ONZ wzywa Rosję, by wycofała wojsko z Naddniestrza, a Moskwa odmawia


Separatystyczne Naddniestrze może czcić radzieckie święta dzięki opiece rosyjskiej armii. Żródło: pikabu.ru

Dla Rosji kontyngent wojskowy w Naddniestrzu jest ważnym narzędziem polityki w regionie. Przede wszystkim służy blokowaniu prozachodnich aspiracji Mołdawii.

Rosja odrzuciła rezolucję ONZ z ubiegłego piątku, wzywającą ją do wycofania swoich wojsk z Naddniestrza. W Zgromadzeniu Ogólnym ONZ rezolucję poparło 64 ze 161 państw, 14 było przeciw (m.in. Białoruś), a aż 83 wstrzymało się od głosu.

Moskwa od dawna regularnie ignoruje wezwania do wycofania swojej grupy wojsk z mołdawskiej, separatystycznej republiki. Jeszcze w 1999r. na szczycie w Stambule OBWE zobowiązało Rosję do wycofania swojej grupy wojsk (poza kontyngentem pokojowym). Moskwa konsekwentnie albo odmawia, albo gra na czas. Obecnie kreml mówi stanowczo nie i raczej zastanawia się jak wzmocnić swój kontyngent w Naddniestrzu. Jest mu potrzebny by szachować Ukrainę, Mołdawię, a także pobliską, należącą do NATO Rumunię.

Rosjanie nad Dniestrem

Rosyjskie siły to dziś dwa bataliony (ok. 1500-1700 żołnierzy) piechoty zmotoryzowanej. Nie posiadają ciężkiego uzbrojenia, broni pancernej, czy przeciwlotniczej. Zgrupowanie jest pozostałością po wojnie domowej w Mołdawii na początku lat 90. I gwarantuje utrzymywanie się separatystycznej, tzw. Republiki Naddniestrza ze stolicą w Tyraspolu. Mołdawia uznaje terytorium Naddniestrza za swoje, pozostające czasowo pod okupacją. Rosyjskie siły dzielą się na batalion sił pokojowych, który stacjonuje w Naddniestrzu na podstawie umowy z 1992r. i liczy ok. 400 żołnierzy. Pozostali rosyjscy wojskowi to tzw. Operacyjna Grupa Rosyjskich Wojsk. I to właśnie tej części rosyjskiego kontyngentu dotyczy rezolucja ZO ONZ.

Rosyjskie siły pokojowe w Naddniestrzu. Źródło: kommersant.ru

Moskwa twierdzi, że znajdują się oni na lewym brzegu Dniestru, by chronić gigantyczne składy amunicji w Kołbasnej w rejonie Rybnicy. Składy te miały zabezpieczać zaopatrzeniem armię radziecką w przypadku wojny z NATO i inwazji na kierunku południowym, na cieśninę Bosfor i Turcję. W latach 80. w Kołbasnej znajdowało się ponad 50 tys. ton amunicji. W tym bomby lotnicze, czy rakiety do systemów artyleryjskich typu Grad, czy Tornado. Obecnie w Kołbasnej składowane jest prawdopodobnie ok. 20 tys. ton amunicji, z czego znacząca część ma dawno przekroczone terminy przydatności do użycia.

– Arsenały są jedynie pretekstem do utrzymywania rosyjskich sił w Naddniestrzu, tak naprawdę to co tam mają to kupa bezwartościowego złomu – mówi Iurie Pintea, politolog z Instytutu Publicznej Polityki w Kiszyniowie i dodaje – Dlatego trzeba zwiększać presję międzynarodową na Moskwę i koszty utrzymywania przez nich wojska na terytorium Mołdawii.

Rosjanie używają jednak argumentu konieczności ochrony składów i sabotują, negocjowane przez społeczność międzynarodową próby likwidacji, bądź wywiezienia arsenałów z terytorium Naddniestrza. Tyle, że ostatnio mają coraz większe problemy z utrzymaniem swojego kontyngentu.

Armia w pułapce

Największym problemem Rosjan w Naddniestrzu jest geografia. Jeśli spojrzeć na mapę, widać, że nie ma innej sposobności dostarczania kontyngentowi wojskowemu sprzętu, czy przeprowadzanie rotacji ludzi, niż przez terytorium Mołdawii i Ukrainy. Tranzyt regulowały umowy międzypaństwowe. I choć z kontrolą i uczciwością Rosjan bywało różnie, sytuacja zmieniła się drastycznie dopiero po rosyjskiej agresji na Ukrainie w 2014r.

