Wilno 1991. Dlaczego Gorbaczow przespał odrodzenie Litwy

Aleksandr
Podrabinek
Rosyjski dziennikarz, dysydent
Wilno, styczeń 1991 roku. Zdjęcie z archiwum Siarhieja Dubawca

W nocy z 12 na 13 stycznia 1991 roku w Wilnie przelała się krew. Umierające sowieckie władze ze wszystkich sił próbowały utrzymać w swoim imperium niepokorne terytoria. Komunistyczna wierchuszka, z generalnym sekretarzem Michaiłem Gorbaczowem na czele, rozumiała, że litewski przykład wybicia się na wolność, w końcu pozbawi partię władzy także w Moskwie.

Historia zrywu Litwy ku wolności i niepodległości zaczęła się rok wcześniej. W nocy z 10 na 11 marca 1990 roku kierowana przez Vytautasa Landsbergisa Rada Najwyższa Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej ogłosiła niepodległość Litwy. Na terytorium kraju wstrzymano działanie konstytucji ZSRR i przywrócono ustawę zasadniczą z 1938 roku.

Nikt nie uznał wtedy niepodległości Litwy – ani zachodnie demokracje, ani tym bardziej Moskwa. Ale czy trzeba czyjegoś uznania, by być wolnym?

11 dni później, 22 marca 1990 roku prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow wydał dekret „O dodatkowych środkach zapewnienia praw sowieckich obywateli, ochronie suwerenności ZSRR na terytorium Litewskiej SRR”. Zakładał on odebranie broni Litwinom i litewskim organizacjom. Gorbaczow szykował się do użycia siły i bał się sprzeciwu. Tego samego dnia sowieccy spadochroniarze zajęli siedzibę władz miejskich Wilna. 24 marca zajęli też Wyższą Szkołę Partyjną i siedzibę Politproswiety. 18 kwietnia zaczęła się częściowa blokada energetyczna Litwy.

27 kwietnia 1990 roku przed Radą Najwyższą Litwy odbył się wiec w proteście przeciwko okupacji Litwy przez Związek Radziecki. Podczas niego 500 litewskich poborowych spaliło swoje wezwania do sowieckiego wojska – nie chcieli służyć okupantowi.

Tania żywność zamiast wolności

Impas pomiędzy niepokorną Litwą i imperialną Moskwą trwał ponad rok. Przez dziesięć miesięcy Gorbaczow próbował szantażem, obietnicami i groźbami nakłonić Litwę do podporządkowania się. Przez dziesięć miesięcy Litwa żyła na krawędzi wojny.

8 stycznia 1991 roku litewska prosowiecka organizacja „Jedinstwo” zorganizowała w Wilnie wiec przed budynkiem parlamentu. Komuniści wykorzystali ogłoszone dzień wcześniej podwyżki cen żywności, by domagać się dymisji litewskiego rządu. Usiłowali nawet wedrzeć się do budynku.

Wychowani w marksistowskiej tradycji obrońcy władzy radzieckiej uważali, że tania żywność będzie dla Litwinów więcej warta od wolności. Ale ich hasła skierowane były do takich, jak oni. A ci byli wtedy na Litwie w mniejszości.

Do tego, nie były to już czasy dysydentów, którzy przemocy sprzeciwiali się pokojowymi metodami. Przewodniczący parlamentu Vytautas Landsbergis wystąpił w radiu, gdzie wezwał zwolenników niepodległości, by nie dopuścili do zajęcia budynków władz i obiektów strategicznych.

Wilno, styczeń 1991 roku. Zdjęcie z prywatnego archiwum Siarhieja Dubawca

Od 7 do 9 stycznia KGB przerzuciło na Litwę swoją jednostkę specjalna Alfa. Pod Wilno trafiła też słynna Pskowska Dywizja Powietrznodesantowa. 10 stycznia Gorbaczow zażądał od Litwy odrzucenia „antykonstytucyjnych aktów i przywrócenia konstytucji związkowej”. 11 stycznia żołnierze zajęli Dom Druku w Wilnie, centrum retransmisji telewizji w Niemenczynie oraz inne budynki publiczne w Wilnie, Olicie i Szawlach.

Litewski parlament wezwał ludzi do wyjścia na ulice i obrony budynków władz, wieży telewizyjnej, rozgłośni radiowej i central telefonicznych. Tego samego dnia sekretarz ds. ideologicznych Litewskiej Partii Komunistycznej Juozas Jermalavičius ogłosił utworzenie Komitetu Ocalenia Narodowego Litewskiej SRR, który nazwał jedyną legalną władzą w kraju.

Przykład oporu za cenę życia

Ale komuniści nie mogli zrobić nic bez użycia siły. 11 stycznia o godzinie 20 zawiesili komunikację kolejową z Wilnem. 12 stycznia o 1 w nocy grupa uzbrojonych żołnierzy zajęła sztab Departamentu Ochrony Kraju przy ulicy Kościuszki, a spadochroniarze przejęli kontrolę nad węzłem telefonicznym. Następnej nocy dwie sowieckie kolumny pancerne pod osłoną komandosów z Alfy wjechały do centrów Wilna. Jedna udała się w kierunku otoczonego przez wielotysięczny tłum parlamentu. Druga pojechała pod wieżę telewizyjną, którą także pilnowała liczna grupa zwolenników niepodległości.

Tej nocy podczas szturmu wieży telewizyjnej sowieccy żołnierze zabili 13 cywilów. Ponad 140 osób zostało rannych.

Do szturmu Rady Najwyższej nie doszło. Najwyraźniej sowieckie dowództwo i Gorbaczow zrozumieli, że ofiar może być znacznie więcej. Może przeczuwali już rychły upadek ZSRR i bali się odpowiedzialności za swoje zbrodnie.

Litwini wytrzymali to starcie, obronili swoją niepodległość i dali innym republikom radzieckim godny przykład oporu. Niestety, kosztem życia i zdrowia bohaterskich obywateli – na Litwie zginęło łącznie 15 osób, a 900 zostało rannych.

Narodziny rosyjskiej taktyki „ich tam niet”

Kto jest winny rozlewu krwi? Czy zwyciężyła sprawiedliwość? W 1999 roku na krótko do więzienia trafiło sześciu wysoko postawionych litewskich komunistów. Potem dołączyli do nich dwa sowieccy oficerowie. Za dziesiątkami podejrzanych wysłano listy gończe, także międzynarodowe.

Nikt jednak nie planował ich wydać – ani zachodnie demokracje, ani tym bardziej Rosja. Wśród oskarżonych o zbrodnię wojenną jest m.in. były minister obrony ZSRR, marszałek Dmitrij Jazow. 95-latek mieszka w Rosji.

Dzień Obrońców Wolności w 20. rocznicę szturmu na parlament i wieżę telewizyjną w Wilnie, 13 stycznia 2011 roku w Wilnie. Zdjęcie: Ints Kalnins / Reuters / Forum

Litewskim władzom nie udało się też przesłuchać jako świadka, głównego organizatora sowieckich przestępstw na Litwie Michaiła Gorbaczowa.

Chytry komunistyczny partyjniak już dawno oświadczył, że o wydarzeniach 13 stycznia w Wilnie nic nie wiedział. Tej nocy smacznie spał i nikt go wtedy nie obudził. Potem podobne deklaracje stały się częścią dobrze znanej rosyjskiej taktyki zaprzeczania własnym ingerencjom zbrojnym „ich tam niet”.

Putinowska Rosja odziedziczyła w pełni te sowieckie tradycje. Kreml zaprzeczał w ten samo sposób udziałowi rosyjskich wojsk w aneksji Krymu, którą teraz uważa za dziejową konieczność.

Niestety, sprawiedliwość nie zawsze zwycięża. Ale jednak 29 lat temu Litwa udowodniła, że przy wielkiej determinacji można obronić swoją niepodległość nawet przed wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem.

Litwa wspomina ofiary walk o niepodległość w 1991 roku

Aleksandr Podrabinek dla Białsatu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Więcej materiałów