O planach na pierwsze sto dni nowego prezydenta mówi doradca Wołodymyra Zełenskiego


Wołodymyr Zełenski, jako nowy prezydent, powinien z pierwszą wizytą zagraniczną pojechać do Polski – mówi w rozmowie z Biełsatem Wiktor Andrusiw, dyrektor Ukraińskiego Instytutu Przyszłości, think tanku i eksperckiego zaplecza Zełenskiego.

– Jaki jest Wołodymyr Zełenski?

– To prosty chłopak, który w swoim życiu walczył, żeby dojść, tam gdzie doszedł. Ma charakter człowieka walczącego. Jest absolutnie samodzielny. Jego wielkim osiągnięciem jest „Kwartał”, jego firma producencka. Zbudował ją od zera i skupił wokół siebie wartościowych ludzi. Jest bardzo bezpośredni w kontaktach i potrafi zjednywać sobie ludzi. Plotki o jego zależności od Ihora Kołomojskiego wynikają z nieznajomości natury ich współpracy. Ich relacje są całkowicie partnerskie.

– To w ogóle możliwe, żeby mieć z Kołomojskim partnerskie relacje?

– Rzecz w tym, że z mafią trudno mieć partnerskie stosunki. Ale jeśli mafia zależy od ciebie bardziej, niż ty od niej, wtedy jest inaczej. W przypadku Zełenskiego jest tak, że to Kołomojski zależy od niego. Przecież Zełenski ze swoim arcypopularnym show komediowym mógł iść do stacji telewizyjnych innych oligarchów: Wiktora Pinczuka, czy Rinata Achmetowa. I były takie propozycje. Zełenski jest na tyle dobry w tym co robi, że stać go na niezależność.

– Również w polityce?

– Tak, ponieważ ma swoje wartości. I jest w nich bardzo pryncypialny. Np. po 2014 r. od razu wycofał cały swój biznes z Rosji, choć potem mu zarzucano, że w ogóle go tam miał.

– Polityka to jednak zupełnie inny świat, niż biznes medialny. Wejście w ten świat to poważna decyzja i ma konsekwencje. Kiedy Zełenski postanowił wejść do polityki i dlaczego?

– Od czasu do czasu taka myśl mu świtała w głowie. Zwłaszcza kiedy robił film o prezydencie („Sługa narodu” – przyp. red.). Ale w rzeczywistości do polityki wciągnął go Poroszenko…

– Poroszenko?

– Tak. Ihor Hryniw, PR-owiec prezydenta, wymyślił na wybory prezydenckie strategię, żeby odtworzyć scenariusz z lat 90., kiedy Leonid Kuczma miał przeciw sobie komunistów. Hryniw szukał jakiegoś popularnego, ale możliwego do zwyciężenia kontrkandydata dla Poroszenki. Takiego, który w pierwszej turze pokona Julię Tymoszenko, a w drugiej będzie tylko tłem dla Poroszenki. Myśleli, że będzie to Jurij Bojko, potem sondowali piosenkarza Swiatosława Wakarczuka i właśnie Zełenskiego.

Mój instytut dwa lata temu zrobił taką analizę pt. „Ukraiński Macron”. Przewidzieliśmy, że 2018 r. to ostatni rok, kiedy można wylansować polityka na podobieństwo Macrona. Wtedy zakładaliśmy, że naszym Macronem może być Wakarczuk. Rockman jednak nie zgodził się. A Zełenski nie chciał brać udziału w grze Poroszenki. Ale PR-owcy prezydenta ciągle wrzucali do obiegu plotki, że Zełenski wystartuje w wyborach. Pojawiały się rosnące sondaże popularności.

Wiktor Andrusiw, dyrektor Ukraińskiego Instytutu Przyszłości i doradca Wołodymyra Zełenskiego. Żródło: uifuture.org/

W końcu w grudniu ubiegłego roku Zełenski rzeczywiście zdecydował się wziąć udział w wyborach. Tyle, że postanowił iść własną drogą. I realnie zbudować alternatywę dla Poroszenki. Tylko, że sztab prezydenta dalej grał w tę grę, którą sobie wymyślił. Czyli prowadził kampanię wyborczą opartą na patriotyczne hasła, straszenie wojną z Rosją itd.

Była to kampania obliczona na konfrontację z Julią Tymoszenko. Oni zakładali, że skoro nie wyszło im z wykreowaniem Wakarczuka, czy innego fikcyjnego kontrkandydata to muszą skupić się na walce z Tymoszenko.

Co dziwne, wyniki pierwszej tury w ogóle nie skłoniły Poroszenki do zmiany strategii, choć to nie z Tymoszenko teraz się mierzy. Nadal brnie w tę samą retorykę, choć wie, że jest spalona.

– No trochę próbują modyfikować strategię. Sztab Poroszenki zarzuca np. Zełenskiemu powiązania z oligarchą Kołomojskim…

– Gdyby sztab prezydenta był profesjonalny, to robiłby badania, sondaże. My zamawialiśmy np. badania fokusowe i wiemy z nich, że Ukraińcy wcale nie oceniają źle Kołomojskiego. Nie jest dla nich diabłem wcielonym.

– Załóżmy, że w poniedziałek wiemy, że Wołodymyr Zełenski jest szóstym prezydentem Ukrainy. Jaki jest scenariusz na najbliższe sto dni?

– Na pewno będzie prezydentem. Ukraińcy są cierpliwi. W kraju pojawił się duży margines pewnej wytrzymałości na ciężkie doświadczenia. Wojna i kryzysy uodporniły Ukraińców. Także teraz, po wyborach wytrzymają ciężki okres chaosu przekazywania władzy.

Poza tym, Ukraińcy chcieli ukarać Poroszenkę. I przegrane wybory będą dla niego karą. I tu leży cały problem: czy obecny prezydent pójdzie na pokojowe przekazanie władzy? Bo jedyne niebezpieczeństwo polega na tym, że postanowi np. za pomocą jakiś prowokacji, zaostrzenia sytuacji w Donbasie itp. odsunąć perspektywę utraty władzy. To groźny, ale mało realny scenariusz.

Wierzę, że 22 kwietnia władza Poroszenki po prostu się rozsypie, jego ludzi się rozbiegną, a wielu urzędników przyjdzie do naszego obozu.

– Jakie będą pierwsze kroki nowego prezydenta?

– Jestem przekonany, że nie rozwiąże parlamentu, tylko spróbuje z nim współpracować, mimo że będzie to trudne. Będzie budował partię na wybory parlamentarne jesienią. Kluczowe będzie zbudowanie administracji prezydenckiej (AP) i obsadzenie jej szefa. Może to być człowiek Kołomojskiego, ktoś neutralny spośród przyjaciół Zełenskiego, albo ktoś z reformatorów. Zakładam jednak, że to będzie ktoś silny politycznie i z doświadczeniem. Ktoś kogo będzie stać na niezależność od oligarchów.

– A pierwsze wizyty zagraniczne?

– My rekomendujemy, żeby pierwsze wizyty były w Warszawie, albo Budapeszcie. Polska, z uwagi na ukraińskich imigrantów, jest nawet ciekawsza. Z Węgrami sprawa jest prostsza, bo dotyczy kwestii mniejszości i języka, które łatwo zmienić decyzjami administracyjnymi.

Z Polską sprawy dotyczą głównie historii. I tu trzeba kompletnie przebudować ukraińską politykę historyczną.

Trzeba usunąć Wołodymyra Wiatrowycza, szefa ukraińskiego IPN i zreformować tę instytucję. Choć to oczywiście będzie możliwe nie od razu, gdyż prezydent nie ma takich kompetencji. Musimy również powołać polsko-ukraiński okrągły stół z ekspertami, historykami i poważanymi powszechnie postaciami i wypracować konsensus w sprawie bolesnej historii.

Z Węgrami i Polską narosło mnóstwo problemów, które zatruwają nasze relacje z Zachodem. Nowy prezydent musi to naprawić.

– Prozachodni kurs będzie zatem nadal priorytetem?

– Oczywiście. W dalszej kolejności Zełenski powinien odwiedzić USA. Ameryka to nasz sojusznik. Poza tym ważne jest przebudowanie formatu negocjacji z Mińska i wciągnięcie do procesu pokojowego Amerykanów. Potem trudne wizyty w Europie: Francja i Niemcy. Zwłaszcza w Niemczech jest najwięcej nieufności wobec niego. Jasne, że intagracja z UE i współpraca z NATO i USA będą priorytetowe. W naszej sytuacji zagrożenia ze wschodu, to kluczowe elementy naszego bezpieczeństwa. Wszystkie zarzuty o rzekomą prorosyjskość Zełenskiego są wyssanymi z palca sztabowców Poroszenki bzdurami.

– Jak zatem rozegra Zełenski partię z Władimirem Putinem?

– Na pewno nie boi się spotkania z Putinem. Ale nie ono jest kluczowe.

Ukraina musi zwiększać presję na okupowane przez Rosję terytoria, tak aby okupacja była dla Rosji coraz mniej opłacalna. Z drugiej strony musimy tworzyć alternatywę dla mieszkańców Donbasu i odbudowywać region.

Trzeba powołać międzynarodowy fundusz na rzecz odbudowy Donbasu i inwestować np. w nowe osiedla dla mieszkańców. Także dla tych z okupowanych terytoriów. Tak, aby Ukraina była bardziej atrakcyjnym miejscem do życia. Dla Rosji ucieczka mieszkańców będzie problemem zwiększającym koszty utrzymania okupacji. A przecież Putin również liczy i nie będzie nieustannie dopłacał.

Rozmawiał Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności