Zełenski wyciągnął Saakaszwilego z kapelusza i zaraz go schował

Michał
Kacewicz
dziennikarz

Micheil Saakaszwili został ukraińskim wicepremierem, ale tylko w medialnych spekulacjach. To historia o tym, jak jeden mistrz PR-u wykorzystał drugiego i na tym skorzystał.

Kijów zaskoczył świat, kiedy w ubiegłym tygodniu pojawiły się pierwsze informacje, że nowym wicepremierem ds. reform w rządzie Denysa Szmychala zostanie Micheil Saakaszwili. W ostatni piątek jego kandydatura wywołała potężną awanturę na posiedzeniu frakcji rządzącej partii Sługa Narodu. Okazało się, że deputowani z partii Wołodymyra Zełenskiego nie chcą poprzeć Saakaszwilego.

Ostatecznie wczoraj pomysł wprowadzenia Saakaszwilego do rządu przepadł. Zbyt duże było prawdopodobieństwo kompromitacji prezydenta, gdyby doszło do głosowania w Radzie Najwyższej (ukraińskim parlamencie), a projektu Zełenskiego nie poparłaby jego własna partia. A jednak Zełenski i tak skorzystał na trwającym tydzień zamieszaniu wokół gruzińskiego polityka.

Szalona epopeja

Micheil Saakaszwili, zwany na Ukrainie i w Gruzji po prostu Micho, jest kolekcjonerem partii, paszportów i wysokich stanowisk. Był prezydentem Gruzji, gubernatorem w Odessie, a potem zajadłym opozycjonistą ściganym przez władze Gruzji i Ukrainy. Do gruzińskiego paszportu w 2015 r. dołożył ukraińskie obywatelstwo. Podobno ma również paszport amerykański.

Zaraz po rewolucji na Majdanie, uznawany za męża opatrznościowego i guru reform, od Petra Poroszenki dostał ważne stanowisko gubernatora w Odessie. I zadanie, by uratować ten newralgiczny region przed korupcją i prorosyjską piątą kolumną. Ale Micho bardziej przywiązał się do obietnicy uzyskania teki premiera. I rozpoczął wojnę podjazdową z ówczesnym szefem rządu, Arsenijem Jaceniukiem.

– Żałuję, że musiałem nazwać premiera Arsenija Jaceniuka złodziejem, ale jeszcze bardziej żałuję, że to prawda – mówił później z ironią.

Poroszenko nie mógł tolerować otwarcie wrogiego wobec rządu w Kijowie gubernatora. Saakaszwili stracił Odessę. Przeszedł do ostrej opozycji wobec swojego niedawnego przyjaciela – Poroszenki. Knuł przeciw prezydentowi z innym zawiedzionym byłym sojusznikiem prezydenta, oligarchą Ihorem Kołomojskim. Z Julią Tymoszenko i innymi również. Zakładał kolejne partie i ruchy. W czerwcu 2017 r. w programie telewizyjnym, który prowadził puścił piosenkę pt. „Czekoladowa dupa”.

To o Poroszence, producencie słodyczy. Tego było już za wiele. Ukraińskie władze odebrały mu paszport i zabroniły wjazdu na Ukrainę. Micho sforsował wtedy granicę polsko-ukraińską i w asyście swoich zwolenników przedostał się na Ukrainę.

W tej epopei ośmieszał siebie i władze w Kijowie. Kiedy uciekał przed agentami po dachach. Kiedy rzucał coraz bardziej gniewne i groteskowe oskarżenia i obietnice „trzeciego Majdanu”. W końcu znowu odesłano go samolotem do Polski. Micho wrócił na Ukrainę ponownie dopiero, kiedy Poroszenko stracił władzę. Jedną z pierwszych ważnych decyzji Wołodymyra Zełenskiego było przywrócenie Gruzinowi ukraińskiego obywatelstwa.

