Dniepr. Rosyjska imperialna historia versus kozacka przeszłość


Rosyjska agresja zmieniła podejście Ukraińców nie tylko do historii całego ich kraju, ale też poszczególnych miast. Najlepiej widać to na południu i wschodzie: w Odessie, Charkowie czy Dnieprze, gdzie do niedawna jeszcze dominowała prorosyjska narracja dotycząca ich historii. O tym, jak to się zmienia, mówi w rozmowie z Biełsatem profesor Andrij Portnow z Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, autor książki „Dniepr: Zaplątana historia europejskiego miasta”.

Andrij Portnow, Wilno, 16.09.23 r., zdj.: Natalia Zapór-Maziuk
Andrij Portnow. Wilno, Litwa. 16 września 2023 roku.
Zdj. Natalia Zapór-Maziuk / belsat.eu

– Jak obecnie mówi się o historii miasta Dniepr? Czy nadal żywa jest wersja, że miasto założyła Katarzyna II na cześć której nazwano je Jekaterynosławiem, czy jednak wspomina się, że jeszcze wcześniej istniała tam kozacka osada? Czy luty 2022 roku, gdy Rosja rozpoczęła pełnowymiarową agresję na Ukrainę, jest tu jakimś punktem zwrotnym?

– To się zmieniło nie po lutym 2022 roku, a te zmiany zachodziły stopniowo mniej więcej od 2014 roku, kiedy to zaczęła się wojna w Zagłębiu Donieckim. Miejscowi historycy zwracają coraz więcej uwagi nie na imperialny projekt Jekaterynosławia, a na kozackie początki miasta. Z tych początków miasto, w sensie współczesnym, europejskim, nie powstało. Prawda jest jednak taka, że ten projekt imperialny Katarzyny II i (jej faworyta, księcia) Grigorija Potiomkina fizycznie rozwijał się i powstawał na miejscu osad kozackich. Choć można nawet powiedzieć miasteczek.

Przynajmniej część tych osad tak naprawdę wiąże się z historią polskiej twierdzy Kudak (znanej też jako Kodak – Belsat.eu), która została założona przed powstaniem Bohdana Chmielnickiego. W czasie powstania padła. Już w dokumentach podpisywanych przez Chmielnickiego z carem mamy wzmiankę o Kudaku jako kozackim mieście. Obecnie to jest dzielnica Dniepru, położona koło lotniska.

Właśnie od tego polskiego Kudaku wywodzą się dwa osiedla kozackie – Stary Kudak i Nowy Kudak. To właśnie na podstawie tej ostatniej osady powstawał imperialny Jekaterynosław.

W tym przypadku mamy kontrowersje między imperialną a kozacką historią miasta. W tej chwili na poziomie lokalnym przeważa ta ostatnia, choć oficjalnie jednak i data założenia miasta, i tym samym Dzień Miasta jest wywodzony od Katarzyny II, Potiomkina i projektu imperialnego.

Dniepr, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu
Dniepr.
Zdj. Piotr Pogorzelski / belsat.eu

– Taka narracja i spory historyczne są chyba typowe dla miast wschodniej i południowej Ukrainy: na przykład Doniecka czy Odessy.

– Tak, to są Donieck i Odessa, gdzie mamy duże, w kategoriach tego okresu, miasteczko krymskotatarskie. To jest też Chersoń, Mikołajów, całe południe Ukrainy, które w imperialnym wyobrażeniu rosyjskim było dzikim stepem, pustym terenem, który dopiero Katarzyna II i Potiomkin cywilizują. Odnajdują dla cywilizacji – w ich rozumieniu. De facto to są tereny wojska zaporoskiego, strefy kontaktowej kozaków z Tatarami krymskimi, nogajskimi i innymi.

Ważne jest, że w tej historii Dniepru, obok wątku imperialnego, rosyjskiego, będziemy mieli coraz więcej wątków krymskotatarskich, kozackich i polskich.

Wywiad
„Rosjanie boją się Międzymorza”. Ukraiński żołnierz-literat buduje mosty kulturowe z Polakami
2023.08.28 17:40

Podkreślam jeszcze raz, że za tym stoi nieudany pomysł Rzeczpospolitej, aby spróbować kontrolować kozaków przez zbudowanie twierdz na rzece, na tych terenach, które opisywał Henryk Sienkiewicz. To jest początek przedurbanizacji.

– Jeśli już wspomniał pan o Sienkiewiczu, to po polsku też te tereny się określa mianem dzikiego pola.

– Tak. Ale w tradycji ukraińskiej też to pojęcie istnieje. Ono jest zrozumiałe przede wszystkim w kontekście światopoglądu religijnego czasów wczesnonowożytnych. Ta strefa kontaktów wygląda tak, że po jednej stronie mamy prawosławnych kozaków, chłopów ukraińskich, a po drugiej głównie wyznawców islamu. To jest kwestia, która wymaga perspektywy badawczej, bo mamy dużo przykładów wymiany, handlu, ślubów, a z drugiej jednak – nie ma co ukrywać – retorykę wojny ideologicznej i historię o setkach tysięcy Ukraińców i Ukrainek, którzy jako brańcy regularnie trafiali na Krym i do Imperium Osmańskiego. Część przeszła na islam, ktoś wrócił, ktoś nie. Ten temat jest bardzo ważny w ukraińskiej kulturze ludowej, w pieśniach, kronikach kozackich itd.

Moim zdaniem, jako historyka, nie powinniśmy się bać tematów, nawet nie trudnych, ale wprost konfliktogennych. To prawda, że i w relacjach polsko-ukraińskich, i ukraińsko-tatarskich, i osmańskich, tym bardziej ukraińsko-rosyjskich – mamy dużo przykładów wojen, przemocy…

– Z Rosją to raczej nie historyczny przykład…

– Tak jest, ale to nie znaczy, że jesteśmy na coś takiego skazani w przyszłości. Nigdy tak nie jest, że tylko historia decyduje o tym, jaka będzie przyszłość współżycia pewnych narodów.

– Dużo zależy od chęci aktualnych elit i społeczeństw żeby to zmienić. Doskonale pokazuje to przykład Jerzego Giedroycia i paryskiej Kultury.

– Ja jestem pod ogromnym wrażeniem obecnie, jak zmieniają się stosunki ukraińsko-krymskotatarskie. I historyczne, i aktualne. Ja sam wychowałem się w szkole na podręcznikach, gdzie pisano, że są to wrogowie, którzy tylko przychodzili, żeby niszczyć. W tej chwili jest inaczej, są i książki historyczne, i literatura piękna, i filmy, które opowiadają o tym, jak wyglądała wymiana i współpraca krymskotatarsko-ukraińska.

– To jest chyba podyktowane koniunkturalizmem, tymi czasami, w których żyjemy.

Tak jest zawsze.

To brzmi może brutalnie, ale w tym nie ma nic złego, że historia, tym bardziej sztuka, ale historia i historiografia, zawsze zależą od sytuacji aktualnej. I nie jest tak, że piszemy historię poza kontekstem. On zawsze istnieje.

Tutaj jest kontekst olbrzymiej tragedii narodu krymskotatarskiego, który wrócił po powojennych deportacjach na przełomie lat 80. i 90., a w 2014 roku zaczęła się okupacja rosyjska i represje. To powoduje empatię i wsparcie wewnątrz Ukrainy oraz chęć dostrzegania innych tematów historii relacji dwóch narodów. To jest dobre. To nie powinno oznaczać, że nie było tych konfliktów – one były. Po drugie, to nie znaczy, że teraz nie ma szans na pojednanie i porozumienie. Odwrotnie, jeśli rozmawiać o tym spokojnie, to jest większa szansa.

– Rozumiem, że dotyczy to też stosunków polsko-ukraińskich.

– Tak. Powiem nawet więcej. Napisałem teraz broszurkę o relacjach polsko-ukraińskich, która ukazała się dzięki stacji PAN w Berlinie. We wstępie wyraziłem przekonanie, że to, że po 24 lutego 2022 roku Polska pokazała tyle wsparcia i empatii dla Ukrainy i Ukraińców, nie oznacza, że teraz z historii tych dwóch krajów, państw, społeczeństw musimy wymazać wszystkie tematy trudne albo nierozwiązane, bo takie też są.

Analiza
Ukraina w cieniu katastrofy demograficznej
2023.07.22 09:55

– Odwrotnie: to jest szansa, którą możemy przegapić oczywiście, że ta wspólnota współczesnego losu i zagrożenia ze strony Rosji, aby spokojnie i normalnie rozmawiać o tej historii, o której wcześniej nie rozmawialiśmy, bo nie wypadało itd. Ja to widzę w ten sposób.

– Wiem, że nie wszyscy moi koledzy to tak widzą, w tym ci, którzy są na Ukrainie. To jest zrozumiałe ze względu na traumę wojny, jej kontekst. Ja w tym nie widzę zagrożenia, a odwrotnie, dobrą okazję omówić to na nowo i Wołyń, i sojusz Symon PetluraJózef Piłsudski, wątki chełmszczyzny… Można taką długą listę zrobić bez żadnych obaw.

Dniepr, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu
Dniepr.
Zdj. Piotr Pogorzelski / belsat.eu

– Wróćmy do Dniepru i podejścia do historii regionu – południowego wschodu. Dlaczego przez 30 lat cały czas silna tu była ta imperialna narracja rosyjska?

– To dobre pytanie. Sam poniekąd nie jestem w stanie tego zrozumieć. Może to wynikało z tego, że nie próbowano tworzyć alternatywnej narracji, nie pisano książek, nie kręcono filmów. Teraz to się zmienia.

Ta wojna faktycznie jest ogromnym katalizatorem zmian kulturowych. To przyspieszenie wielu procesów, które szły powoli, a teraz są dynamicznie rozwijane.

A z drugiej strony nie ma co ukrywać, że za tą narracją potiomkinowską stoi inercja polityki historycznej: rosyjskiej imperialnej i sowieckiej. To jest to, co było w podręcznikach, filmach. To jest to, co ludzie starszego pokolenia poznali jako jedyną prawdziwą historię. Z czymś takim zawsze nie jest łatwo pracować, ale jest to możliwe. Ja zakładam, że to się będzie bardzo szybko zmieniać, tak jak nazwy ulic się zmieniają, że aż trudno czasem nadążyć za tym. Z jednej strony jest to komiczne, a z drugiej zrozumiałe, bo to poczucie zagrożenia jest tak silne i aktualne, że tego nie można pominąć. Pamiętam jak byłem studentem i nam mówili, że te tematy o Leonidzie Breżniewie odłożymy na potem. I tak zawsze odkładaliśmy i odkładaliśmy, a to jest ten moment, kiedy się nie da odkładać i to musi być zmienione teraz. Potem się pewnie okaże, że były jakieś błędy, nieporozumienia. Ale na to nie ma rady…

– Jeśli porównać Dniepr z innymi miastami regionu, czy te zmiany są trudniejsze ze względu na to, że w czasach ZSRR to było miasto zamknięte, ponieważ funkcjonował tam silny przemysł rakietowy?

– Generalnie nie, ale są niuanse. We wrześniu tego roku na posiedzeniu rady miejskiej Dniepru większość nie poparła pozbawienia Leonida Breżniewa tytułu honorowego obywatela miasta. To brzmi jak absurd, ale dla wielu ludzi, przede wszystkim starszego pokolenia, nie Breżniew jako postać, ale czas Leonida Breżniewa, lata ‘60-’70, to jest okres nie tylko największej stabilności społecznej, ale też najszybszego społecznego i przemysłowego rozwoju ówczesnego Dniepropietrowska. Miasto przekracza wówczas, pierwszy raz w swojej historii, milion mieszkańców, ma najlepsze wskaźniki demograficzne, socjalne, medyczne.

Równolegle mamy olbrzymie represje, o których piszę w swojej książce, przeciwko Żydom, którzy próbują uciec z kraju, przeciwko Ukraińcom, którzy mówią, że to jest jednak Ukraina i za to trafiają do więzienia, gułagu. Ale powiedzmy szczerze, to są przypadki bardzo ważne, ale nie takie, które kształtowały świadomość tego miliona mieszkańców.

I teraz, nawet w tym kontekście, Breżniew został potwierdzony jako obywatel honorowy Dniepru i w mieście do dziś jest co najmniej jedna tablica pamiątkowa jemu poświęcona.

Dniepr, tablica poświęcona Leonidowi Breżniewowi, zdj.: Piotr Pogorzelski/Belsat.eu
Dniepr, tablica poświęcona Leonidowi Breżniewowi.
Zdj. Piotr Pogorzelski / belsat.eu

To nie chodzi o to, że jest on symbolem jedności z Rosją, a tego, że jest to okres największego rozwoju lokalnego. Poza tym Breżniew zaczynał swoją karierę partyjną w Dniepropietrowsku, a zatem jest kimś „naszym”, a nie przysłanym z Moskwy. Był miejscowy, urodził się w miejscowości Kamieńskie (w latach 1936-2016 Dnieprodzierżyńsk – Belsat.eu). Było tam dużo Polaków, o czym on sam pisał w swoich wspomnieniach. Czyli mimo wszystkiego co zrobił jako przywódca państwa sowieckiego, jest to ktoś, kto pochodzi z tego regionu i dużo osiągnął – to wystarcza, by on mógł pozostać obywatelem honorowym miasta. Mnie też to dziwi.

