Putin i Erdogan podzielili syryjski Kurdystan


Wczoraj w Soczi prezydenci Rosji i Turcji dokonali podziału Syrii i zadecydowali za Kurdów. Teraz Kurdowie zweryfikują niesprawiedliwe dla nich umowy, najprawdopodobniej na polu bitwy.

Na wczorajsze spotkanie w Soczi Recep Tayip Erdogan poleciał mając w kieszeni umowę zawartą z Donaldem Trumpem. Amerykanie wycofali się z Syrii, zostawili swoich sojuszników Kurdów. Ale również postawili Turkom granice. W Soczi Erdogan wynegocjował kolejne granice. Tym razem z faktycznym rozgrywającym w Syrii – Władimirem Putinem. Uzyskał porozumienie: siły zbrojne syryjskich Kurdów mają się wycofać w ciągu 150 godzin na odległość 30 km od granicy z Turcją. Do strefy przygranicznej wejdą zaś rządowe siły Syryjskiej Armii Arabskiej (armia Baszara al-Asada) i rosyjska żandarmeria (policja wojskowa, w której w Syrii służą licznie Czeczeni). I wspólnie z turecką armią mają kontrolować odwrót Kurdów.

Zgodnie z najnowszymi informacjami większość jednostek kurdyjskich już opuściło strefę przygraniczną. W ten sposób dokonał się podział Syrii: między wpływy rosyjskie i tureckie. Przynajmniej na papierze, na mapie. W historii syryjskiego konfliktu było już tyle porozumień, umów o wstrzymaniu ognia, rozejmów i podziałów stref wpływów, że można by nimi wytapetować Kreml. Żadne z nich nie okazało się skuteczne. W Syrii, podobnie jak na całym Bliskim Wschodzie, o granicach decydował oręż i sukcesy, bądź niepowodzenia na polu bitwy. Nie inaczej będzie tym razem.

Gołębie pokoju

Kiedy 9 października turecka armia rozpoczęła operację „Źródło pokoju”, zapowiadało się na krwawy i intensywny konflikt. Zaprawione w bojach z dżihadystami kurdyjskie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) działające w ramach sojuszu Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) wydawały się godnym przeciwnikiem dla tureckiej armii. Ale turecka ofensywa posuwała się zrywami i dość powoli. W specyficzny sposób.

Wywiad
Repetowicz: Na wojnie o Kurdystan zyska Rosja
2019.10.11 20:55

Turcy zaczęli od intensywnych bombardowań lotniczych i ostrzału artyleryjskiego zza swojej granicy. Do akcji wprowadzili doborowe jednostki specjalne z brygad komandosów, wyposażone w lekkie transportery Cobra i MRAP Kirpi. W niewielkim stopniu i to tylko pokazowo użyto czołgów, starych M60 (Turcy nie zdecydowali się wprowadzić do walki niemieckich leopardów w obawie przed jeszcze większym gniewem Berlina). Nie użyli również śmigłowców, bojąc się zestrzeleń.

Przedstawiane w tureckiej prasie setki ofiar po stronie kurdyjskich bojowników można włożyć między bajki. Więcej było cywilnych ofiar bombardowań. Tureckich żołnierzy zginęło kilkunastu. I nic dziwnego, bo tam, gdzie rzeczywiście dochodziło do starć z YPG, Turcy posyłali sojusznicze milicje z Syryjskiej Armii Narodowej (SNA). Sami unikali strat. Zresztą ostrożna ofensywa i tak szybko napotkała dużo poważniejszy, niż kurdyjski opór. Kiedy protureckie milicje pojawiły się na przedmieściach miasta Manbidż, zmierzała tam już syryjska armia rządowa al-Asada.

W strefie przygranicznej doszło do niebezpiecznie bliskich kontaktów armii rządowej i sił tureckich. A 14 października rosyjskie Su-35 operujące z bazy w Latakii przegnały tureckie F-16C. Rosjanie ostrzelali z powietrza siły SNA. Turcy ograniczyli wówczas wsparcie lotnicze, co załamało ofensywę. Potem w strefie działań wojennych zaczęła pojawiać się rosyjska policja wojskowa w towarzystwie sił al-Asada. Rosjanie działali formalnie na prośbę Kurdów i w ich obronie.

Z syryjskiego Kurdystanu kilka dni temu do Iraku wyjechali ostatni amerykańscy specjalsi z tysięcznego kontyngentu, który w ramach misji NATO walczył z tzw. Państwem Islamskim i wspierał Kurdów. Syryjscy Kurdowie żegnali ich z żalem i czuli się zdradzeni. Iraccy Kurdowie witali amerykańskie pojazdy wojskowe kamieniami. W amerykańskich bazach natychmiast pojawili się Rosjanie. To był ich triumf. Wyparcie Amerykanów z Syrii i podział wpływów w tym kraju, był marzeniem Putina. Teraz trzeba było jedynie przypieczętować sukcesy wojskowe umową dyplomatyczną.

Szachy dyplomatyczne

W Europie żywa jest pamięć o haniebnych układach z Monachium w 1938 r., czy Jałty w 1945 r. oddających państwa i narody na niełaskę mocarstw. W Turcji podobnie żywy jest ból po traktacie z Sevres z 1920 r. Podzielił on Turcję między mocarstwa, a nawet oddał część Anatolii znienawidzonym Grekom. Traktat z Sevres został zrewidowany przez tureckiego bohatera Ataturka. W wojnie Turcja wywróciła narzucony jej porządek i odzyskała niepodległość.

Dziś Erdogan występuje po drugiej stronie. To on razem z Putinem dzieli sąsiedni kraj. I to on podobnie się na umowach zawiedzie. Kreml po prostu ograł Erdogana. Wprowadził go w grę, w której Turcja musi się liczyć ze zdaniem Rosji.

Wiadomości
Putin gra o Syrię i ryzykuje
2019.10.15 12:02

Już następnego dnia po rozpoczęciu tureckiej operacji Siergiej Ławrow powiedział, że Rosja będzie nalegać na dialog między Ankarą, Kurdami i Damaszkiem. Wsparcie tego ostatniego, tak, by krwawy reżim al-Asada odzyskał pełną kontrolę nad krajem, jest dla Moskwy kluczowe. Dla Putina rosnąca w siłę kurdyjska autonomia i obecność amerykańskich wojsk, jako jej sojuszników, była przecież problemem. Przy okazji Putin wystąpi w roli architekta pokoju. Wczorajsze porozumienie, choć tylko wstępne, jest tak skonstruowane, że daje Rosji przewagę.

Rosyjski sojusznik, al-Asad nie kontrolował znacznej części swojego kraju, mimo, że Państwo Islamskie przestało istnieć. Teraz z Syrii zniknęli Amerykanie, a Kurdowie poprosili Moskwę i Damaszek o opiekę. W grze pozostał jeszcze roszczący sobie prawa do północnej Syrii Erdogan. Ale on znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Kupując w Rosji systemy przeciwlotnicze S-400 utracił zaufanie w NATO. Rozpoczynając interwencję w Syrii pogłębił konflikt z Europą. W Syrii jest zależny od Putina. Nie może posunąć swojej armii dalej, by nie wejść w starcia z Rosjanami i Syryjczykami.

Pozostaje jeszcze najbardziej niepewny element układanki: zdradzeni Kurdowie. Ci deklarują na razie wolę współpracy i wycofują swoje siły ze strefy przygranicznej. Ale kto zagwarantuje, że stutysięczna kurdyjska armia będzie siedzieć spokojnie, kiedy Turcy rozpoczną wysiedlenia ich rodaków i będzie ich prześladować?

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności