Węgry przejęły wbrew woli Kijowa ukraińskich jeńców węgierskiego pochodzenia. Viktor Orbán tłumaczy, że w ten sposób troszczy się o rodaków i chce pokoju, ale tak naprawdę jest tu marionetką w rękach Kremla.
Rosja przekazała Węgrom 11 ukraińskich jeńców wojennych. Trafili nad Dunaj, bo są to Ukraińcy węgierskiego pochodzenia. Tak przynajmniej twierdzą węgierskie władze. Na Ukrainie mieszka liczna, 150-tysięczna mniejszość węgierska. Skupiona w jednym regionie – na południowym zachodzie obwodu zakarpackiego. Nic zatem dziwnego, że i do ukraińskiej armii wstępują Węgrzy. Są na froncie i trafiają do niewoli. Rosjanie „skompletowali” grupę ukraińskich żołnierzy węgierskiego pochodzenia i odesłali ich do Budapesztu. 9 czerwca węgierski rząd przyznał się, że przejął jeńców.
Wywołało to oburzenia Kijowa. Zwłaszcza, że ukraiński MSZ twierdził, że jego dyplomaci nie mają dostępu do wojskowych. Budapeszt z kolei twierdzi, że wśród jeńców są tacy z węgierskim paszportem (co nie jest nieprawdopodobne, gdyż na Zakarpaciu wielu Ukraińców z węgierskiej mniejszości otrzymywało paszport z trójkolorową flagą), a pozostali czują się Węgrami. Może jednak nie czują się dostatecznie mocno. Bo według kijowskich władz trzech z nich wróciło wczoraj na Ukrainę.
Władimir Putin nie mógł skuteczniej wbić klina w bardzo drażliwy obszar relacji węgiersko-ukraińskich. Wykorzystał cynicznie Ukraińców należących do mniejszości węgierskiej. I dał Viktorowi Orbánowi instrument do dalszej, równie cynicznej rozgrywki. Rząd Orbána tłumaczy, że troszczy się o rodaków. Wyjaśnia też, że pośrednicząc w wymianie jeńców przyczynia się do pokoju. „Pokój” jest słowem wymieniany bardzo często przez węgierskiego lidera. Tylko, że to hipokryzja i podstęp. Bo przez „pokój” Orbán rozumie ograniczenie pomocy dla Ukrainy i uznanie znacznej części rosyjskich postulatów. W węgierskich mediach kontrolowanych przez władze Ukraina jest przedstawiana jako winna wojny, bo nie chciała ustąpić Rosji.
Miesiąc po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę Orbán w wywiadzie dla portalu Mandiner.hu powiedział, że Polska dąży do przesunięcia granic świata zachodniego do granic Rosji i dlatego wspiera członkostwo Ukrainy w NATO, tymczasem dla Budapesztu kluczowe jest, by przestrzeń między Węgrami, a Rosją miała wystarczającą szerokość i głębokość.
– Ta przestrzeń nazywa się dziś Ukrainą – powiedział wtedy Orbán.
Później węgierski premier twierdził, że Ukraina to z finansowego punktu widzenia nieistniejące państwo. Peter Szijjarto, węgierski minister spraw zagranicznych w 2021 r. dostał od Putina Order Przyjaźni. Ten sam Szijjarto regularnie sekunduje rosyjskim zabiegom dyplomatycznym wokół Ukrainy. Ostatnio wzywał do baczniejszej ochrony gazociągów biegnących na Węgry i transportujących rosyjski gaz. Wskazywał przy tym na uszkodzony w ubiegłym roku Nord Stream i dawał do zrozumienia, że była to “niegodziwa dywersja”. Węgierskie władze dystansują się od wspierania Ukrainy, jak tylko mogą.
Nie jest to zresztą nowa polityka, bo jeszcze przed wojną Węgry blokowały proces integracji Ukrainy z NATO i UE. Wtedy koronnym argumentem była dyskryminacyjna (zdaniem Budapesztu) polityka Kijowa wobec węgierskiej mniejszości na Zakarpaciu. Tuż po rosyjskiej agresji na Ukrainę węgierskie wojska przeprowadziły serię manewrów i przemarszów przy granicy z Ukrainą. Rząd w Budapeszcie tłumaczył wtedy, że chodzi o zabezpieczenie granicy przed przenikaniem “zbrojnych grup” i niesienie pomocy humanitarnej. W lipcu ubiegłego roku Peter Szijjarto ujawnił, że Budapeszt ma plan ochrony węgierskiej ludności na… ukraińskim Zakarpaciu w przypadku przybliżenia się wojny na zachód. Plan został jednoznacznie odczytany, jako pomysł na okupację ukraińskiego regionu i faktycznie najbardziej antyukraiński ruch ze strony zachodniego państwa. W relacjach Budapesztu i Kijowa już wtedy panował chłód.
Teraz uwolnienie jeńców z perspektywy Orbána idealnie wpisuje się zarówno w quasi-pokojowe posłannictwo, jak i w rolę Budapesztu-obrońcy ukraińskich Węgrów. Tyle, że to droga wyłącznie do zaogniania relacji między Węgrami a Ukrainą. I nie tylko.
– Władze Węgier powinny wyjaśnić swój udział w sprowadzeniu ukraińskich jeńców wojennych z Rosji, a także działania Budapesztu dotyczące komunikacji z Kijowem w tej sprawie – powiedział Peter Stano, rzecznik Komisji Europejskiej.
Budapeszt twierdzi, że w powrocie jeńców pomagały wyłącznie rosyjska Cerkiew Prawosławna i Zakon Maltański, a węgierski rząd nie uczestniczył w procesie. Zgodnie z zasadami międzynarodowego prawa, w tym Europejską Konwencją Praw Człowieka, Budapeszt powinien powiadomić Ukrainę o fakcie uwolnienia jeńców. Powiadomiony powinien być również Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża.
Kijów twierdzi, że nie tylko nie wiedział, że ukraińscy obywatele są odsyłani z rosyjskiej niewoli na Węgry, ale i nie miał do nich dostępu i faktycznie jeńcy byli internowani. W trwającej wojnie były już przypadki pośrednictwa innych krajów w wymianie jeńców i faktycznego ich internowania na terenie innego państwa. Taką rolę np. odegrała Turcja, gdzie trafili uwolnieni z rosyjskiej niewoli żołnierze pułku Azow, obrońcy Mariupola. Nie mogą wyjeżdżać z Turcji. Był to jednak efekt porozumienia negocjowanego między Ukrainą, Rosją i Turcją, a nie tajna operacja.
Dmytro Lubiniec, rzecznik praw człowieka ukraińskiej Rady Najwyższej twierdzi, że to Węgry zamierzają oskarżać Ukrainę o nieprzywiązywanie wagi do kwestii uwalniania jeńców. Co jest oczywiście absurdalne, biorąc pod uwagę, że od początku rosyjskiej agresji kwestia wymian jeńców jest traktowana wyjątkowo poważnie i są one organizowane regularnie. Takie oskarżenie ze strony Budapesztu dobrze wpisuje się w retorykę Orbána o Ukrainie zaogniającej sytuację.
Cała sprawa bardzo źle wróży przed planowanym w lipcu ważnym szczytem NATO w Wilnie. Węgry, jako członek Sojuszu będą podgrzewały emocje. Kijów nie odpuści i będzie domagał się wyjaśnienia sprawy. Ukraina nie chce też pozwolić, by Viktor Orbán w imię swoich interesów politycznych przejął rolę opiekuna wobec ukraińskich żołnierzy węgierskiego pochodzenia. Orbán jednak nie raz już „grał” w drużynie Putina. Także i tym razem, w tak ważnym momencie węgierska dyplomacja zachowała się dokładnie tak, jak tego oczekiwano na Kremlu.
Michał Kacewicz/belsat.eu
Inne teksty autora w dziale Opinie