Reportaż
Ukraina. Bukowina to nie Zakarpacie
2023.07.02 09:50

Ten moment zamknięcia i specjalnej funkcji Dniepropietrowska jest cały czas odczuwalny, ta cała mitologia przemysłu rakietowego, zakładów Piwdenmasz, które były wielokrotnie ostrzeliwane przez Rosję. To jest najważniejszy temat historii, która jest nadal obecna w pamięci wielu rodzin, także mojej, bo prawie każdy mieszkaniec ma kogoś z rodziny czy znajomego, kto pracował w tych zakładach. To nie jest abstrakcyjne, tego prawie każda rodzina doświadczyła.

Poza tym ja nie widzę dużych różnic w stosunku do Odessy i Charkowa, włącznie z tym, że w tych trzech miastach mamy rosyjskojęzycznych, ale bardzo patriotycznych, merów. We wszystkich są zmiany nazw ulic, usunięcie pomników, ważne i do dziś nie wystarczające prace nad tym, aby upamiętnić ludzi, którzy polegli w czasie wojny, i cywilów, i żołnierzy.

W tej chwili nie widzę powodów, aby rozróżniać te trzy miasta, mówić, że każde z nich reprezentuje inny model. Inny model to tereny okupowane albo deokupowane: Chersoń, który jednak dość długo był pod okupacją. Do Charkowa nie weszły wojska rosyjskie, choć były w pobliżu. Tam nie mamy tej przerwy ich przynależności do Ukrainy i to wyznacza podobieństwo ich losów.

– W przypadku Dniepru chyba jest też istotne, że trafiają tam ranni wojskowi z frontu?

– Tak jest i tak było już od 2014 roku. Gdy moja siostra musiała pójść do szpitala, opowiadała mi, że na wszystkich korytarzach byli żołnierze.

Z tego powodu też od 2014 roku mamy dość silną mitologizację Dniepru jako serca Ukrainy przez to, że to jest największe miasto, które leży blisko frontu, nie jest na jego linii i pokazuje jak potrafi, że stoi po stronie ukraińskiej. Co do tego nie można mieć wątpliwości.

Dniepr, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu
Dniepr.
Zdj. Piotr Pogorzelski / belsat.eu

– Jeszcze jedna kwestia związana z Dnieprem, to to, że jest to miasto także biznesu, wielkiego kapitału i oligarchów: Wiktora Pinczuka, Ihora Kołomojskiego, Hennadija Boholubowa czy… Julii Tymoszenko.

– Ten temat oligarchów i polityki gospodarczej musi być lepiej zbadany. Gdy pisałem książkę, to miałem trudności, aby znaleźć tak prostą rzecz, jak historia tych kapitałów. Wiemy, że i Wiktor Pinczuk, i Hennadij Boholubow, i Serhij Tihipko, i Julia Tymoszenko, i inni – rozpoczęli swoje kariery w późnosowieckim Dniepropietrowsku. Ale gdy chcemy poznać szczegóły, to to jest temat zamknięty i nieobecny.

Ale generalnie przypuszczam jako historyk, że wojna, która dotknęła wszystkich i wszystko, w sposób nieunikniony zmieni też po swoim zakończeniu sytuację gospodarczą. Kwestia oligarchów, która raz pojawia się i znika, będzie w jakiś sposób rozwiązana.

To jest iluzja, a wiele osób jest skłonnych ku myśleniu, że wojna się skończy i wrócimy do tego, co było wcześniej i w biznesie, i w stosunkach z Rosją, i w polityce kulturalnej. Tego nie będzie. Powrotu do sytuacji sprzed wojny nie będzie. To będzie nowa sytuacja, nowa Ukraina.

To, że teraz przypadek Ihora Kołomojskiego jest badany nie tylko na Ukrainie, ale też na poziomie międzynarodowym, amerykańskim i izraelskim, to jest sygnał, że nie będzie powrotu do realiów gospodarczych czasów Łeonida Kuczmy, Wiktora Janukowycza czy Wiktora Juszczenki. I w Dnieprze też nie.

Wiadomości
Ukraina. Nowe zarzuty wobec oligarchy Ihora Kołomojskiego
2023.09.15 14:33

Piotr Pogorzelski/ belsat.eu

Aktualności