Konflikt pomiędzy władzami i opozycją przekształcił się w konflikt pomiędzy władzami a społeczeństwem – można przeczytać w opiniach komentatorów i publicystów.
Żarty się skończyły – twierdzi analityk Arciom Szrajbman na portalu TUT.by, komentując falę represji wobec oponentów władz i uczestników pokojowych akcji przed wyborami prezydenckimi. Jego zdaniem eskalacja prowadzi „w kierunku krwi”.
– Obecna dynamika konfrontacji zbyt łatwo może zaprowadzić tam, gdzie Białoruś jeszcze nie była – do realnej krwi i, to niewykluczone, z obu stron – napisał Szrajbman w komentarzu dla niezależnego portalu TUT.by.
Według Szrajbmana w obecnej „fali represji nowa jest nie tylko i nie tyle jej brutalność (…), jak to, że nie widać siły, która mogłaby zatrzymać kraj przez osunięciem się w spiralę przemocy”.
W pierwszych tygodniach kampanii przed wyborami prezydenckimi, w trakcie których komitety wyborcze zbierały podpisy poparcia przed zarejestrowaniem kandydatów, zatrzymano setki aktywistów i uczestników pokojowych protestów. Władze przestrzegają przed udziałem w „nielegalnych akcjach”, przekonując, że za protestem stoją siły zewnętrzne, chcące zniszczyć kraj.
Najważniejszy potencjalny oponent Alaksandra Łukaszenki – Wiktar Babaryka od 18 czerwca siedzi w areszcie KGB z poważnymi zarzutami malwersacji, tworzenia grupy przestępczej, prania pieniędzy.
Cieszący się uznaniem zwykłych Białorusinów charyzmatyczny wideobloger Siarhiej Cichanouski również trafił do więzienia i zarzucono mu m.in. organizację zamieszek.
Szrajbman zwraca uwagę na nową sytuację w czasie obecnej kampanii, która odbywa się po pięciu kadencjach rządów Łukaszenki – „co najmniej od lat 90. XX w. społeczeństwo nie było tak zainteresowane polityką”.
– Ludzie tworzą żywe łańcuchy w dziesiątkach miast, w centrum i na obrzeżach, stoją po sześć – siedem godzin, pomimo zatrzymań. Protesty odbywają się w ośrodkach rejonowych (powiatowych – belsat.eu), gdzie nigdy ich nie było. Ludzie stoją w długich kolejkach, by złożyć podpisy „za każdego oprócz niego”, masowo zgłaszają się do komisji wyborczych, chociaż pierwszy raz zainteresowali się polityką – napisał Szrajbman.
Według niego trwa proces „desakralizacji prezydenta” na tle jego niskich notowań. Władze „próbują z kolei wygasić falę niezadowolenia, by nie dopuścić do wybuchu protestu w dniu wyborów tak, jak miało to miejsce w 2010 roku”. Analityk zauważa, że stosowane są w tym celu trzy metody: dyskredytacja liderów protestu (sprawy karne wobec Cichanouskiego i Babaryki), zastraszanie niezadowolonych oraz „bezpośrednie represje wobec tych, którzy nie posłuchali się i wyszli na ulice”. Szrajbman ocenia, że „głównym błędem władz jest niedocenianie skali niezadowolenia i upolitycznienia społeczeństwa”. Ostrzega, że brutalne represje mogą rozkręcić spiralę przemocy po obu stronach.
Według komentatora Alaksandra Kłaskouskiego na Białorusi ma miejsce „spontaniczny oddolny protest przeciwko niezmiennej władzy i niesprawiedliwości”.
– Aresztowanie Cichanouskiego, zatrzymanie Babaryki, represje wobec aktywistów wzmacniają poczucie tej niesprawiedliwości – ocenił publicysta na łamach Naviny.by.
Z kolei w ocenie politologa Walera Karbalewicza „kampania publicznej dyskredytacji Babaryki nie działa, a możliwe, że ma efekt odwrotny do pożądanego”.
– Jego aresztowaniem Łukaszenka nie pozbawił się problemu. Nagromadzona w społeczeństwie energia protestu może nieoczekiwanie wybuchnąć – prognozował na portalu Radia Swaboda.
Jego zdaniem „konflikt pomiędzy władzami i opozycją przekształcił się w konflikt pomiędzy władzami a społeczeństwem”.
cez/belsat.eu wg PAP