Polak z Wilna – rosyjskim superszpiegiem w Wielkiej Grze


Jan Prosper Witkiewicz. Źródło: geni.com

Jak Jan Prosper Witkiewicz został Iwanem Wiktorowiczem Witkiewiczem i jako Omar Bej walczył o rosyjskie wpływy w Azji Środkowej.

Wielką Grą historycy nazywają rywalizację Imperium Rosyjskiego i Brytyjskiego w XIX wieku o wpływy w Azji Środkowej. Miała ona głównie charakter dyplomatyczny, ale też wojskowy i szpiegowski. Toczyła się przede wszystkim na terenach obecnego: Iranu, Afganistanu, Pakistanu, a nawet Tybetu.

Zakończyła się wtedy porozumieniem brytyjsko-rosyjskim, które na dekady podzieliło strefy wpływów w Azji Środkowej. Ale tak naprawdę trwa nadal, choć zmienili się jej uczestnicy. Imperium Brytyjskiego już nie ma, ale jest Rosja Putina, która marzy o powrocie do imperialnej potęgi z czasów carskich. Pewną rolę w tamtej Wielkiej Grze odegrał polski szlachcic z Wilna. I o nim jest ta historia.

Geneza: Tylża 7 lipca 1807 roku

Na znanym obrazie Adolphe’a Roehna „Pokój w Tylży” na zacumowanej na środku Niemna barce cesarz Napoleon Bonaparte oczekuje na swego gościa. Godnego sobie, bo samego cara Aleksandra I. Gospodarz ma za sobą wielki namiot ozdobiony monogramem „ N” oraz cesarskim godłem.

Jest rozluźniony i pewny siebie, bo to on ma wszystkie atuty w ręku. Dwa tygodnie wcześniej, 14 czerwca 1817 r. jego Wielka Armia pokonała pod Frydlandem rosyjskie wojska. Jednak zwycięzca nie chce upokarzać cara. Zamierza go zrobić swoim sojusznikiem przeciwko Wielkiej Brytanii. Zbliżającego się do barki na łodzi cara Aleksandra I malarz przedstawia w kornej, a wręcz uniżonej postawie: z kapeluszem w prawej dłoni.

Adolphe Roehn „Pokój w Tylży”. Źródło: domena publiczna

Efektem tego spotkania jest Traktat z Tylży przewidujący m.in. utworzenie Wielkiego Księstwa Warszawskiego. Ale jest coś jeszcze, czyli tajne klauzule określające plan rosyjsko-francuskiego ataku na Indie – perłę w koronie Wielkiej Brytanii. Zgodnie z tymi klauzulami, Francuzi mieliby ruszyć na Indie przez Persję, a Rosjanie na południe przez Afganistan.

I nikt by się o tych układach nie dowiedział, gdyby nie pewien niezadowolony rosyjski bojar, który na polecenie Anglików ukrył się w wodzie, pod barką. Szczękając zębami z zimna nasłuchiwał bacznie, co imperatorzy knują przeciw Albionowi. A kiedy się już nasłuchał, nadał pilny list do Londynu, w którym o wszystkim opowiedział swym mocodawcom.

Półtora miesiąca potem wywiad brytyjski znał już wszystkie tajne szczegóły porozumienia. Wywiad zaś ostrzegł gubernatora w Indiach oraz wszystkie państwa pomiędzy Persją a Indiami o grożącym im niebezpieczeństwie. W końcu Napoleona pokonano pod Waterloo i wydawać by się mogło, że tajny pakt umarł śmiercią naturalną.

Może tak się stało we Francji, ale w Rosji car wciąż ostrzył zęby na Azję Środkową: Chanaty Buchary i Chiwy itd. I nie zamierzał z niej zrezygnować.

Początek Wielkiej Gry

Jest październik 1837 roku. Sporne pogranicze persko-afgańskie. Porucznik brytyjski Henry Rawlinson dostrzega zbliżający się oddział Kozaków i decyduje się podążyć za nimi. Znajduje ich biwakujących nad małą rzeczką. Dostrzega dowódcę i próbuje go zagadnąć, ale ten nie rozumie, ani po persku, ani po francusku. Mówi jedynie coś po rosyjsku i w jednym z dialektów tureckich.

Jak potem napisał we wspomnieniach Brytyjczyk, oficer rosyjski „był lekkiej budowy ciała, o bardzo jasnej cerze, promiennych oczach i żywym spojrzeniu”. Rawlinson nie wie jeszcze, że ma przed sobą arcyszpiega wysłanego przez cara na rozmowy z Dostem Mohammadem Chanem – afgańskim władcą z rodu Barakzai, który zdetronizował poprzednika, króla Szacha Szudżę z rodu Sadozai. Car chce zawrzeć z nim traktat zdobywając w ten sposób przyczółek w Afganistanie.

Tego zaś bardzo obawiają się Brytyjczycy, więc porucznik Rawlinson wyrusza do obozu szacha Persji w Niszapurze, by zasięgnąć języka. I spotyka po raz drugi owego rosyjskiego oficera „o promiennych oczach i żywym spojrzeniu”. Tam jest on znany jako Omar Bej, muzułmanin-sunnita. Otoczenie szacha go podziwia, bo doskonale mówi po persku i potrafi wyrecytować z pamięci cały Koran. Panowie oficerowie chwilę ze sobą rozmawiają. Potem Rawlinson jedzie do Teheranu, by o wszystkim opowiedzieć swoim przełożonym.

Jan Prosper Witkiewicz vel Omar Bej. Źródło: wikipedia.org

Spełnia się najgorszy sen Brytyjczyków: Rosjanie od północy próbują zagrozić Indiom i przejąć dochodowe szlaki handlowe z Indii do Europy. Omar Bej udaje się zaś do Kabulu, gdzie prawie pozyskuje Dosta Mohammada jako sojusznika Rosji. Obiecując mu wojskową pomoc, pieniądze i uzbrojenie przeciw Persom.

Car jednak nie zamierza dotrzymać obietnicy. Omar Bej dowie się o tym dopiero po powrocie do Rosji, w której jest znany jako Iwan Wiktorowicz Witkiewicz. Ale i to nie jest jego prawdziwe nazwisko: w rzeczywistości brzmiało ono Jan Prosper Witkiewicz. Bo jego posiadacz nie był Rosjaninem, lecz Polakiem.

Tragiczny los wileńskiego szlachcica

Jan urodził się w Wilnie w 1808 roku, w szlacheckiej rodzinie o patriotycznych tradycjach. Już w szkole średniej założył wraz z kolegami tajną organizację „Czarni Bracia” zamierzającą walczyć z rosyjskim okupantem. Jednak wpadł. Wraz z pięcioma kolegami aresztowano go, pozbawiono szlacheckich tytułów i zesłano do kilku twierdz na kazachskim stepie. „W sołdaty, bez prawa do awansu”. Miał wtedy zaledwie 16 lat.

Z czasem pogodził się z losem. Odsłużył 10 lat w randze szeregowca w guberni orenburskiej. Nauczył się różnych dialektów tureckich. Dużo czytał, głównie o stepie i podróżach badawczych. To zwróciło uwagę komendanta twierdzy w Orsku nad Uralem, który dał mu posadę guwernera swoich dzieci.

W 1829 do Orska zawitał sam Alexander von Humbolt. Któregoś dnia zobaczył na stole swoją książkę o podróżach po Ameryce Łacińskiej. Na jego pytanie do kogo należy, odpowiedziano mu, że do młodego Polaka. Humbolt zapragnął go poznać…

Witkiewicz służył mu najpierw za tłumacza w czasie wypraw na step. Potem jeździł już sam z różnymi misjami i zaczął powoli robić karierę w machinie rosyjskiego imperium, którego tak nienawidził od dziecka. Awansował na kapitana i dwukrotnie wyprawiał się do Buchary z tajnymi misjami.

W Kabulu wymanewrował nawet sir Alexandra Burnesa, swego słynnego brytyjskiego rywala, zwanego Bokhara Burnesem. Lecz gdy przełożeni unieważnili zawarte przez Witkiewicza układy, a Brytyjczycy najechali na Afganistan, wrócił do Sankt Petersburga.

Sir Alexander Burnes. Źródło: britannica.com

Tam, rankiem 8 maja 1839 roku, w pokoju na ostatnim piętrze Pensjonatu Paryskiego znaleziono martwego mężczyznę po 30. Wiele wskazywało na to, że zamknął się od wewnątrz i palnął sobie w łeb. Zostawił tylko krótki list z instrukcjami, jak rozdysponować jego majątek i uregulować długi. Nie było w nim nic więcej – żadnego pożegnania z rodziną, ani z przyjaciółmi. Żadnego wyjaśnienia powodów samobójczej śmierci. Niektórzy twierdzili potem, że Witkiewicz nie popełnił samobójstwa, ale padł ofiarą agentów brytyjskiego wywiadu.

Ale jest jeszcze druga wersja. Podobno w wieczór przed śmiercią odwiedził go znajomy z Wilna – niejaki Tyszkiewicz. Naurągał mu, że zaprzedał się Moskalom, że został zdrajcą. Kiedy Tyszkiewicz skończył, zgnębiony Witkiewicz zbladł jak ściana i wyszeptał: „Tak, zdrajca. Do diabła z tym wszystkim..” Spalił papiery i wyjął pistolet. Lufę wsunął w usta i pociągnął za spust. Dla niego Wielka Gra się skończyła.

Antoni Styrczula dla belsat.eu

Antoni Styrczula, dziennikarz w przeszłości związany z Radiem Solidarność, Radiem Wolna Europa, Polskim Radiem, Radiem Dla Ciebie. Twórca Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia. W latach 1996–1998 rzecznik prasowy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Specjalista ds PR i wykładowca akademicki.

Inne teksty autora:

 

Aktualności