Zakazana tradycja z listy UNESCO. Białoruskie kolędowanie carów


We wsi Siemieżawa pod Kopylem w poniedziałek odbył się obrzęd, którego nie zobaczycie nigdzie indziej. 12 młodych mężczyzn z pochodniami przemierzyło wieś w przebraniach carskich żołnierzy. Śpiewając i przedstawiając sceny z dramatu historycznego witali Stary Nowy Rok.

Lokalny kiermasz – aperitif przed obrzędem

By zobaczyć Car-kolędę przyjechaliśmy do Siemieżawa w poniedziałek za dnia. Nie zdążyliśmy wyjść z samochodu, a już usłyszeliśmy, jak miejscowy chór żeński śpiewa: „Ataman – pułkownik zaprawiony w bojach, i konia, i szablę za Lubę oddał. Ech!”.

Przy dźwiękach muzyki ludzie częstowali się świeżymi serami i różnymi przysmakami lokalnej kuchni. Kobieta w przebraniu Baby Jagi zapraszała do spróbowania świeżych ogórków, a w namiocie obok Czerwony Krzyż rozlewał zziębniętym herbatę i uczył pierwszej pomocy.

Naszą uwagę zwróciła loteria, w której nie można było przegrać. Za rubla (1,8 złotego) można było wygrać paczkę jaj, miejscowe rękodzieło, a nawet worek ziemniaków. Sześcioletni chłopiec wygrał przy nas bębenek z przyczepioną wróżbą , która zapowiadała mu rychły ożenek. W przepowiadanie przyszłości bawiły się miejscowe kobiety przebrane za cyganki – naszemu operatorowi wywróżyły wieczną młodość.

Siemieżawa od niedawna jest agro-miasteczkiem [nazwa dużych osiedli rolniczych, przeważnie przy kołchozach, wypromowana przez prezydenta Alaksandra Łukaszenkę]. Mieszka tu trochę ponad tysiąc osób, a Car-kolęda jest jednym z najważniejszych świąt w roku. Ale, jak to często bywa, za wszystkim stoi jedna osoba. Dyrektorka miejscowego Centrum Kultury i Rekreacji Tacciana Szawura odrodziła obrzęd w 1996 roku. To dzięki niej trafił na listę UNESCO.

„Dobry wieczór, szczodry wieczór”

Wyjątkowe kolędowanie zaczęło się o piątej wieczorem. Przed Centrum Kultury pojawiło się 12 chłopaków w przebraniach, którzy zaprezentowali widzom fragment historyczno-religijnego dramatu „Car Maksimilian”. Pięciominutowa scena była potem powtarzana w każdym domu.

Uważa się, że w domu, do którego przyszli “carowie”, przez cały rok będzie panował pokój, zgoda i dostatek. By się odwdzięczyć, kolędnikom wręcza się drobne prezenty: kiełbasę, ciastka i częstuje wódką.

Kim są carowie? Tak jak w XVIII wieku, w obrzędzie bierze udział 12 młodych mężczyzn, w tym 7 carów ubranych w białe koszule i spodnie, unikatowe siemieżawskie pasy i kołpaki z kolorowymi wstążkami. Istnieją dwie wersje pochodzenia nazwy. Pierwsza mówi, że o tak wystrojonych kolędnikach mówiono niegdyś “piękni, jak carowie”. Ale to raczej legenda. Druga zakłada, że wzór mundurów i nazwę kolędnicy wzięli od carskich żołnierzy.

– Czekamy na nich przez cały rok, to przecież nasza tradycja. Wcześniej obrzęd był srogo zakazany, a teraz go odrodzili – mówi mieszkaniec wsi Wasil.

Sam obrzęd powstał pod koniec XVIII wieku. Większość źródeł podaje, że wtedy to we wsi stacjonowali carscy żołnierze, którzy w Szczodry Wieczór – ostatni wieczór roku – chodzili od domu do domu, kolędując i pozdrawiając gospodarzy. Tacciana Szawura twierdzi, że były to też swojego rodzaju swaty.

– Chłopcy chodzili po wsi, kolędowali i patrzyli, w którym domu ładniejsze dziewczyny i więcej poduszek. Pierzyny i poduszki były wtedy świadectwem bogactwa – mówi dyrektorka centrum kultury.

Przemarsz z pochodniami

Kulminacją święta jest procesja carów z pochodniami. Choć żołnierze maszerujący z ogniem przez wieś mogą budzić złe skojarzenia, tutaj wygląda to pięknie i godnie.

W tym roku pochód trwał bardzo krótko – tylko 10 minut. Może to przez kiepskiej jakości naftę, bo pochodnie nie chciały się zapalić. A może przez brak zainteresowania samych kolędników?

Starodawny obrzęd w turystycznej białej plamie

Tradycja kolędowania carów trafiła na Listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO już w 2009 roku. Nie oznacza to jednak żadnego wsparcia od państwa, poza reklamą. Mieszkańcy mają żal do władz, że w miasteczku nie otwarto żadnego hoteliku dla turystów przyjeżdżających oglądać święto.

Do wsi można dojechać jedynie samochodem, a w tym roku chętnym nie zapewniono transportu autobusowego. Turystka Alena powiedziała, że 150 kilometrów z Mińska do Siemieżawa pokonała autostopem w 4 godziny. To prawdopodobnie jedna z przyczyn, dlaczego w tym roku obrzęd podziwiali głównie miejscowi i dziennikarze.

Bez względu na trudności, mieszkańcy nie wyobrażają sobie witania Starego Nowego Roku bez carów. Obrzęd stał się wizytówką miasteczka. Warto je odwiedzić nie tylko po to, by zobaczyć unikatowe święto, ale też dla energii, którą mają ludzie robiący coś ważnego dla siebie i innych.

Tekst: wr,pj; zdjęcia: Iryna Arachouskaja / belsat.eu

Aktualności