Charlie Rowley jest jedną z osób przypadkowo poszkodowanych w wyniku ataku chemicznego przeprowadzonego na Siergieju Skripalu, byłym brytyjskim agencie w Rosji.
Według brytyjskich śledczych nowiczok został przywieziony przez rosyjskich agentów we flakonie udającym perfumy marki Nina Ricci i następnie rozpylony na klamce drzwi wejściowych domu Siergieja Skripala w Salisbury. Potem rosyjscy agenci wyrzucili butelkę do kosza. Została ona znaleziona przez mieszkańca pobliskiego Amesbury Charliego Rowelya. Ten podarował go swojej partnerce Dawn Strugess.
30 czerwca 2018 r. nieprzytomna para została odnaleziona w swoim mieszkaniu. Okazało się, że kobieta rozpyliła substancję na nadgarstkach. Przyjęta przez nią dawka trucizny okazała się być śmiertelną. Rowley przeżył po długotrwałej hospitalizacji. Lżejszemu zatruciu uległ również policjant, który został wezwany do domu Skripala.
– Charlie nadal odczuwa groźne efekty uboczne środka toksycznego, który trafił do jego organizmu. Najbardziej interesuje go ujawnienie prawdy na temat tego, co zaszło – oświadczył gazecie Daily Mirror adwokat mężczyzny Patrick Maguire.
Prawnik podkreślił, że Rowley zwrócił się do niego z prośbą o pomoc, a on poradził mu m.in. pozwanie rosyjskiego państwa na sumę 1 mln funtów.
Rosyjskie władze zaprzeczyły swojemu związkowi z otruciem. Jednak brytyjska policja ujawniła dane zamachowców, którzy okazali się być Rosjanami. Dziennikarze śledczy ustalili, że mężczyźni posługujący się fałszywymi nazwiskami to w rzeczywistości pracownicy rosyjskiego wywiadu GRU Aleksandr Myszkin i Siergiej Czepiga.
Po zdemaskowaniu dwójka domniemanych agentów wystąpiła w telewizji Russia Today, twierdząc, że są zwykłymi biznesmenami w branży fitness, którzy odwiedzili Salisbury, by zobaczyć starodawny zegar i 123-metrową wieżę katedry.
jb/belsat.eu