Wybory na Ukrainie: idzie nowe, ale w starym stylu


Ukraińcy w dzisiejszych wyborach wprowadzą do parlamentu armię nowych twarzy. Nie będzie to jednak rewolucyjna zmiana w polityce, a nowa Rada Najwyższa może okazać się nietrwała.

Od jutra prezydent Wołodymyr Zełenski będzie miał w parlamencie solidne oparcie. Może być z siebie zadowolony. Ukraińska demokracja po raz kolejny zda egzamin i doprowadzi do bezkonfliktowego przekazania władzy. Zełenski zaś firmuje swoją twarzą wielką zmianę. Patrząc na publikowane w ostatnich tygodniach sondaże, ta zbudowana ad hoc, miesiąc przed wyborami partia „Sługa Narodu” wygra dzisiejsze wybory.

Tyle, że ukraiński parlament nigdy nie był ostoją stabilności i potrafi sprawiać kłopoty nawet dominującej sile politycznej. Prawie połowa (po aneksji Krymu i oderwaniu części Donbasu) mandatów pochodzi z jednomandatowych okręgów wyborczych. A tam decydują nie listy partyjne, ale wsparcie lokalnych elit i długo budowana pozycja polityków. Ludzie Zełenskiego są świadomi, że w okręgach nie uzyskają wiele. A to oznacza kres marzeń o samodzielnych rządach.

Od jutra karty w ukraińskiej polityce będą rozdane. Zełenski będzie miał swój parlament, a niedługo również swój rząd. Nie będzie mógł powiedzieć, że na razie nie reformuje kraju, jak obiecał w kampanii, bo przeszkadza mu stary parlament i rząd. Prawdziwy test dla politycznych amatorów z drużyny “Ze”, jak Ukraińcy nazywają ludzi prezydenta, dopiero się zacznie.

Wiadomości
Ukraina wybiera nowy parlament
2019.07.21 08:21

Nowe twarze

Od dwóch dekad każde ukraińskie wybory są wyczekiwane jako przełomowe i rewolucyjne. Tak było po „pomarańczowej rewolucji”, kiedy w kolejnych wyborach w 2006, 2007 i 2012 r. Partia Regionów zdominowała parlament. W wyborach po rewolucji godności z Partii Regionów niewiele zostało. Do parlamentu weszło wiele „nowych twarzy”: aktywiści z Majdanu, komendanci ochotniczych batalionów.

A jednak ukraińska polityka niewiele się zmieniła. Wciąż pozostała zdominowana przez oligarchów i postacie przewijające się przez ukraińską scenę polityczną od dwóch-trzech dekad. Przecież Arsenij Jaceniuk, Julia Tymoszenko, Ołeh Laszko i dziesiątki innych – to twarze znane każdemu Ukraińcowi z ekranów telewizora co najmniej od początku XXI wieku.

Dzisiejsze wybory miały być rewolucyjne jeszcze bardziej. Miały wprowadzić do polityki świeżą krew. Ukraińcy odrzucili „stare twarze” w niedawnych wyborach prezydenckich. Zmiażdżyli Julię Tymoszenko, Petra Poroszenkę. Wybrali Wołodymyra Zełenskiego. Aktora, komedianta i człowieka spoza świata polityki. Teraz uwierzyli, że Zełenski wprowadzi do parlamentu swoją drużynę „Ze”: nowe twarze. I rzeczywiście. Na scenie politycznej już pojawili się nowi ludzie. A to dopiero początek zmian.

Nawet sam Zełenski zdaje sobie sprawę, że grupa nowych deputowanych to nie karna armia gotowa do posłusznego zdominowania Rady Najwyższej i nie maszynka do głosowa ustaw, które mają zmieniać Ukrainę. A raczej zbieranina ludzi pospieszenie i na gwałt poszukiwanych, by zapełnić listy kandydatów Sługi Narodu. Są tam wytrawni politycy, ale ci z drugiego, trzeciego garnituru. Tacy, którzy mają wielkie ambicje, lecz do tej pory buszowali na zapleczu ukraińskiej polityki. Są wasale wielkich oligarchów (w tym całkiem spora grupa wysłanników Ihora Kołomojskiego), lobbyści (np. ci z coraz prężniejszego lobby rolno-spożywczego), ludzie pomniejszego, lokalnego biznesu.

Są i zupełni amatorzy w świecie polityki: menedżerowie Zełenskiego z czasów, kiedy działał w show-biznesie, blogerzy, lokalni aktywiści i całkiem spora grupa prawników uwikłanych w biznesowo-polityczne układy. Sługa Narodu nie jest partią w klasycznym rozumieniu. Raczej pospolitym ruszeniem zebranym pod chorągwią prezydenta i zwyciężającą dzięki jego popularności. Wewnątrz tej chorągwi kotłują się jednak różne, często sprzeczne interesy i poglądy. Będzie to partia rozdrobniona na dziesiątki koterii i frakcji. I już teraz widać, jak trudno będzie nią sterować. A to dopiero początek kłopotów.

Kruche fundamenty

Jednak nawet jeśli w początkowym okresie Sługa Narodu będzie stanowić jedną i w miarę posłuszną Zełenskiemu drużynę, to pozostaje jeszcze problem koalicji. O samodzielnych rządach ekipy „Ze” można zapomnieć. Patrząc na sondaże, ludzie Zełenskiego nie mają za wiele możliwości manewru. W grę nie wchodzi koalicja z prorosyjską Platformą Opozycyjną „Za życie”. Tak samo z Europejską Solidarnością Petra Poroszenki. Pozostaje Julia Tymoszenko. Zełenski boi się takiej koalicjantki. Tymoszenko chciałaby w nowym rządzie tekę premiera. I jest oczywiste, że byłaby trudnym, ambitnym i narzucającym się sojusznikiem.

Wiadomości
Przed wyborami na Ukrainie: więcej wątpliwości niż pewności
2019.07.19 16:08

Dlatego sztabowcy Zełenskiego marzą, by wyborczy próg przekroczyła partia Ihora Smeszki „Siła i Honor” i rockman Swiatosław Wakarczuk ze swoją partią „Głos”. Ale to może być trudne. Patrząc na spływające nieoficjalne wyniki wyborów na pewno jedno, a może i oba te ugrupowania do parlamentu nie dostaną się. „Sługa Narodu” będzie musiał wyciągać pojedynczych deputowanych z różnych frakcji i dogadywać się z tymi z okręgów jednomandatowych. Będzie musiał mozolnie klecić koalicję za cenę daleko posuniętych kompromisów i obietnic.

Jeśli z dzisiejszych wyborów wyłoni się właśnie taki parlament: dość rozdrobniony i nie dający szans na stabilny rząd, to Ukrainę już za parę miesięcy mogą czekać kolejne, przedterminowe wybory. A „rewolucja” Zełenskiego okaże się tylko fasadową, sprawną wizerunkowo, lecz chwilową zmianą. Jak wszystkie poprzednie ukraińskie rewolucje.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności