kto na co choruje, bo na papierze wszyscy są zdrowi – mówi Wital. – Mój prawnik i moja żona zapytali o moje badania i otrzymali odpowiedź, że wyniki są dobre, choć żadne badania nie zostały przeprowadzone. Potem okazuje się, że razem z tobą siedzą ludzie chorzy na gruźlicę i zapalenie wątroby. Był taki przypadek w sąsiednim oddziale – człowiek chory na gruźlicę przebywał tam przez cztery miesiące razem z innymi ludźmi. Dopiero po czterech miesiącach przeniesiono go do ośrodka dla gruźlików w Brześciu. Moja żona widziała się z tym człowiekiem, mam wszystkie dowody.

Pobyt w LPP czasami prowadzi do poważnego pogorszenia stanu zdrowia. Wital wspomina przypadek mężczyzny, który trafił na przymusowe leczenie z amputowanym dużym palcem u nogi.

– Zgodnie z dokumentami ten człowiek był zdrowy. Anulowano mu antybiotyki, opatrunki, kazano mu pracować. Skarżył się na ból. W rezultacie wdała się gangrena. Trwało to kilka miesięcy, w końcu amputowano mu obie nogi. Tak wygląda medycyna w LPP – mówi Wital.

Po kwarantannie „pacjenci” są wysyłani do oddziału, tak jak w kolonii karnej. Każdego dnia więźniowie LTP muszą pracować w strefie przemysłowej.

Wital w czasie swojego pobytu był jedyną osobą w LPP, która została wpisana do rejestru jako „jednostka skłonna do działań ekstremistycznych i destrukcyjnych”.

– Z tego powodu codziennie, od 8 rano do 20 wieczorem, co dwie godziny, chodziłem do punktu kontrolnego i mówiłem: „Nazywam się Wital Żuk, jestem skłonny do ekstremizmu i innych destrukcyjnych działań”.

Historie
„Musiałem odbierać porody krów”. Informatyk i więzień polityczny o pracy przymusowej w kołchozie
2023.01.17 16:43

„Jedyną metodą leczenia była terapia poprzez pracę”

Wital nie milczał i pisał skargi na to, co się działo. Stopniowo inni więźniowie zaczęli zwracać się do niego o pomoc, prosząc o napisanie dla nich skargi. Jak zauważa nasz rozmówca, przekazywanie skarg pracownikom LPP nie miało sensu – po prostu nie szły one dalej. Jego żona pomagała mu dostarczać skargi poza zakład – odbierała je podczas wizyt. Pewnego dnia zostało to zauważone i kobieta niemal została zatrzymana.

– Żonę i półtoraroczną córkę umieścili na spacerniaku, trzymali je tam przez cztery godziny, przyprowadzili mnie, kazali mi „wpłynąć” na to, by żona zwróciła im skargi – mówi Wital.

W rezultacie dokumenty zostały siłą odebrane kobiecie, po czym zaczęły się naciski – funkcjonariusze przyszli do mieszkania Żuków z nakazem przeszukania, sprowadzili pracowników opieki społecznej, wszczęli sprawy o wykroczenia.

W rzeczywistości, jak mówi Wital, w LPP nie leczy się alkoholizmu.

– Jedyną metodą leczenia była terapia poprzez pracę, sami tak mówią – wspomina mężczyzna.

W zakładzie pracują psychologowie, do których więźniowie są kierowani.

– Ci psychologowie to ojciec i córka. Ojciec jest byłym pracownikiem zakładu. To tam powszechna rzecz – na wszystkich stanowiskach pracują swoi, załatwia się pracę rodzinie. Na przykład miejscowa bibliotekarka była kiedyś dowódcą oddziału. Szef brygady budowlanej jest byłym kierownikiem LPP – mówi Żuk.

Mężczyzna był u psychologa dwa razy. Pierwsza rozmowa trwała półtorej godziny.

– Przez cały ten czas udowadniał mi, że rewolucje są wszczynane przez narkomanów i alkoholików, wspominał czasy ZSRR i to, jak dobrze wtedy się żyło. A co było najbardziej zaskakujące – nagrał naszą rozmowę na najzwyklejszym magnetofonie – mówi Wital. – Nie ma tam żadnego leczenia, całkowicie odbierają ludziom godność i zmuszają do niewolniczej pracy.

To nie jest ośrodek prewencyjny, to obóz koncentracyjny ukryty za szyldem LPP. Tam nie leczy się z uzależnienia, nie ma takiego celu. W każdym kraju są ludzie uzależnieni, ale nie są oni wykorzystywani do niewolniczej pracy.

Można rozpoznać tych, którzy pracują z węglem drzewnym – mają czarne prześcieradła

Zdjęcie ilustracyjne. Osadzeni w LPP w Swietłahorsku przy pracy w tartaku.
Zdj. gp.by

Praca w LPP w Nowogródku to głównie obróbka drewna. Za pracę jest wynagrodzenie.

– Za dwa miesiące naliczono mi 32 ruble (ok. 40 zł – Belsat.eu). Z tej kwoty potrącano za zakwaterowanie, światło i wodę. Ostatecznie otrzymałem 7 rubli (8 zł – Belsat.eu) za dwa miesiące. Niektórzy otrzymywali 40 kopiejek za miesiąc, a niektórzy nawet minus – mówi Wital.

W strefie przemysłowej więźniowie LPP produkują palety, tak zwane „europakiety” – deski, budy dla psów, kosze, węgiel drzewny.

– Warunki pracy są straszne, zwłaszcza przy węglu drzewnym – ludzie przyjeżdżają stamtąd czarni. A prysznic można wziąć raz w tygodniu. Można spojrzeć na prześcieradła i w ten sposób rozpoznać, kto pracuje przy węglu drzewnym – mają czarne prześcieradła. To najgorsza praca – mówi mężczyzna.

Administracja LPP wykorzystuje pracę więźniów do budowy saun z drewna, bud dla psów, a palety i „europakiety”, jak mów Wital, są wysyłane do krajów UE poprzez nielegalne kanały. Mężczyzna dowiedział się o tym od więźniów, pracowników, kierowców, którzy eksportowali gotowe produkty.

Wiadomości
Więzienny „showroom”. Szef białoruskiego MSZ otworzył sklep z towarami wyprodukowanymi w koloniach karnych
2023.04.21 09:56

– Najpierw nasze produkty są przewożone do lokalnej firmy, następuje przeładunek i wszystko jest przewożone na Litwę i do Polski, gdzie ponownie jest przepakowywane – tak by oznaczyć towar jako pochodzący z lokalnych lasów, ponieważ kraje te nie mogą kupować bezpośrednio od kolonii i ośrodków leczenia uzależnień. Dlatego wszystko odbywa się za pośrednictwem prywatnych firm – mówi więzień polityczny. – Następnie produkty są odsprzedawane do Niemiec, Holandii, a „europakiety” do Szwecji, gdzie są wykorzystywane do produkcji desek, jak mi powiedziano. Być może nawet nie wiedzą, gdzie te towary zostały faktycznie wyprodukowane. Poza tym poprzez nas pod pozorem drewna opałowego eksportowany jest dąb – w krajach UE produkuje się z niego dębowe deski parkietowe.

„Mężczyzna w cywilu groził mi, że znajdą mnie powieszonego na jednym z drzew za oknem”

Віталя Жука
Plakietka, z której wynika, że Wital Żuk jest rzekomo “skłonny do ekstremizmu”. Zdjęcie z prywatnego archiwum rozmówcy

Wital przekazywał wszystkie informacje na zewnątrz. Po pewnym czasie został wezwany na rozmowę z mężczyzną w cywilnym ubraniu, który przedstawił się jako funkcjonariusz służby bezpieczeństwa.

– Próbował wzbudzić zaufanie, mówiąc, że słyszał o tym, co dzieje się w LPP. Chciał, żebym powiedział, co o tym wiem – mówi Wital. – Kiedy odmówiłem, zaczął grozić, mówiąc, że znajdą mnie powieszonego na jednym z drzew za oknem. Bardzo się wtedy przestraszyłem, ale powiedziałem mu, że lepiej tego nie robić, bo natychmiast wszystkie informacje o ich sprawach zostaną opublikowane. Kiedy opuścił zakład, strażnicy zaczęli śledzić każdy mój ruch, nawet w nocy. Przychodzili z latarką, aby sprawdzić, czy jestem na swoim miejscu. Bacznie obserwowali również, kiedy moja żona i ja mieliśmy długie wizyty. Kiedy zabierano mnie do szpitala, towarzyszył mi wzmocniony konwój.

Żuk zauważył również, że do LPP nr 5 przywieziono wielu specjalistów od obróbki drewna i stolarzy – jakby specjalnie wyselekcjonowanych.

W sierpniu 2021 roku Witalij wyszedł z ośrodka, ale natychmiast został umieszczony w areszcie śledczym w Baranowiczach, cztery miesiące później został skazany i wysłany do kolonii karnej w Bobrujsku. Witalij Żuk został zwolniony 17 grudnia 2022 roku. Cztery dni po wyjściu na wolność opuścił Białoruś wraz z rodziną – wyjechał najpierw do Gruzji, a następnie do Włoch, gdzie nadal czeka na rozpatrzenie wniosku o azyl.

LPP – pozbawienie wolności bez popełnienia przestępstwa

Prawnik Centrum Praw Człowieka „Wiasna” Paweł Sapiełka uważa, że LPP nie powinno być reformowane ani modernizowane, ale całkowicie zlikwidowane, a metody pracy z osobami uzależnionymi od substancji psychoaktywnych i alkoholu powinny zostać zmienione na nowoczesne formy, uznane za skuteczne w cywilizowanym świecie.

– LPP to pozbawienie wolności bez popełnienia przestępstwa. To niedopuszczalne – mówi obrońca praw człowieka.

Trafiają tam osoby, które popełniły wykroczenie i zostały już pociągnięte do odpowiedzialności za ten czyn. Jeśli ktoś jest pozbawiany wolności, musi mieć określony zestaw praw proceduralnych, co nie ma miejsca w tym przypadku. Pomimo tego, że decyzję o skierowaniu do LPP podejmuje sąd, odbywa się to w postępowaniu cywilnym, a nie karnym. W rezultacie taka osoba jest pozbawiona obrońcy. Drugim zarzutem obrońców praw człowieka wobec LPP jest praca przymusowa, którą się tam praktykuje.

Sapiełka zauważa jednak, że w białoruskim społeczeństwie istnieje obecnie pewien poziom poparcia dla tego typu ośrodków jako sposobu walki z alkoholizmem i jego konsekwencjami.

– I wcale nie dlatego, że jest to dobra forma, ale dlatego, że nie ma realnej alternatywy w walce z przemocą domową – mówi prawnik. – Pomimo pewnych zmian, na przykład wprowadzenia zakazów zbliżania się do ofiary przemocy, nie działa to jeszcze tak, jak powinno. Dlatego w świadomości ofiar przemocy domowej LPP pozostaje skutecznym środkiem.

W rzeczywistości jednak ośrodki te w żaden sposób nie pomagają rozwiązać problemu, a jedynie odsuwają go na pewien czas.

– Osoba jest pozbawiona wolności przez rok, półtora roku, teraz jest to możliwe również przez dłuższy czas, ale i po jakimś czasie i tak wróci. Nie została wyleczona, tylko poddana przymusowej remisji. Remisja jest ważna, gdy jest to dobrowolna odmowa picia alkoholu. Poza tym człowiek nabiera tam pewnych nowych postaw społecznych i w takim stanie wraca do rodziny – mówi prawnik.

Gdzie jeszcze, poza Białorusią, istnieją takie ośrodki?

djęcie ilustracyjne. Osadzeni w LPP w Swietłahorsku.
Zdj. gp.by

Według obrońcy praw człowieka tylko około 5 proc. osób pozbywa się uzależnienia po przymusowym odstawieniu alkoholu.

– Myślę, że są to ci, których uzależnienie nie było głębokie – mówi Paweł Sapiełka. – Na Białorusi do „Wiasny” przychodzili ludzie, którzy trafili do LPP przez przypadek. Mieli stałą pracę, co jest dowodem na to, że decyzja o wysłaniu ich do LPP była przedwczesna.

Sapiełka potwierdza, że obecnie państwo białoruskie wykorzystuje LPP między innymi do walki z nielojalnymi obywatelami – obrońcy praw człowieka znają co najmniej kilka przypadków wysłania do tych instytucji osób, które brały udział w protestach.

Przed 2020 rokiem na Białorusi podejmowano próby zmiany procesu przymusowego leczenia, aby zróżnicować podejście do osób przyjmowanych do LPP po raz pierwszy i tych, które przebywały tam więcej niż dwa razy. Obecne zmiany w ustawodawstwie wykluczają wysłanie do LPP tak zwanych „zobowiązanych” – osób, które naruszyły dyscyplinę pracy (na przykład rodziców pozbawionych praw pracowniczych, którzy muszą rekompensować państwu koszty utrzymania swoich dzieci), co Sapiełka uważa za pozytywną zmianę.

Według obrońcy praw człowieka takie ośrodki nadal istnieją w Naddniestrzu, ale tam podejście jest nieco inne – ci, którzy odmawiają dobrowolnego leczenia, są kierowani na leczenie przymusowe.

Psychiatria i narkologia na Białorusi nadal mają charakter karny

Według psychiatry Pawła Pierapiołkina w LPP nie odbywa się leczenie uzależnień, chociaż można zastosować pewne środki mające na celu stworzenie nietolerancji na alkohol.

– Jest to stosowanie leków, które podczas picia alkoholu powodują nieprzyjemne odczucia i pogorszenie stanu. Nieskuteczność tych metod została potwierdzona wiele lat temu. O nieskuteczności samych LPP świadczy postępująca alkoholizacja społeczeństwa, rosnąca liczba osób uzależnionych – mówi lekarz. – Wśród poniekąd pozytywnych aspektów możemy jedynie zauważyć, że dana osoba znajduje się przez pewien czas w warunkach wykluczających używanie narkotyków i nie psuje swojego ciała substancjami psychoaktywnymi. Nie może to jednak w najmniejszym stopniu uzasadniać bezprawnego pozbawienia wolności.

Wiadomości
Znieważył Łukaszenkę w internecie – resztę życia spędzi w “psychuszce”
2023.08.21 19:53

Problem uzależnień i ich leczenia na Białorusi wynika między innymi z faktu, że psychiatria w tym kraju nie odeszła od karania uzależnionych. Jak zauważa Pierapiołkin, taka sytuacja dotyczy nie tylko LPP – nawet zwykły nadzór ze strony lekarza ma często charakter karny.

– „Jeśli będziesz pił, wpiszemy cię do rejestru!”. Jak w takim stanie możemy mówić o zachęceniu ludzi do zwrócenia się o pomoc? – pyta lekarz. – Oczywiście osoby uzależnione starają się unikać możliwości wizyty u lekarza. LPP spełnia więc funkcję „prewencyjną” tylko w kontekście tego, że człowiek boi się tam trafić. I nie przestaje przyjmować środków, od których jest uzależniony, ale stara się nie dać złapać.

LPP nie rozwiązują problemu uzależnień, a jedynie go pogłębiają

Jak podkreśla Pierapiolkin, skuteczność przezwyciężania uzależnień jest bezpośrednio związana ze świadomością osoby o swoim problemie i chęcią uzyskania pomocy. Jednocześnie, zdaniem lekarza, obowiązkowe leczenie uzależnień istnieje w wielu krajach i najczęściej wykorzystywana jest wtedy terapia grupowa.

– I to już ma pewien sens, ponieważ dynamika grupy wpływa na stan i zachowanie osoby, czy tego chce, czy nie. Jednak te metody nie mają nic wspólnego z naszym LPP – mówi lekarz.

Uważa on, że na Białorusi ośrodki dla uzależnionych spełniają pewną funkcję społeczną – usuwają konieczność opieki nad osobą uzależnioną na pewien czas.

– Ale to tylko iluzja i narzędzie manipulacji reżimu – mówi lekarz. – Kiedy ludzie, wyczerpani własną walką z uzależnieniem ukochanej osoby, po prostu krzyczą w pustkę „zróbcie coś”, władze oferują im to „coś”. Na krótki czas pozbawiają ludzi pewnych zmartwień, ale kiedy uzależniony wraca z LPP, te zmartwienia najczęściej nie tylko trwają, ale także nasilają się i rozszerzają, co pogłębia i tak już poważny problem.

Lekarz jest przekonany, że istnienie takich ośrodków narusza podstawowe prawa człowieka i nie ma uzasadnienia prawnego, medycznego ani moralnego.

Obecnie na Białorusi istnieje osiem ośrodków leczenia uzależnień alkoholowych z pracą przymusową, z których trzy są przeznaczone dla kobiet. Wszystkie instytucje podlegają jurysdykcji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi, które planuje rozwój w tym kierunku.

Zgodnie z dekretem Alaksandra Łukaszenki nr 333 z 19 października kolonia poprawcza nr 5 w Iwacewiczach powinna zostać zlikwidowana w ciągu trzech miesięcy – w jej miejscu zostanie ośrodek leczenia uzależnień alkoholowych nr 8.

Historie
Alkoholicy do szturmu! Jak i za co rosyjscy dowódcy karzą swoich żołnierzy na froncie
2023.09.09 09:29

Hanna Hanczar/ksz belsat.eu