"Nie róbcie głupstw": białoruski medioznawca o zachowaniach pracowników mediów w sieciach społecznościowych


Białoruski medioznawca Alaksandr Kłaskouski na łamach portalu niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy odniósł się do kwestii obecności pracowników mediów w sieciach społecznościowych. Inspiracją do jego tekstu była sprawa zwolnienia managera sieci społecznościowych Iwana Szyły z Biełsatu.

– Wiele osób twierdzi, że „mój profil to wyłącznie moje terytorium i robię tam, co chcę”. Ale gdy ktoś spróbuje umieścić pornografię lub reklamę narkotyków […], to ludzie w poważnych organach [białoruskich specsłużbach– Belsat.eu] szybko wytłumaczą, że pewne rzeczy na twoim profilu mogą podpadać pod surowe paragrafy Kodeksu Karnego. Jednak jeżeli nie ma we wpisie czegoś nielegalnego, może on wywoływać oburzenie z punktu widzenia norm etycznych, ogólnoludzkich i zawodowych – podkreśla specjalista.

Alaksandr Kłaskouski uważa, że pracownik mediów umieszczając w sieciach informacje o sprawach prywatnych, uczestnicząc w sporach, wywołując ekscytację dotyczącą tematów niezwiązanych z profesją, w większości przypadków jest traktowany przez odbiorców jako „przedstawiciel pewnej redakcji, określonej medialnej marki. I mówienie, że coś pisane było na Facebooku w czasie wolnym to kiepska wymówka” – dodaje.

Jak podkreśla ekspert, w epoce sprzed internetu tego typu konflikt nie był możliwy – bo jedynie redaktor mógł decydować, co drukować, a co nie.

– Dziś każdy jest sam dla siebie redaktorem i wydawcą. Sieci społecznościowe stały się nowym wymiarem wolności wypowiedzi, ale też nowym polem konfliktów, w tym zawodowych i korporacyjnych — twierdzi.

Kłaskouski przypomina przykłady kilku dziennikarzy białoruskiego państwowego holdingu medialnego Biełaruś Siegodnia, którzy na osobistych profilach ostatnio opublikowali szereg skandalizujących i negatywnych wpisów na temat niezależnych dziennikarzy, ludzi niezamożnych czy nawet Polski.

– Ci, którzy oburzali się tymi perełkami, postrzegali autorów tych wpisów nie jako abstrakcyjne jednostki, ale jako współpracowników państwowych mediów. Pytali: „kogo oni zatrudniają?”, i dlaczego Białoruski Związek Dziennikarzy nie reaguje na takie chamstwo?

Medioznawca zwraca uwagę, że również Białorusini żyjący w „surowym politycznym klimacie” i zachwycający się wolnością słowa w krajach zachodnich, powinni wiedzieć, że i tam solidne i poważane media takie jak BBC czy New York Times posiadają dokumenty, w których określają zachowania swoich pracowników w sieciach społecznościowych.

– Stopień surowości [tych reguł – Belsat.eu] jest różny. Dziennikarzom niektórych mediów praktycznie zabrania się prowadzenia politycznych dyskusji w sieciach, nie mówiąc o używaniu mowy nienawiści. Mówiąc w skrócie: „zamieszczajcie tylko kotki – kropka”- pisze ekspert.

Medioznawca przypomina, że New York Times zabrania wypowiadania stronniczych opinii, propagowania tych czy innych osób i sił politycznych, pisania obraźliwych komentarzy.

– Pracownicy otrzymują rekomendacje, by nie stawać po żadnej stronie w kwestiach, które opisuje medium. Mają też nie odpowiadać na agresywne wypowiedzi.

Kłaskouski przypomina o przypadkach, w których dziennikarze byli zwalniani za wpis w sieciach społecznościach. Stało się tak w przypadku dziennikarza RTL Pierre’a Salviaca, który pozwolił sobie na grubiański żart wobec żony obecnego prezydenta Francji. Podobnie stało się z moskiewskim dziennikarzem agencji RIA Nowosti Nikołajem Troickim zwolnionym z pracy za homofobiczne wpisy na swoim blogu. Powodem było „naruszenie etyki dziennikarskiej”. Liberalna rosyjska stacji Echo Moskwy stworzyła zasady obecności swoich dziennikarzy w sieci po skandalizującym twitcie swojego dziennikarza Aleksandra Pluszewa nt. śmierci syna szefa administracji prezydenta Rosji.

– Dziennikarz rozumie, że jego wypowiedzi w internecie, włączając w to sieci społecznościowe, mogą być rozumiane jako stanowisko redakcji – brzmiał jeden z punktów kodeksu – przypomina Kłaskouski.

Medioznawcza uważa, że prędzej czy później również w białoruskich mediach pojawią się spisanie standardy zachowania w mediach społecznościowych (tzw. social media guidelines). Kłaskouski zwraca uwagę, że w przypadku konfliktu wyjaśnianie relacji między pracownikami a redakcją, powinno być dokonywane szybko i nie w formie publicznej. Chodzi o uniknięcie tzw. efektu Streisand – czyli, gdy próby wyciszenia prowadzą do coraz większego rozgrzania emocji.

– Nie róbcie głupstw – konstatuje Kłaskouski, powołując się na kluczową rekomendację z instrukcji BBC dotyczącej zachowania w sieciach społecznościowych. — Czy w waszej redakcji są spisane te zasady [zachowania w internecie – Belsat.eu] czy nie — każdy pracownik czy dziennikarz musi mieć głowę na karku i poczucie pewnych etycznych granic. […] Jeśli jesteś osobą mniej czy bardziej publiczną – tak czy inaczej inni kojarzą cię z twoim wizerunkiem, twoją firmą czy kolektywem zawodowym. Dziennikarz na Facebooku jest zakładnikiem swojej profesji — dodaje.

jb/belsat.eu

Aktualności