Rosyjska ruletka – kto wygra na pandemii w Rosji?

Michał
Kacewicz
dziennikarz

Pandemia i kryzys będą największymi wyzwaniami dla rządzącej Rosją od dwóch dekad ekipy Putina. Prezydent, rząd, gubernatorzy, służby specjalne, oligarchowie, opozycja mogą zyskać, ale również sporo stracić w nowej rzeczywistości.

Na drugim miejscu

Jeszcze w marcu Kreml chełpił się, że światowa pandemia omija Rosję. Sytuacja szybko się zmieniła i czas samotnej, bezpiecznej wyspy skończył się. Dziś kraj ten przoduje w statystykach przyrostu zakażeń z ogólną liczbą 232 tys. chorych na COVID-19, i dziennymi skokami o ponad 10 tys. przypadków (wczoraj 10839). Znalazła się na drugim miejscu w świecie pod względem liczby zakażonych. Tamtejsi epidemiolodzy, a za nimi władze zgodne są jednak, że Rosja wchodzi w szczyt zachorowań i później będzie już tylko lepiej.

Dlatego we wczorajszym wystąpieniu Władimir Putin mówił głównie o planach odmrażania gospodarki i życia społecznego. Prezydent ogłosił m.in. powrót Rosjan do pracy, przy jednoczesnym utrzymaniu wielu ograniczeń i zasad kwarantanny, głównie dla starszych ludzi. Wczorajsze wystąpienie było dla Putina ważne. Postarał się przejąć inicjatywę w walce z pandemią i kryzysem. Prezydent bowiem zniknął w kwietniu i w krytycznych dniach, kiedy Rosja wprowadzała zasady izolacji społecznej, to nie Putin stał na czele walki z pandemią. A jednak wcale nie jest przesądzone, że prezydent najwięcej straci na kryzysie. Ma jeszcze szanse odrobić straty.

Znikający Putin

Przejście Putina w tryb samoizolacji zaszkodziło mu. Pozycja prezydenta od pierwszych dni rządów dwie dekady temu była budowana na wizerunku silnego przywódcy. Po to były te wszystkie loty myśliwcem (na początku rządów), pozowanie na koniach, z tygrysami, w mundurach i mocne słowa rzucane np. o terrorystach, których trzeba topić w toalecie, żeby budować postać Putina-superherosa, samca alfa. W czasie wojny w Donbasie i Syrii prezydent przybierał konfrontacyjną postawę wodza czasu wojny. Ale te wojny działy się gdzieś daleko, poza codzienną, rosyjską rzeczywistością. W dodatku propaganda cały czas twierdzi, że „ich tam nie ma”, a jak są, to tylko trochę. Kiedy przyszedł naprawdę trudny czas pandemii, a więc kryzysu odczuwalnego przez każdego, prezydent zniknął w swojej willi w Nowo Ogariowie.

Rosja druga po USA pod względem liczby zakażeń

Ukrył się za ekranami multimedialnego centrum dowodzenia. Niby tak samo, jak większość Rosjan, izolował się, ale nie tego przecież oczekiwali oni od swojego wodza. Według kwietniowego sondażu Centrum im. Jurija Lewady notowania Putina spadły do rekordowo niskiego poziomu 59 proc. Abdykacja wodza ze stanowiska dowodzenia w wojnie z pandemią zaszkodziła Putinowi. Jego miejsce zajęła cała czereda „generałów” na własną rękę dowodząc poszczególnymi odcinkami antykoronawirusowego frontu. To np. świeży premier Michaił Miszustin. Albo mer Moskwy Siergiej Sobianin, który pierwszy wprowadzał restrykcyjne zasady kwarantanny w stolicy i wyprzedzał rozporządzenia rządowe. Wodzami okazali się, stale obecni na ekranach telewizorów, szefowie rejonów.

Udzielne księstwa

W obwodach kalinigradzkim, twerskim, w Czeczenii, czy Baszkirii – wszędzie tam gubernatorzy sami wprowadzali zasady walki z pandemią. I poniekąd jest to zrozumiałe. W tak ogromnym kraju, jakim jest Rosja, kiedy poszczególne regiony tworzą zróżnicowane pod względem społecznym, etnicznym i gospodarczym organizmy, trudno odgórnie wprowadzić jednolite zasady walki z pandemią. To, co będzie dobre w wielkiej aglomeracji moskiewskiej, niekoniecznie sprawdzi się w stepowej Kałmucji lub w słabo zaludnionych obwodach syberyjskich. Praca zdalna i izolacja w miastach jest w porządku, ale jak pracować zdalnie mają górnicy z uralskich kopalń, czy tysiące pracowników ciężkiego przemysłu i pól naftowych i gazowych Zachodniej Syberii?

Jakucja: pracownicy Gazpromu demonstrowali, domagając się ochrony przed epidemią

Putin dość szybko zorientował się, że budowany przez niego bardzo długo system władzy oparty na ręcznym zarządzaniu z Kremla słabo się sprawdza. Zwłaszcza, że w początkowym okresie prezydent uciekał od odpowiedzialności za decyzje uciążliwe dla Rosjan i rujnujące gospodarkę. Nie on je firmował. Na początku kwietnia Putin próbował przejąć inicjatywę. Po orędziu 2 kwietnia przyjął dymisję trójki gubernatorów, m.in. z Republiki Komi, gdzie znacząco skoczyła wtedy liczba zakażeń koronawirusem. Potem, bo 13 kwietnia Putin zagroził gubernatorom odpowiedzialnością karną za rozwój pandemii w ich regionach. Groźby niewiele dawały, bo nadal nie stwarzały wrażenia, że to Kreml zarządza kryzysem, lecz właśnie liderzy regionów. Stało się to, czego Putin mógł się obawiać.

