Rozpoczął się proces sprawców zestrzelenia malezyjskiego boeinga nad Donbasem w 2014 r. Sąd zebrał się w silnie strzeżonym budynku w pobliżu amsterdamskiego lotniska Schiphol.
Śledztwo w sprawie katastrofy samolotu Malaysia Airlines prowadzi z inicjatywy Holandii Międzynarodowa Grupa Śledcza. Specjaliści dotychczas ustalili, że samolot zniszczono rakietą wystrzeloną z kompleksu przeciwlotniczego Buk, który został na terytorium Donbasu przetransportowany z Rosji.
Akta sprawy liczą ponad 30 tys. stron. Rozprawa rozpoczęła się od wystąpienia sędziego Hendrika Steenhuisa.
– To szczególny proces sądowy, z powodu ogromnej liczby ofiar będących obywatelami różnych krajów. Przywiązywana jest do niego ogromna uwaga społeczna – podkreślił.
Sędzia poinformował, że w czasie przesłuchań wystąpi 49 krewnych ofiar, a 84 osoby zapowiedziały wystąpienie o rekompensatę pieniężną. Proces poprowadzi trzech głównych sędziów i dwójka zapasowych. Pierwsze posiedzenie potrwa do godziny 17.
Kilka krajów, których obywatele zginęli w katastrofie domagało się od ONZ przekazania sprawy do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Jednak w lipcu 2015 r. Rosja zawetowała tę inicjatywę i dlatego sąd obędzie się po holenderską jurysdykcją. Dwie trzecie ofiar zestrzelenia posiadało obywatelstwo tego kraju.
W przeddzień rozpoczęcia procesu krewni ofiar zorganizowali akcję protestacyjną w Hadze przeciwko obojętności rosyjskich władz w sprawie wyjaśnienie katastrofy. Pod murami rosyjskiej ambasady w Hadze stanęło 298 białych krzeseł symbolizującą liczbę zabitych.
Akt oskarżenia przedstawiono trójce Rosjan i jednemu obywatelowi Ukrainy.
Siergiej Dubynin, dowódca wywiadu tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i weteran rosyjskiego wywiadu GRU, został oskarżony o wydanie rozkazu użycia rakiety.
Igor Girkin ps. Striełkow, minister obrony tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, zdaniem śledczych zajmował się pozyskaniem zestawu Buk na terytorium Rosji, wiedział o przetransportowaniu jego na terytorium znajdujące się pod władzą separatystów oraz koordynował jego ewakuację do Rosji.
Oleg Pułatow, podpułkownik rezerwy rosyjskich Wojsk Powietrznodesantowych, miał zajmować się transportem systemu Buk i organizacją ochrony miejsca upadku samolotu. Miał również znajdować się w pobliżu zestawu przeciwlotniczego w momencie wystrzelenia rakiety.
Pochodzący z Ukrainy Leonid Charczenko również według danych śledztwa zajmował się ochroną systemu rakietowego i koordynował jego transportem z Doniecka do miejsca użycia.
Żaden z mieszkających w Rosji oskarżonych nie pojawił się przed sądem. Wiadomo też, że Pułatowa przed sądem będzie reprezentować dwóch obrońców holenderskich i jeden rosyjski.
Kolejną osobą, która może zasiąść na ławie oskarżonych, jest Ukrainiec Wołodymyr Cemach. Mężczyzna był dowódcą kompanii obrony przeciwlotniczej w mieście Snieżnoje, znajdującym się pod władzą separatystów. Miejscowość znajdowała się w pobliżu miejsca, gdzie spadł zestrzelony samolot.
Cemach został zatrzymany przez ukraińskie służby specjalne 27 lipca 2019 r. w Śnieżnym i potajemnie wywieziono go na tereny kontrolowane prze ukraińską armię. W Internecie pojawiło się wideo, na którym Cemach przyznaje się do zestrzelenia samolotu, podając wersję pojawiającą się w rosyjskich mediach państwowych. Według niej separatyści zestrzeli ukraiński myśliwiec, a boeing został trafiony przez ukraiński samolot szturmowy.
Cemach, pomimo, że był ważnym świadkiem w śledztwie został przekazany Rosji w ramach wymiany jeńców. I choć Holandia prosiła o pozostawienie go na Ukrainie, osobistą decyzją prezydenta Wołodymyra Zełenskiego trafił w rosyjskie ręce.
Już w Rosji oznajmił, że był przesłuchany przez holenderskich śledczych. Pod koniec stycznia rosyjskie media informowały, że Cemach został zabity w Moskwie, jednak jego córka zdementowała te informację. Jak twierdzi, jej ojciec wrócił do Śnieżnego.
Przedstawiciel fundacji rodzin ofiar katastrofy poinformował przedwczoraj, że proces w tej sprawie może potrwać nawet 4-5 lat.
ds, ms, jb/belsat.eu