Naddniestrze jest całkowicie zależne od transportu przez Mołdawię i Ukrainę. Źródło: nextews.com

Trzy lata temu, w szczytowym momencie rosyjsko-ukraińskiej konfrontacji na Donbasie, Kijów ogłosił, że nie będzie przepuszczał rosyjskich wojskowych jadących do Naddniestrza. Pojawiły się wówczas informacje, że Rosjanie po cichu wysyłają z Naddniestrza do pobliskiej Odessy zwolenników „Noworosji”, czyli prorosyjskich separatystów. I nadzorują z Tyraspola operację buntu w Odessie. Ukraina zablokowała tranzyt do naddniestrzańskiego kontyngentu. Pozostała droga przez lotnisko w Kiszyniowie. Jednak Mołdawianie również zaczęli bardzo drobiazgowo sprawdzać i liczyć jadących przez ich terytorium Rosjan. Sami bali się, że nagle kontyngent w Naddniestrzu rozrośnie się do znaczących rozmiarów.

Odpada droga powietrzna bezpośrednio z Naddniestrza, gdyż stare, poradzieckie lotnisko pod Tyraspolem, mimo prób modernizacji nadal jest niesprawne. Zresztą umowy międzynarodowe zabraniają tego typu dostaw drogą powietrzną. A w sytuacji konfrontacji zbrojnej samoloty lądujące w Tyraspolu narażone byłyby na uderzenie ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Żeby nie narazić swojego kontyngentu na izolację i nadal mieć w nim środek nacisku na region, Moskwa nie ma innego wyjścia, jak za pomocą kombinacji nacisków i ingerencji w politykę wewnętrzną skłonić do współpracy przynajmniej jednego sąsiada Naddniestrza. Łatwiej udaje się to w pogrążonej w chaosie politycznym Mołdawii.

Chaos w Kiszyniowie

Igor Dodon, prezydent Mołdawii nigdy nie ukrywał, że ma prorosyjskie poglądy. M.in. dzięki nim wygrał dwa lata temu wybory. Obiecywał, że doprowadzi do zniesienia rosyjskich sankcji na mołdawskie wino i produkty spożywcze. Putina prosi o miłosierdzie dla Mołdawii i przyrzeka, że nie będzie prowadził polityki wymierzonej w Rosję. Pojechał na otwarcie mundialu do Moskwy, choć większość zachodnich polityków imprezę zbojkotowało. Zaskoczył jednak nawet tych, którzy wprost nazywają go człowiekiem Putina, kiedy skrytykował rezolucję ONZ wzywającą Rosjan do wycofania się z Naddniestrza.

– Rezolucja do antyrosyjska awantura mołdawskiego rządu – powiedział Igor Dodon.

Pochodzący z prorosyjskiej Partii Socjalistów Dodon prowadzi wojnę z rządem Pavla Filipa. Tyle, że jest to wojna pozorna i sprowadzająca się głównie do żonglerki oskarżeniami kto jest sługą Putina, a kto Brukseli i Waszyngtonu. Za rządem Filipa stoi tak naprawdę najpotężniejszy oligarcha Vladimir Plahotniuc, sponsor rządzącej Demokratycznej Partii Mołdawii. Razem z socjalistycznym prezydentem podzielili się władzą w kraju.

– Dla Moskwy rosnąca w siłę władza oligarchii i utrzymywanie monopolu władzy przez prorosyjskich socjalistów i teoretycznie prozachodnich demokratów to sytuacja idealna – mówi Iurie Pintea.

Tydzień temu sąd w Kiszyniowie unieważnił wybory burmistrza stolicy. Wygrał je Andrei Nastase z nowej partii Godność i Prawda, lider antykorupcyjnych protestów sprzed trzech lat. Charyzmatyczny polityk nie jest powiązany z żadną z dwóch głównych grup utrzymujących się przy władzy w Mołdawii.

Andrei Nastese urósł w siłę, jako niezależny od politycznych układów lider antykorupcyjnych protestów. Źródło: curentul.md

Wybory burmistrza Kiszyniowa przegrali zarówno kandydaci oligarchy Plahotniuca, jak i kandydat socjalista wspierany przez prezydenta Dodona. W Kiszyniowie trwają protesty przeciw unieważnieniu wyborów. Zaniepokojone są ambasady USA i UE. Ale w Moładawii właśnie rozpoczyna się ostra walka o władzę przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Andrei Nastase ze swoimi hasłami walki z korupcją, oligarchią i zbliżenia z Europą jest niewygodny zarówno dla prorosyjskich socjalistów, jak i oligarchy Plahotniuca. A przede wszystkim dla Rosji. Dla Moskwy wizja ewakuacji z Naddniestrza brzmi jak koszmar. Dlatego rzucą wszelkie siły na mołdawski front, by nie stracić wpływów w republice.

Michał Kacewicz/belsat.eu

 

Aktualności