Przypadkiem wyszło na jaw, że nowa moskiewska magistrala transportowa jest budowana na składowisku odpadów promieniotwórczych. Nie pierwszy raz rosyjskie władze ukrywają, że mieszkańcom coś zagraża.
60-krotnie przekroczoną normę promieniowania wykryły w Moskwie liczniki firmy Radon, podległej państwowej agencji przemysłu jądrowego Rosatom. Badanie było przeprowadzane sześć razy w ciągu dwóch dni (od 9 lutego). O sytuacji zostało poinformowane Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Urzędnicy ministerstwa stwierdzili jednak, że nie ma powodów do niepokoju. Podobną opinię wydało moskiewskie merostwo. Władze stolicy na wszelki wypadek same postawiły w rejonie budowy trasy swój dozymetr i stwierdziły, że nie ma tam promieniowania.
Rosyjskie władze reagują w takich sytuacjach zwykle bardzo schematycznie. Najpierw jest zaprzeczanie i próba ukrycia, że mieszkańcom grozi niebezpieczeństwo. Potem powoli sączone są informacje, że jednak doszło do pewnych zaniedbań, ale władza oczywiście panuje nad sytuacją. Ten schemat powtarza się w różnym stopniu od czasów katastrofy czarnobylskiej, po katastrofy ekologiczne we współczesnej Rosji.
Tymczasem rosyjskie miasta są wyjątkowo narażone na katastrofy ekologiczne i technologiczne. Z powodu starzejącej się infrastruktury, wieloletnich zaniedbań i wciąż używanej, postsowieckiej, niebezpiecznej technologii, a także braku dostępu (z uwagi na sankcje) do nowych technologii, będą jeszcze bardziej zagrożone. Dotyczy to zarówno położonych na prowincji zaniedbanych ośrodków przemysłowych, jak i samej stolicy. Jak pokazała wykryta przypadkiem sprawa promieniowania, Moskwa śpi na tykającej, „brudnej” bombie atomowej.
Tak naprawdę tej sprawy nie wykryto przypadkowo. Pod koniec stycznia na stronach moskiewskiego merostwa pojawiła się zagadkowa wypowiedź Siergieja Sobianina, mera stolicy.
– Budowa trasy w skomplikowanych warunkach nigdy nie przebiega gładko. Ale w przypadku trasy południowo-wschodniej spotkaliśmy się z wyjątkowym problemem: odpadami radioaktywnymi, które w latach 50. i 60. moskiewskie zakłady polimetali składowały na swoim zapleczu – napisał Sobianin.
Jak się okazało w trakcie budowy trasy spychacze i koparki po prostu rozkopały stare składowisko materiałów promieniotwórczych z sowieckich zakładów zajmujących się przetwórstwem metali szlachetnych. W procesie przetwarzania rud w zakładach, odrzucano występujące w nich promieniotwórcze uran i tor. Groźne odpady po prostu zakopywano w podmoskiewskich lasach. Kiedy teraz buduje się tam trasę ekspresową, pył z rozkopywanej ziemi unosi się w powietrzu.
Dozymetry firmy Radon wykryły promieniowanie na poziomie 1800 mikrorentgenów na godzinę. To bardzo wysoka dawka. Jesienią ubiegłego roku o zagrożeniu informował rosyjski Greenpeace. Ale podobnie jak inne organizcje ekologiczne, jest traktowany przez rosyjskie władze jako wróg. Kiedy o rosnącym promieniowaniu pisały niektóre niezależne media, moskiewskie merostwo nazywało te informacje „fakenewsami”.
Dwa lata temu we Władykaukazie (stolicy Osetii Północnej) wybuchł pożar w zakładach metalurgicznych Elektrocynk. Nad miastem unosiły się chmury czarnego, toksycznego dymu. Mieszkańcy Władykaukazu wpadli w panikę: zakładali maski, uciekali z miasta, zamykali się w domach. Tymczasem oficjalne komunikaty Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych mówiły, że nic groźnego się nie dzieje, a poziom toksycznych substancji w powietrzu jest zgodny z normami.
Tymczasem ludzie na ulicach dusili się oparami gryzącego dymu. W osetyjskiej stolicy zaczęły się demonstracje. Mieszkańcy domagali się zamknięcia trujących zakładów. Manifestacje szybko przerodziły się w antykremlowskie. Pojawiły się hasła krytykujące Władimira Putina.
Taka jest bowiem cena monopolu władzy. Wtedy, gdy coś złego dzieje się lokalnie z przyrodą, dochodzi do katastrofy ekologicznej, mieszkańcy szybko dochodzą do wniosku, że winny jest ten, kto odpowiada za wszystko w kraju. Tak też było w czasie awantury o wysypiska śmieci pod Moskwą.
Stolica produkuje rocznie osiem milionów śmieci, które lądują na kilkunastu otaczających miasto wysypiskach. W pobliżu podmoskiewskich miast. Właśnie tam w 2017 i 2018 r. wybuchły gwałtowne protesty przeciw otwieraniu nowych składowisk. Ludzie mieli dość toksycznych oparów unoszących się nad ich osiedlami. Władze jak zwykle zastosowały wobec nich mieszankę ustępstw, gróźb i represji. „Śmieciowe bunty” udało się zdławić i jakoś opanować. Włączyć się musiał sam Putin.
Prezydent obiecywał, że śmieci będą wywożone w odległe regiony Rosji. Obietnica nie została spełniona. W ubiegłym roku kolejne protesty wybuchły w obwodzie archangielskim, gdzie władze postanowiły wywozić stołeczne odpady.
Помогите спасти Сибирь от огня и дыма!
Прямо сейчас в Сибири и на Дальнем Востоке горит территория по площади сравнимая с Бельгией. Более 90% площади пожаров приходится на так называемые зоны контроля – отдалённые лесные территории, где закон разрешает пожары не тушить, а лишь наблюдать за ними. Пока государственные службы откладывают активное и масштабное тушение, огонь набирает силу и опустошает Сибирь и Дальний Восток. Эти пожары видны даже из космоса. Посмотрите на гиф-анимацию, которая охватывает период с 18 по 26 июля. Отчётливо видно не только пламя, но и дым: по данным космоснимков, сегодня он повернул на восток, но опасность для жителей сибирских городов по-прежнему сохраняется.? Медлить нельзя. Помогите спасти Сибирь от огня и дыма! Подпишите петицию: https://act.gp/fb-27072019? Следите за темой #СпаситеСибирь #потушитепожарывсибири #putoutsiberianwildfires
Opublikowany przez Greenpeace России Sobota, 27 lipca 2019
W czasie pożarów torfowisk i tajgi władze również dość długo bagatelizowały problem. Pojawiały się np. informacje, że las musi się palić i jest to normalne zjawisko. Dopiero, kiedy pojawiły się zdjęcia syberyjskiej tajgi z kosmosu, pokazujące skalę kataklizmu, władze postanowiły rzucić do gaszenia pożarów większe siły.
W przypadku moskiewskiej trasy władze stolicy musiały doskonale wiedzieć o znajdującym się na obszarze planowanej budowy składowisku promieniotwórczych odpadów. Po prostu zignorowano zagrożenie. Dopiero, kiedy sprawa się wydała (i to potwierdzona przez państwową agencję atomową), Siergiej Sobianin obiecał wykopanie i wywiezienie napromieniowanej gleby spod Moskwy. Dokąd? To pewnie się wyda kiedyś przypadkiem.
Michał Kacewicz/belsat.eu
Redakcja może nie podzielać opinii autora.