Choć na Białorusi nie wprowadzono kwarantanny, praktycznie zamarł ruch turystyczny. W sobotę wieczorem nasi korespondenci zajrzeli do najpopularniejszych lokali Starego Miasta, by zobaczyć, jak Grodno radzi sobie bez turystów.
Swoją wędrówkę zaczęliśmy od przytulnej kawiarni Awakawa przy ulicy Kirowa. W środku nie było żadnego gościa. Za to na barze stał żel do dezynfekcji. Barman ze smutkiem stwierdził, że godziny otwarcia musieli skrócić o godzinę. A co będzie dalej, nie wie.
W barze Kuba, jednym z tradycyjnych miejsc potańcówek, ludzie są. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło: dziewczęta i chłopcy przy stolikach, na parkiecie ludzi tłum. Kelnerka mówi, że sytuacja nie jest krytyczna, ale gości jest o jedną trzecią mniej.
Huukah Palace to palarnia fajek wodnych w centrum Grodna. Przy wejściu fajkę ćmi kilka młodych osób. Co ciekawe, to tutaj spotkaliśmy jedyną dziś osobę w masce. Jak widać, reszta nie przejmuje się takimi “drobiazgami”.
Kierowniczka lokalu mówi, że do tej pory nie otrzymali żadnego oficjalnego zakazu przygotowywania gościom fajek wodnych, więc dalej to robią. Sama nosi jednak czarne jednorazowe rękawiczki i z dumą pokazuje dozownik na środek antyseptyczny przy drzwiach. Palarnia wciąż jest otwarta do późna, ale kierownictwo analizuje sytuację.
Kolejną palarnią na naszej trasie jest First. W środku nie ma żywej duszy. Jakby w środku wybuchła bomba neutronowa. Barmana Uładzimira znajdujemy w sąsiednim pomieszczeniu, gra z przyjaciółmi w bilard. Mówi, że nie zawsze jest pusto: czasem ludzie przyjdą, ale jest ich mniej.
– Żaden „prikaz” nie przyszedł, więc dalej zapalamy fajki. Dlaczego nie, skoro nie zabronili? W Mińsku już zaczynają, w Grodnie ponoć gdzieś już przyszły listy, ale nie do nas. To jakieś punktowe zakazy chyba. A żel dezynfekujący postawiliśmy z własnej inicjatywy, nikt nas do tego nie zmuszał. Przecież dotykamy i pieniędzy i naczyń – tłumaczy Uładzimir.
Według Zmitra Zacharki, właściciela kultowej kawiarni Nasza Kawa i baru Sprawa w samym centrum Grodna, epidemia już teraz bardzo zaszkodziła jego biznesowi.
– Turystów nie ma, a koszty wynajmu rosną. Białorusini też stali się ostrożniejsi i rzadziej odwiedzają lokale. Zdecydowanie rzadziej! Czekamy na rozwój sytuacji. Jeśli i do nas przyjdzie zaraza, zawiesimy pracę. Nawet jeśli władze nie wprowadzą kwarantanny, to sami ją wprowadzimy. Dla siebie – mówi restaurator.
Zmicier i inni restauratorzy, którzy wynajmują lokale w dawnej fabryce Akcent, przygotowali już list do właściciela, by obniżył in czynsz. Przynajmniej do momentu, aż władze znajdą jakieś rozwiązanie.
Około 10 wieczorem miasto znów ożyło, jednak nie w takim stopniu, jak wcześniej. Ulicę Sowiecką wypełniła młodzież, ale imprezowicze częściej biorą kawę na wynos i zostają na dworze. Przyczyniły się do tego dobra pogoda, wirus i krótszy czas pracy kawiarni. Na przykład popularna Kawiarnia przy Wileńskiej pracuje teraz od 14 do 22, choć wcześniej w soboty była otwarta od 11 do 2 w nocy.
Na koniec wchodzimy do kultowego wśród grodzieńskiej alternatywy baru Korica. Zazwyczaj w weekendy nie da się tam wcisnąć. Teraz jest tylko garstka gości. Niby jak dawniej jest muzyka i żarty, ale coś nowego i niepokojącego jest w tym, że po każdym kichnięciu goście przepraszają.
– A co mamy zrobić? Przychodziliśmy i przychodzimy dalej. Przecież dziś sobota. Jesteśmy tu jak w łodzi podwodnej, nie ma się czego bać – mówi młody człowiek przy barze.
Wychodzimy pogadać na ulicę. Przy papierosie grodnianie zaczynają się otwierać. Bardziej od wirusa boją się kryzysu ekonomicznego: jak zapłacić za mieszkanie i gdzie szukać pracy, jak wszystko się zawali?
Goście baru żartują też o modzie na #zostańwdomu – popularne hasło czasów apokalipsy.
– Zobaczcie, znajoma przez cały piątek wrzucała na Instagrama, jak imprezowała: kluby, drinki, DJe, jak zawsze. A już dziś, w sobotę, wrzuca z domu fotki z herbatą i hasztagiem #stayhome. Taka moda! Tylko jej nie zaszkodził koronawirus, a zwykły kac. Takie to #zostańwdomu.