Putin: dwie dekady na Kremlu

Trudno w warunkach takiej konsolidacji władzy, jaką stworzył Putin mówić o emancypacji regionalnych elit. Już dawno nie są one samodzielne, a gubernatorzy stali się po prostu urzędnikami podporządkowanymi Kremlowi. A jednak to oni w oczach Rosjan „wyrośli”, kosztem władzy centralnej. Dlatego prezydent zmienił taktykę. Pokazywał, że to on koordynuje politykę w regionach. Zaczął mówić o wzmocnieniu władzy gubernatorów. Kreml dał im silniejsze pełnomocnictwa w walce z pandemią. Pojawiły się np. pomysły, by władze regionalne mogły dysponować wojskiem w sytuacji kryzysowej. 6 maja Putin przeprowadził internetową naradę z gubernatorami – głównie na temat wychodzenia z kryzysu.

Wczoraj zaś podkreślił, że to władze regionalne będą odpowiedzialne za odmrażanie gospodarki. W rzeczywistości tak właśnie będzie. Tylko, że to władza centralna ma w ręku potężne narzędzie dyscyplinowania i kontrolowania regionów: budżet federalny. Nie ma wątpliwości, że kryzys i niskie ceny ropy będą wymagały korekty obecnego, założonego na dwa lata budżetu. Przy tej okazji Kreml może „ukarać”, bądź „nagrodzić” te regiony, które są całkowicie zależne od centralnych dotacji, a w czasie kryzysu za bardzo się wyemancypowały.

Nowa rzeczywistość

Rosyjscy gubernatorzy może i zostali lokalnymi bohaterami czasu pandemii. Władza centralna ma jednak narzędzia, by szybko ograniczyć ich potencjalne ambicje. Władze regionalne niewątpliwie na jakiś czas wygrają na pandemii. Ci szefowie rejonów, którzy nie przekroczą cienkiej granicy nadmiernych ambicji i pozostaną lojalni, będą Kremlowi po prostu potrzebni. Podobnie jak ważny fundament władzy Putina: służby specjalne i sektor siłowy. MSW, FSB, Komitet Śledczy i inne już zyskały na pandemii. Władza dała im szerokie kompetencje inwigilacji społeczeństwa. Mogą do woli używać technologii, które w normalnych warunkach wprowadzane byłyby wolniej. Struktury bezpieczeństwa będą też Putinowi bardzo potrzebne w czasie po pandemii – w okresie kryzysu i prawdopodobnych niepokojów społecznych. A także po to, żeby kontrolować inną, ważną część elity władzy: oligarchię.

Rosja: dymisje trzech gubernatorów reakcją na orędzie Putina?

Większość oligarchów spędza czas pandemii poza Rosją. W Szwajcarii przebywa co najmniej pięciu rosyjskich miliarderów, np. Aliszer Usmanow, czy Wiktor Weksleberg. Od połowy marca samolot Romana Abramowicza stoi na wyspie karaibskiego państewka Antigua i Barbuda. Władimir Potanin przebywa w Berlinie, a inni w: Londynie, Izraelu, Dubaju i USA. Z bezpiecznej odległości liczą idące już teraz w dziesiątki miliardów straty swoich spółek. I mają powód, by się martwić, bo prawdziwie trudne czasy mogą dopiero nadejść, kiedy Kreml w walce z kryzysem gospodarczym sięgnie po zasoby oligarchów.

W czasie kryzysu 2008-2009 Władimir Putin (wówczas jako premier) już pokazał, jak potrafi interweniować, kiedy publicznie upokarzał oligarchę Olega Deripaskę. Naciski władzy będą jednak tylko jednym z problemów oligarchii. Inny to fala protestów społecznych. Jak burzliwe potrafią one być pokazały niedawne wydarzenia z pól gazowych w Jakucji, kiedy tysiące pracowników Gazpromu zbuntowało się przeciw kwarantannie i kiepskiej ochronie robotników przed koronawirusem.

Korona-bunty i covid-dysydenci. Nowy problem Kremla

Z podobnymi wybuchami muszą się liczyć właściciele przemysłowych i wydobywczych koncernów. Pierwsze bunty okresu pandemii i spodziewane protesty społeczne w czasie kryzysu gospodarczego teoretycznie powinny być okazją dla rosyjskiej opozycji. Ale nie są. Liberalna i demokratyczna opozycja w czasie kwarantanny zniknęła niemal tak jak Putin. Ograniczając się do publikacji memów i filmików w sieci.

Wygląda na to, że Aleksiej Nawalny, ani Lubow Sobol nie nadążają za błyskawicznie zmieniającymi się realiami i nie potrafią na razie zdiagnozować frustracji pozamykanych w mieszkaniach Rosjan. Pandemia zaskoczyła opozycję tak samo, jak kremlowskie władze. Za wydarzeniami nie nadążyli oligarchowie, ani rozbudowany aparat biurokratyczny. I tak naprawdę na kryzysie wygra ta grupa, która szybciej zaktualizuje swoją wiedzę i dostosuje się do nowej, całkiem innej rzeczywistości.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Więcej materiałów