W ukraińskich wyborach bierze udział Władimir Putin. Tyle że incognito i przegrywa z kretesem


Ukraińska Centralna Komisja Wyborcza zarejestrowała już trzydziestu kandydatów na prezydenta. Na liście nie ma jednak tego, który gra najważniejszą rolę: Władimira Putina.

Zakończyła się rejestracja kandydatów. Kampania wyborcza wkracza w fazę ostrej walki. Każdy z trzydziestu pretendentów będzie starał się poszerzać swój elektorat, nawet jeśli dla niektórych będzie on składał się najwyżej z rodziny i garstki sympatyków, czy też zmobilizowanych lokalnie wyborców. Walka będzie ostra, mimo że wiadomo kto jest faworytem wyścigu do drugiej tury: Julia Tymoszenko i Petro Poroszenko. Ale pozostali, nawet ci bez jakichkolwiek szans postarają się odebrać im choćby pojedyncze głosy. Bo takie mają zadania postawione przez swoich promotorów: oligarchów, partyjnych liderów, albo któregoś z głównych pretenedentów.

I mimo, że w wyborczej trzydziestce buzują różne pomysły na Ukrainę i każdy z kandydatów ma inną wizję rozwoju kraju, to jest jeden wspólny mianownik i punkt odniesienia dla wszystkich: Rosja. Tym samym Władimir Putin jest jedynym kandydatem, którego nie ma wprawdzie na listach wyborczych, ale 31 marca Ukraińcy zagłosują przeciw, albo za nim. Polityka wobec Rosji jest przecież najważniejszym tematem ukraińskiej kampanii. Tyle, że tym razem niewidzialny Putin przegra wybory w każdej kategorii.

Licytacja na patriotyzm

Dwa dni temu w czasie konwencji swojej partii, Frontu Narodowego, minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow bardzo krótko streścił partyjny program:

– Ukraina to Europa, Rosja to agresor, a Putin to ch… – wygłosił w swoim stylu Awakow.

W mniej wulgarnym, ale za to równie emocjonalnym stylu o Putinie wyraża się Petro Poroszenko. Dla obecnego prezydenta Rosja jest najważniejszym punktem odniesienia w kampanii, której mottem jest hasło „Idziemy własną drogą. Język, wiara, armia”. Właściwie Poroszenko swoją kampanię oparł o mocne zaakcentowanie budowy nowej Ukrainy, odciętej od Rosji na każdym polu.

Kluczowym wydarzeniem był tomos i uniezależnienie Cerkwii Prawosławnej Ukrainy od Moskwy. W tle kampanii Poroszenki jest wojna na Donbasie i obietnica budowy niezależnej, europejskiej Ukrainy. Z tej pozycji sztabowcy prezydenta uderzają w głównych konkurentów. Julię Tymoszenko oskarżając na przykład o to, że kiedy była premierem, w 2009 r. dogadała się z Gazpromem.

Julia Tymoszenko ma problem z „patriotyczną” retoryką. W odróżnieniu od Poroszenki pozostają jej jedynie słowa i obietnice. Prezydent stał na czele państwa ogarniętego wojną, doprowadził do oderwania Cerkwi ukraińskiej od rosyjskiej i reagował na rosyjską agresję np. wprowadzając stan wojenny. Tymoszenko obiecuje za to, że odzyska bezkrwawo Krym i Donbas. W antyrosyjskiej retoryce wyraźnie brakuje jej jednak argumentów.

Poroszenko nie zmonopolizował jednak całkowicie prozachodniego elektoratu. W pierwszej turze wyborów będzie on mocno podzielony, gdyż potrzebę oderwania od Rosji deklaruje większość kandydatów. To zła wiadomość dla Putina, kiedy ma przeciw sobie prawie wszystkich aktorów ukraińskiej sceny politycznej. Putin ma ograniczone pole manewru. Każda eskalacja sytuacji militarnej na Morzu Azowskim, czy Donbasie będzie grała na korzyść Poroszenki.

Partia Putina

Elektorat prorosyjski na Ukrainie oscylował w ostatnich latach wokół 30 proc. Partii Regionów i Wiktorowi Janukowyczowi udało się go rozszerzyć głównie dzięki dobrym kampaniom, jedności obozu i zmęczeniu politykami w rodzaju Wiktora Juszczenki, czy Julii Tymoszenko.

Dziś jednak sytuacja jest inna. Od Ukrainy odpadł Donbas i Krym, który dawał siłom prorosyjskim znaczną część wyborców. W dodatku obóz prorosyjski jest podzielony. Pokłócili się główni sponsorzy tego obozu, oligarchowie Rinat Achmetow, Dmytro Firtasz. Zaowocowało to wysypem kandydatów krytycznych wobec rewolucji na Majdanie.

O ten sam elektorat walczą Jurij Bojko, Jewhen Murajew, czy Ołeksandr Wiłkuł, a nawet Siehij Taruta, czy Ołeksandr Moroz. Żaden z nich nie może wystąpić z otwarcie promoskiewskimi hasłami. Po pierwsze, mógłby się narazić na reakcję władz. Po drugie, to już niezbyt modne. Wojna i rosyjska agresja stępiły marzenia o ścisłym sojuszu z Rosją nawet na wschodzie Ukrainy.

Wołodymyr Zełenśkyj ma największe poparcie wśród rosyjskojęzycznego elektoratu, co nie znaczy, że sam popiera Rosję. Źródło: instagram

Co nie znaczy, że głęboko osadzony w kulturze rosyjskiej i podatny na kremlowską propagandę elektorat zniknął. Tyle, że on również poszukuje nowych liderów. I znalazł go w osobie Wołodymyra Zełenśkego, komika przodującego w sondażach. Ziełenśkyj nie jest prokremlowski, ale nadaje na tych samych falach co rosyjskojęzyczni mieszkańcy Charkowa, Zaporoża, czy Odessy. Stąd wynika jego ogromna popularność. Nie jest jednak kandydatem Putina.

Mało tego, za komikiem stoi Ihor Kołomojski, oligarcha, który w krytycznym momencie ratował Ukrainę przed rosyjską agresją. Zełenśkyj jest więc koniem trojańskim rozbijającym i tak już podzielony obóz prorosyjski. I odbierającym Putinowi marzenia o zbudowaniu w krótkim czasie liczącej się siły politycznej wokół antyzachodnich haseł i idei „rosyjskiego świata”. Co nie znaczy, że Moskwa nie sięgnie po inne, mniej polityczne i wyrafinowane metody odzyskania wpływów na Ukrainie.

Wiadomości
Putin pozostawia sobie prawo do obrony wolności wyznania na Ukrainie
2019.02.01 08:16

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności