Wojna rosyjsko-ukraińska jako wielka weryfikatorka rzeczywistości

Rok wojny na Ukrainie sprawił, że pewne wnioski – które wcześniej z trudem przebijały się do głównego nurtu – stały się oczywiste dla zachodnich elit i społeczeństw. Wywołana przez Rosję wojna okazała się wielką weryfikatorką poglądów i skuteczności polityki. Obaliła też wiele mitów, którym ulegali zachodni politycy i liderzy opinii publicznej.

Prawdziwa twarz Putina

Napaść Rosji na Ukrainę była kropką nad i, która obnażyła naturę reżimu Putina i współczesnej Rosji. Opiera się ona na autorytaryzmie, swojego rodzaju imperialnym nacjonalizmie i militaryzmie.

Rosja przeżyła krótki, demokratyczny karnawał na początku lat 90 XX w. Był on bardzo kolorowy dla intelektualistów, którzy go dobrze wspominają, bo można było publikować we w miarę pluralistycznych mediach co się chciało. Jednak z racji gospodarczej zapaści, a w efekcie ogromnej nędzy, był to „postny”, bezmięsny karnawał dla rosyjskiego „ludu”, który nie wspomina go dobrze. Tym bardziej, że jego końcówka wyglądała beznadziejnie. Dojście do władzy Władimira Putina poprzedzały kompletny rozkład kremlowskiego systemu i bezwstydna korupcja na gigantyczną skalę.

Opinie
Władcy Kremla są bardziej prymitywni w swoich wyborach, niż się nam wydaje
2023.01.24 10:23

Zachód od samego początku aż niemal do teraz zwykł był traktować Putina jako być może niesympatycznego, ale jednak – partnera. Rosyjski prezydent zakładał zresztą różne kostiumy przez te 20 lat. Swego czasu bywał nawet niemalże prozachodnim liberałem gospodarczym i modernizatorem. Jednak w czasie jego rządów pojawiło się kilka znaków pokazujących, do czego naprawdę dąży. A także – o czym myśli rosyjska elita.

Motyw odebrania Ukrainie „co nasze” funkcjonował wśród rosyjskich polityków już dawno. Na przykład z czasu pomarańczowej rewolucji w 2004 r. pamiętam telemost Moskwa-Krym – rodzaj seansu nienawiści wobec Ukraińców. Wtedy o odebraniu półwyspu grzmiał mer Moskwy Jurij Łużkow, zresztą polityczny konkurent Putina. Przyznaję, że – podobnie jak wielu innym – także i mnie wydawało się to wówczas tylko politycznym folklorem, choć robionym za duże pieniądze. Ale już 10 lat później ten folklor stał się rzeczywistością, a Rosja zajęła Krym. Po zmasowanym ataku na Ukrainę 24 lutego 2022 r. wydaje się, że wszyscy ci, którzy traktowali relację z Rosją jako część normalnego porządku zglobalizowanego świata, stracili większość argumentów.

Putin nie zrozumiał zasad funkcjonowania dzisiejszego Zachodu i wyobrażał sobie, że ten kolektywny Zachód (a zwłaszcza USA, kiepsko wyglądające po wycofaniu się z Afganistanu) pozwoli mu na dokonanie zmiany globalnego układu sił — ot  tak, mimochodem, na boku.  Wygląda na to, że uwierzył we własną propagandę. Ta wojna dała nam nauczkę, że nie należy wierzyć w defetystyczne brednie.

Tyle razy słyszeliśmy, że Ukraina to państwo “z papieru”, przeżarte przez korupcję i właściwie niezdolne do życia. Także i Putin w to wierzył. Tymczasem okazało się, że ten kraj nie dość, że jest zdolny do istnienia, ale też jest zdolny do przetrwania w ekstremalnie trudnych warunkach wojny.

Bez morale nie ma zwycięstwa

Okazało się też, jaką rolę na wojnach odgrywa morale. Często tzw. realiści mówią, że liczy się tylko naga siła. W naszej kulturze odpowiadano na to z ironią: „a ile papież ma dywizji?”. I choć zachodnie wsparcie, pieniądze i broń mają znaczenie niezwykle ważne, wręcz zasadnicze, to Ukraina nie przetrwałaby, gdyby nie duch jej narodu. A w ciągu ostatniego roku został on poddany ogromnej próbie. Co więcej, Rosja osiąga efekty dokładnie odwrotne od zamierzonych celów.

Opinie
Wojna Putina formuje nową architekturę bezpieczeństwa w Europie
2023.02.17 13:26

Ukraina w swojej znacznej części była przez kilka wieków poddana wielkiemu wpływowi Rosji. Wpływowi kulturalnemu (i to kultury tak wysokiej, jak i popularnej), ale także wpływowi związków międzyludzkich, gospodarczych – wszelakich. Granica między Ukrainą i Rosją była przez stulecia dość płynna. Etniczna Polska odgrodzona była od Rosji poprzez katolicyzm, ugruntowaną tradycję państwową i swoistą strukturę społeczną (wielką rolę i liczebność różnego poziomu szlachty). Nie chłonęła rosyjskiej kultury czy stylu życia.

Ukraina natomiast – wydawało się – bardzo powoli nabierała poczucia odrębności. Wojna jednak nagle odsłoniła pewien niedostrzegany paradoks ukraińskiej identyfikacji. Pokazała, że nieugiętymi obrońcami Ukrainy są mieszkańcy – wydawałoby się – zrusyfikowanego wschodu. Bo formowanie się pewnych wspólnot, także narodów, przebiega w o wiele bardziej złożony i tajemniczy sposób, niż by to wydawało się chętnym do uproszczeń.

Fenomen rosyjskojęzycznych żołnierzy ukraińskich jest powszechny. Język rosyjski brzmi na większości nagrań zrobionych na froncie. Rosja atakuje właśnie tę południową i wschodnią, rosyjskojęzyczną Ukrainę, która była jej najbliższa. I w ten sposób zyskała u swych granic najbardziej antyrosyjski kraj w Europie.

To „osiągniecie” na miarę „znatoizowania” Finlandii – jak słusznie zauważył Joe Biden. Jak widać, nawet rosyjskojęzyczni mieszkańcy wschodu Ukrainy nie okazali się Rosjanami. I ten fakt jest tak samo ważny, jak to, że dano im do ręki zachodnią broń.

Nie da się uciec od porównania wojny rosyjsko-ukraińskiej do wojny polsko-bolszewickiej. Polska, dopiero co zjednoczona po zaborach z trzech części różniących się walutą, oficjalnym językiem i stosowanym prawem, wyniszczona wojną światową, stawiła opór i wygrała, bo miała żołnierzy, którzy chcieli walczyć i wiedzieli, o co się biją. Ukraińcy, podobnie jak Polacy wtedy, zrozumieli, że walczą o życie – i albo będą mieszkać u siebie, albo na wieki zostaną rosyjską kolonią. I z tym mamy do czynienia na Ukrainie. Myślę, że tam dzisiejsza wojna będzie zapamiętana podobnie.

Koniec czasu lenistwa w polskiej polityce wschodniej

Powszechne w polskiej klasie politycznej było przekonanie o swego rodzaju  „końcu historii w naszej części Europy” (zwłaszcza od czasu, gdy weszliśmy do NATO i Unii Europejskiej) i związanej z tym możliwości, a nawet konieczności całkowitego przeorientowania swojej polityki w stronę Zachodu. Nagle poczuliśmy się tak, jakby Polska geograficznie leżała tam, gdzie Portugalia. Kraje leżące za ponad 1000-kilometrową granicą wschodnią przestały być istotnym podmiotem polskiej polityki. Pozostało trochę gestów i frazeologii. Wojna pokazała, że do tej granicy nie wolno i nie da się odwracać  plecami. Mam nadzieję, że to doświadczenie przyniosło właśnie realne i trwałe przeorientowanie polskiej polityki.

Wojna jednak kiedyś się skończy i jest szansa, że będziemy sąsiadować z krajem prawdziwie siostrzanym (by uniknąć skompromitowanego słowa “braterskim”). Wzajemne stosunki polsko-ukraińskie mogą przynieść wiele korzyści obu stronom i wzmocnić pozycję wschodniej części Europy. Muszą być jednak równoprawne, uczciwe i oparte na konkretnych przedsięwzięciach. Ludzie, którzy pracują razem dla wspólnego dobra, zawsze lepiej się dogadują.

Powojenna Ukraina będzie krajem straszliwie zniszczonym, ale też największym placem budowy i największą wojskową potęgą Europy. Nie można też zapominać, że przez kolejne dziesięciolecie będzie to wciąż kraj postsowiecki i zakończenie wojny nie usunie wszystkich trapiących go problemów. Na to należy się przygotować, ale wszystko to nie zmienia głębokiego sensu wzajemnej współpracy.

Potrzeba wzmacniania polskiej polityki bezpieczeństwa, sojuszów i siły militarnej wydaje się oczywistością i to już się dzieje, ale trzeba też się zastanawiać, jaką powinniśmy mieć politykę wobec Rosji – w zależności od wariantów zakończenia wojny. Prawie wszyscy Polacy mają nadzieję, że Rosja poniesie klęskę, ale trzeba brać pod uwagę różne możliwości, również te mniej dla nas optymistyczne.

Rosja nie zniknie, jakaś forma rosyjskiej państwowości przetrwa. I już dziś trzeba myśleć nad różnymi koncepcjami polityki wobec tego kraju. Powojenna Rosja może stać się krajem chaosu czy resentymentu znanego z Republiki Weimarskiej. Nie powinniśmy pozostawiać obserwacji tego, co się tam dzieje i kontaktów z tamtejszą opozycją wyłącznie elitom Zachodu.

Warto cały czas pamiętać, że wielka wojenna katastrofa, którą przeżywa Europa po raz pierwszy w takim wymiarze od II wojny światowej, jest również szansą dla krajów naszego regionu Europy na nowe otwarcie.

Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Biełsat TV