Skażone pałace. Skarby Polesia 33 lata po Czarnobylu


Zwiedzić opuszczone pałace i dworki na południu obwodu homelskiego można jedynie raz w roku – gdy w Radunicę, prawosławne święto zmarłych, władze pozwalają wjechać do strefy wysiedlonej. Dziennikarze Biełsatu odwiedzili zabytki strefy zamkniętej i nawet spotkali jednego z nielicznych mieszkańców skażonej strefy.

Napis na drodze: “Strefa Wysiedlenia”.
Zdj. belsat.eu

33 lata po katastrofie w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej władze Białorusi dostrzegły turystyczny potencjał strefy wysiedlenia. Turystom proponuje się nawet wycieczki po Poleskim Rezerwacie Promieniotwórczym. Niektórzy narzekają: ukraińska część “Zony”, którą otwarto dla turystów 10 lat temu, jest ciekawsza. Można pospacerować po martwej Prypeci, zwiedzić z przewodnikiem elektrownię, zobaczyć gigantyczny sarkofag. Po białoruskiej stronie są jedynie wysiedlone wsie i dzika przyroda.

Zdj. belsat.eu

Ale nie tylko. W obwodzie homelskim są miejsca, które od lat przyciągają stalkerów. To dawne szlacheckie dwory i pałace, które przetrwały w skażonych promieniotwórczo rejonach dobruskim i wietkouskim. Nie można zobaczyć ich codziennie, a wpadnięcie bez odpowiednich dokumentów w ręce patrolu oznacza poważną karę. Tylko raz w roku wejście do “zony” nie wiąże się z kłopotami z milicją. Z okazji Radunicy tereny skażone są udostępniane dla odwiedzających cmentarze.

“Babcia Aksinja mówiła, że pan był dobry, a pani zła”

Pierwszym punktem naszej trasy jest wieś Demianka w rejonie dobruskim. Aż do początku 2009 roku wieś żyła – było tu dwadzieścia zamieszkanych domów i rada wiejska. Demianka była znana nie tylko ze względu na zespół pałacowo-parkowy, ale też spójną zabudowę wiejską z początku XX wieku. Jednak pięć lat temu zdecydowano o opuszczeniu wsi i przeniesieniu ostatnich mieszkańców gdzie indziej. A opuszczone domy po prostu zakopano.

Skryte w gąszczu domki przy wjeździe do Demianki.
Zdj. belsat.eu

Jedynie kilka ostatnich skrytych w zieleni domków pokazuje, jak wcześniej wyglądała wieś. Przetrwały, bo terytorialnie należą do sąsiedniego Wylewa.

Pałac Gerardów jest najlepszym przykładem stylu neoruskiego – nawiązującego do starej architektury cerkiewnej, który pojawił się na terenie Imperium Rosyjskiego pod koniec XIX wieku. Skomplikowana, asymetryczna bryła budynku była przykryta charakterystycznym dachem z aż trzema wieżyczkami. Z kolei po prawej stronie fasady znajduje się pomniejszona kopia wieży Kremla. Podobnie jak i Kreml w XIX wieku, pałac był pobielony.

Pałac ma status zabytku kultury materialnej.
Zdj. belsat.eu

Pierwszy gospodarz pałacu, Mikołaj Gerard, choć postawił swój dom w imperialnym rosyjskim stylu, był człowiekiem nowoczesnym o liberalnych poglądach. U szczytu swojej kariery państwowej był generałem-gubernatorem Wielkiego Księstwa Finlandzkiego, a po rewolucji październikowej pozostał w niepodległej już Finlandii.

Na ganku pałacu ktoś zostawił ukraszone jajka.
Zdj. belsat.eu

Pałac jest zabytkiem i został przez władze “zakonserwowany” – stoi pod dachem, z zamurowanymi oknami i drzwiami. Pozwoli to przetrwać mu jeszcze kilka dekad.

Pałacowy wiadukt.
Zdj. belsat.eu

Przed samym pałacem nad kanałem przerzucono most łukowy. Jest w opłakanym stanie – drewniany pomost całkowicie spróchniał, a ceglana konstrukcja popada w ruinę. Wilgoć i rośliny powoli robią swoje – z ażurowej balustrady wiaduktu wkrótce nic nie pozostanie.

Drewniany pomost całkowicie spróchniał, a ceglana konstrukcja popada w ruinę.
Zdj. belsat.eu

Pośrodku klombu, między pałacem i wiaduktem, stał pomnik Lenina. Dekomunizacją zajęli się prawdopodobnie wandale. Być może jednak to przyroda dokonała dzieła zniszczenia.

Z ażurowej balustrady wiaduktu wkrótce nie pozostanie nic.
Zdj. belsat.eu

Za sowietów w pałacu działał dziecięcy szpital psychiatryczny. To do niego należały budynki z silikatowej cegły stojące obok zabytku. Dziś cały kompleks eksplorują turyści.

Pośrodku klombu, między pałacem i wiaduktem, stał pomnik Lenina.
Zdj. belsat.eu

Promieniowanie tła zarejestrowane przy pałacu przewyższa naturalne, ale nie osiąga niebezpiecznych wartości. Pobyt tu nie wpłynie raczej negatywnie na zdrowie.

Za sowietów w pałacu działał dziecięcy szpital psychiatryczny.
Zdj. belsat.eu

Wieś nie jest zamieszkana. Ale jej grunty wciąż są uprawiane: pola obsiano, na placu suszy się siano, ciężarówki wożą zeszłoroczne zbiory.

Promieniowanie tła zarejestrowane przy pałacu nieco przewyższa naturalne.
Zdj. belsat.eu

Ostatni mieszkaniec Demianki, Mikałaj Daraszenka, nie boi się promieniowania. Ma tu swoje gospodarstwo, poluje i łowi ryby. Specjalnie dla niego kilka razy w tygodniu przyjeżdża tu sklep obwoźny.

Na Białorusi skażone pola wciąż są użytkowane.
Zdj. belsat.eu

Pan Mikałaj chętnie opowiada legendę o miejscowym dziedzicu:

– Jego córka nazywała się Rita. Mówią, że pokochała, jak to wtedy mówiono, “czerwonego” – rewolucjonistę. Ojciec zabronił jej odjechać z ukochanym. Wtedy zabrała ojcu nagan (rewolwer – Belsat.eu). A tu jest taki kanał. I właśnie tam się zastrzeliła. I jeszcze babcia Aksinja mówiła, że pan był dobry, a pani zła. Pani była Niemką, złośliwą kobietą. A do pana przychodzili chłopi, by pożyczyć pieniądze, a on im dawał.

Ostatni mieszkaniec Demianki – Mikałaj Daraszenka.
Zdj. belsat.eu

Legendę o Ricie znają też byli mieszkańcy, którzy przyjechali tu zadbać o groby z okazji Radunicy. Mówią, że wcześniej wiedzieli, gdzie spoczywa panienka-samobójczyni. Jednak teraz jej grób pochłonęła zieleń i wątpliwe, by można go było odnaleźć.

Byli mieszkańcy przyjechali tu zadbać o groby z okazji Radunicy.
Zdj. belsat.eu

Starzy ludzie wspominają, jak w dzieciństwie szukali skarbów pod pańskim pałacem, licząc, że odnajdą stare monety. Nikt jednak niczego nie znalazł – plotki mówiły, że skarb już dawno został wykopany. Byli mieszkańcy przyjeżdżają tu wspominać zmarłych i swoje dawne życie we wsi. Mówią, że niepotrzebnie “pogrzebano” ich domy.

Z dworu zostały tylko ściany nośne

Następnym punktem jest dwór we wsi Reczki pod Wietką. Rejon wietkowski jest bardziej skażony. Reczki były w pełni wysiedlone już w 1992 roku. Wieś opuściło wtedy 200 rodzin.

Na fasadzie pozostały jeszcze dwie kolumny – podtrzymywały daszek nad ganekiem. Historia dworu pozostaje praktycznie nieznana. Nie wiadomo jak dwór wyglądał zanim nie popadł w ruinę.

Tu był reprezentacyjny ganek dworu.
Zdj. belsat.eu

Napisom na tablicy informacyjnej nie warto ufać bo według nich pałac powstał na pocz. XIX w. Eklektyczna architektura dworu wskazuje, że powstał jednak pod koniec XIX wieku. Choć uznano go za zabytek, budynek jest w dużo gorszym stanie niż pałac Gerardów.

Roślinność pochłania budynki. Z dworu pozostały jedynie ściany nośne. Oglądając je trzeba być ostrożnym – łatwo przez dziury w ziemi wpaść do piwnic.

Zdj. belsat.eu

W sąsiednich wsiach ludzie porządkują cmentarze. Pamiętają oni o dworze w Reczkach i cieszą się, że przetrwał. Ale o jego historii nie mogą powiedzieć niczego.

Według gazety Wietkowskij Wiestnik ostatnim właścicielem majątku był radca stanu Wasilij Boczkow, który podobno był wielkim zwolennikiem edukacji zawodowej chłopów i nawet podarował homelskiemu ziemstwu działkę pod budowę szkoły rolniczo-rzemieślniczej.

Wewnątrz dworu wyrosły już drzewa.
Zdj. belsat.eu

Raczej wątpliwe, że kiedyś siedziby szlacheckie w strefie czarnobylskiej zostaną obudowane. Jednak nawet ich ruiny mają wartość. Przypominają o dawnych relacjach między panami i chłopami, o życiu kołchozowym za sowietów i największej współczesnej katastrofie technologicznej.

Ostatni autobus rejsowy zatrzymał się w Reczkach w 1992 roku.
Zdj. belsat.eu

Wysiedleni mieszkańcy i turyści chcieliby podtrzymywać pamięć o tym miejscu. Pragną, by “zona” była dostępna nie tylko w Radunicę.

Dworski sad zamienił się w dżunglę.
Zdj. belsat.eu
Brama wjazdowa do chłopskiego gospodarstwa. W miejscu domu i ogrodu przez 30 lat zdążył wyrosnąć już wysoki las.
Zdj. belsat.eu

Siarhiej Lapin,pj/belsat.eu; zdjęcia autora

Aktualności