Sondaże: 60 proc. Rosjan chce zmian w kraju


Nastroje społeczne i cele Kremla rozjeżdżają się. Rosjanie marzą o radykalnych i głębokich reformach, które dla Władimira Putina byłyby końcem władzy.

Sondaż badający oczekiwania Rosjan przeprowadziło Centrum Analityczne im. Jurija Lewady wspólnie z think-tankiem, moskiewskim Centrum Carnegie. Badanie przeprowadzone było w lipcu, a więc przed wrześniowymi wyborami regionalnymi, które wywołały latem falę protestów. Wyniki mówią, że 59 proc. Rosjan oczekuje zmian w kraju. Jest to znaczący wzrost w stosunku do podobnego sondażu sprzed dwóch lat. Wówczas za zmianami było 42 proc. Rosjan, a większość marzyła o stabilizacji.

Dziś słowo stabilizacja coraz bardziej irytuje Rosjan. W ustach Władimira Putina brzmi jak wyświechtane i kojarzy się z utrzymaniem obecnego stanu. A ten dla większości Rosjan jest stanem stagnacji i braku perspektyw. Putin nie spełni oczekiwań Rosjan. Może obiecać długofalowe programy socjalne, będzie dalej straszyć Zachodem i roztaczać wizje rosyjskiej potęgi militarnej. Może przeprowadzić drobne korekty, głównie personalne i to w ograniczonym zakresie. Ale nie potrafi obiecać głębokich reform.

Zmiana to dla Putina słowo tabu. Bo zmiana oznacza likwidację systemu. I zmianę elity władzy.

Czego chcą Rosjanie?

Według sondażu 59 proc. Rosjan chce radykalnych zmian. Dalsze 31 proc. marzy choćby o umiarkowanych przemianach w kraju (definiowanych, jako stopniowo wprowadzane reformy). Tylko 8 proc. nie chce nic zmieniać w Rosji. A to oznacza, że szybko, bądź powoli, ale zmian oczekuje 90 proc. Rosjan!

Ale jakich? Tu Rosjanie powoli, ale jednak zaczynają dostrzegać bezpośredni związek władzy z sytuacją w kraju. Otóż ponad połowa z nich (53 proc.) uważa, że reformy nie są możliwe bez poważnej zmiany systemu politycznego.

Wiadomości
Putinizm: konserwatyzm, socjalizm i liberalizm plus Putin
2019.10.16 15:28

Tylko 16 proc. respondentów sondażu wierzy, że Putin jest zdolny rozpocząć zadowalające ich reformy. Co ciekawe, inne badanie Centrum im. Lewady z października pokazuje, że 70 proc. Rosjan akceptuje Putina jako prezydenta. I jest tu nawet pewien wzrost poparcia w stosunku do poprzednich miesięcy.

Nie jest to żadna polityczna schizofrenia Rosjan. Po prostu są realistami. Traktują Putina jako stały element władzy, a jednocześnie marzą o innej Rosji. Takiej z bardziej ludzkim, demokratycznym systemem zdolnym do szybkiego rozwiązywania ich problemów.

Kiedy rok temu Władimir Putin wygrał wybory prezydenckie, Rosjanie wierzyli, że jest gwarantem stabilności. Jednocześnie oczekiwali, że mając całkowitą władzę rozpocznie reformy. Nic takiego się nie stało. Putin po wyborach wprowadził niepopularną reformę emerytalną wydłużającą wiek przejścia na emeryturę. Władza stała się arogancka – choćby likwidując parki i budując wysypiska śmieci wbrew woli mieszkańców i bardziej opresyjna – brutalnie pacyfikując demonstracje. Jednocześnie postępowała stagnacja gospodarcza. A Rosjanie popadali w pesymizm.

W odpowiedzi Putin miał tylko retorykę imperialną, chełpienie się zbrojeniami i sukcesy w polityce zagraniczne – w Syrii i Turcji. Tylko, że dla Rosjan to już przestało być ważne. Pokazywały to zresztą pikujące sondaże Putina. Np. według ośrodka WCIOM w połowie maja Putinowi ufało tylko 31 proc. respondentów. Sondaż Lewady z początku roku mówił o 45 proc. Dla Putina trend był niekorzystny. Poparcie spadało. Prezydent nie potrafił tego trendu odwrócić, bo nie mógł dać Rosjanom tego, czego najbardziej oczekują: rozwoju.

Lodówka, a nie telewizor

Okazuje się, że to wcale nie młodzież najbardziej oczekuje zmian, a średnie pokolenie w wieku 40-54 lat. Najwięcej zwolenników radykalnych reform jest wśród ludzi z wyższym wykształceniem, ale i najbiedniejszych Rosjan. Takich, którym ledwo starcza na jedzenie. Za zmianami najbardziej są wcale nie mieszkańcy bogatej Moskwy, ale ci z dużych i średniej wielkości miast, takich jak Krasnodar, Jekaterynburg, czy Kazań.

Są to grupy społeczne, które najbardziej ucierpiały w panującej od paru lat stagnacji gospodarczej. To właśnie rodziny z dużych miast w latach prosperity zaciągały kredyty, konsumowały i jeździły na wycieczki do Turcji, stając się zadowoloną bazą poparcia dla Putina. Postępująca od 2014 r. stagnacja, wyhamowany wzrost zarobków i rosnące ceny spowodowały, że dziś większość takich rodzin żyje z trudem spłacając zobowiązania i nie poprawia swojej sytuacji. A to rodzi frustracje.

– Wiele grup społecznych postrzega putinowską „stabilizację”, jako „stabilizację w biedzie”. Zakonserwowanie tych problemów socjalnych i gospodarczych, które panują. Rodzi się u nich taka idea, że jak rok po roku nie ma nic pozytywnego, to trzeba coś zmienić – uważa Dmitrij Badowskij, szef fundacji ISEPI w komentarzu dla Wiedomosti.

Sondaż doskonale pokazuje, jakie są oczekiwania Rosjan. Chcąc zmian, najwięcej z nich chce wzrostu pensji, emerytur i poziomu życia (24 proc.), ale 13 proc. chce zmiany elity władzy, w tym prezydenta. Dalej badanie pokazuje cały katalog postulatów socjalnych. Żadnego z nich władza nie może spełnić. Aleksiej Kudrin, szef Izby Obrachunkowej (rosyjski odpowiednik NIK) przyznał na początku roku, że tegoroczny wzrost PKB może nie być wyższy niż 1 proc. To znaczy, że rosyjska gospodarka jest na progu recesji. Kreml stara się hamować społeczne oczekiwania i nie kryje, że nie ma pieniędzy na pompowanie ich w sferę budżetową.

Na szczęście dla Kremla, wyniki badań pokazują wprawdzie rosnącą frustrację, ale rośnie ona powoli. Nie powstaje na razie sytuacja rewolucyjna. Choć Rosja spełnia jej modelowe warunki, bo zahamowane zostały rosnące aspiracje i ambicje społeczeństwa. Rosjanie są coraz bardziej krytyczni wobec władzy i są nią znużeni, ale nie są jeszcze na tyle wściekli, by zacząć działać. Ich depresja narasta powoli.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności