Opozycyjną białoruską działaczkę deportują do Rosji. Za jazdę na gapę


Anna Krasulina ma rosyjskie obywatelstwo, ale od 16 lat mieszka w Mińsku. Teraz białoruskie władze chcą siłą odesłać ją do ojczyzny.

Mimo że Anna Krasulina jest Rosjanką, to na Białorusi od dawna czuje się jak w domu. Białorusinami są jej mąż i dzieci, sprowadziła też do Mińska swoich rodziców. A sama Anna jest do tego… białoruską działaczką polityczną – pełni obowiązki rzeczniczki opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (AHP).

I nieoczekiwanie, po 16 latach spędzonych na Białorusi, Krasulina dowiedziała się, że ma zostać deportowana do Rosji. Na podstawie „materiałów do użytku służbowego”, decyzję taką podjęła Służba Migracyjna Białorusi. Decyzję tej treści ogłoszono w jednej z komend dzielnicowych w Mińsku.

Organ migracyjny uznał Rosjankę za osobę, która „stwarza zagrożenie dla porządku publicznego”. W uzasadnieniu decyzji wymieniono również jej przyczyny – m.in. przejazd bez biletu komunikacją miejską. Do tego zakończony opłaceniem na miejscu mandatu. Dwa jej pozostałe konflikty z białoruskim prawem to protokoły sporządzone przez milicję: za to, że opozycyjna działaczka wzięła udział w legalnej pikiecie oraz, że przyszła pod areszt na spotkanie z wychodzącymi z niego „politycznymi”.

– Reżim poważnie podupadł. Nie ma żadnych zasobów oprócz strachu, zastraszania i terroru – komentuje sprawę sama Krasulina.

– Anna Krasulina jest rzeczniczką prasową AHP i jej obecność podczas zgromadzeń należy do jej obowiązków zawodowych – nie ma wątpliwości obrończyni praw człowieka Jelena Tonkaczowa.

Jelena Tonkaczowa (Alena Tankaczowa) też jest zamieszkałą na Białorusi Rosjanką. I przeszła przez to samo, co teraz grozi jej rodaczce. Po 30 latach spędzonych na Białorusi też została z niej deportowana, z trzyletnim zakazem wjazdu do kraju. Formalnie za to, że jadąc samochodem kilka razy przekroczyła dozwoloną prędkość. Wróciła na Białoruś następnego dnia po upłynięciu okresu zakazu.

Czytajcie więcej:

Podobnie jak jej sprawę, również „wysyłkę”, na którą czeka obecnie Krasulina, białoruscy opozycjoniści traktują jako kolejne naruszenie przez władze praw człowieka. I po prostu jako bezduszny, nieludzki krok z ich strony.

– Będziemy zwracać się do sądów, do korpusu dyplomatycznego, do partii europejskich, do wszystkich struktur. Jeżeli władze myślą, że wraz z zesłaniem Anny skończą się ich problemy, to się mylą. One się dopiero zaczynają – zapowiada p.o. przewodniczącego AHP Mikałaj Kazłou.

Rzeczniczka jego partii ma opuścić Białoruś do końca miesiąca i nie może pojawić się z powrotem przez rok. Chce zdążyć złożyć odwołanie od decyzji, zanim będzie musiała wyjechać.

Jarasłau Ścieszyk, cez/belsat.eu

Aktualności