Na kłopoty: Micho

Pomysł z Saakaszwilim wyszedł z Biura Prezydenta (kandelarii) Wołodymyra Zełenskiego. Najprawdopodobniej do Andrija Jermaka, szefa prezydenckiego biura, zgłosił się z pomysłem na siebie sam Saakaszwili. Jermak, który jest szefem od niedawna, ma ostatnio kłopoty. O korupcję oskarżany jest jego brat. Opozycja zaś zarzuca Jermakowi, że idzie Rosji na rękę i forsuje niekorzystne dla Ukrainy rozwiązania w sprawie Donbasu.

– Saakaszwili spadł jak gwiazdka wiosną – mówi anonimowo w rozmowie z Belsatem jeden z prominentnych deputowanych Sługi Narodu, który od początku był przeciw pomysłowi z Gruzinem – Chodziło tylko o odwrócenie uwagi.

Kiedy do mediów przedostały się pierwsze informacje o Saakaszwilim, kandydacie na wicepremiera, przypadła akurat rocznica elekcji Zełenskiego 21 kwietnia 2019 r. Rok prezydentury obchodzony w warunkach pandemii, narastającej depresji i strachu o gospodarkę i przyszłość nie wypadł najszczęśliwiej. Władza Zełenskiego jest krytykowana za dziurę budżetową, za niespójną politykę wobec kryzysu i prymat PR-u nad prawdziwymi reformami. Tymczasem przed Zełenskim i jego ekipą kolejna batalia: w zaplanowanych na październik wyborach samorządowych. O ile wybory się odbędą (z uwagi na pandemię), to będą poważnym testem dla Sługi Narodu.

Gruzin idzie na wybory na Ukrainie. Ze swoją partią

Partia prezydenta zamierza pokonać silne regionalne elity, choć sama nadal ma bardzo słabe struktury w terenie. Pojawiły się już pomysły, jak uderzyć w rządzących od lat potężnych merów miast – Sługa Narodu ma plan wprowadzenia 5 procentowego progu w skali całej Ukrainy. I kilku innych rozwiązań (np. zakaz kandydowania na mera przez osoby bezpartyjene), które w praktyce wykluczą lokalne partie i ruchy i dadzą władzę jedynie partiom ogólnokrajowym.

Żeby wygrać tę batalię Zełenski musi jednak na nowo obudzić nadzieję, że jest liderem zmian. I temu miał służyć Saakaszwili. Świetny w autokreacji polityk, który przekonał świat, że ma głowę pełną recept na genialne reformy w krajach takich, jak Gruzja, czy Ukraina.

Micho miał służyć i innym celom. Miał straszyć opozycję. Od tygodnia w różnych telewizjach powtarza, że chce ostrej walki z korupcją i roliczenia skorumpowanych władz Poroszenki. W dodatku pojawiły się spekulacje, że Saakaszwili w rządzie wprowadzi do specjalnych służb antykorupcyjnych swoich ludzi, Gruzinów Dawida Sakweralidze i Gizo Ugławę.

To z kolei byłby cios np. we wpływy ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa. Minister i Gruzin nienawidzą się. Kiedyś, w czasie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa prezydenta Poroszenki w karczemnej awanturze obaj obrzucali się wyzwiskami, a na końcu Awakow cisnął w Saakaszwilego szklanką wody. Micho zawsze wzbudzał kontrowersje. Również teraz wywołał awanturę.

Gruzja oburzona na Ukrainę za propozycję teki wicepremiera dla Saakaszwilego

Pokłóciła się o niego frakcja Sługi Narodu. Ludzie Zełenskiego szukali wsparcia w głosowaniu nawet u prorosyjskich polityków z Platformy Opozycyjnej „Za Życie”. Ostatecznie poparcie dla Micho wycofał sam Andrij Jermak.

Saakaszwili był więc wicepremierem przez tydzień. Tylko medialnie i w parlamentarnej intrydze. Nie ma jednak wątpliwości, że krewki Gruzin zapamięta sobie tę zniewagę. W końcu on, mistrz autokreacji został wykorzystany przez Zełenskiego, prezydenta, który po doświadczeniach w karierze w show-biznesie budowanie wizerunku doprowadził do perfekcji. Tym razem jednak z aktorstwa przerzucił się na reżyserię. I w swoim spektaklu Zełenski napisał dla Saakaszwilego jedynie krótką rolę w jednym odcinku serialu.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Więcej materiałów