Najemnicy Putina chcą być legalni i skarżą się w Hadze


Walczą w imię rosyjskich interesów w Syrii, Donbasie i Afryce. Ale oficjalnie najemnicy Kremla nie istnieją i nie mają żadnych praw. Teraz przestaje im się to podobać.

Rosyjscy najemnicy złożyli do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze prośbę o przeprowadzenie śledztwa w sprawie działań tzw. prywatnych firm wojskowych, oficjalnie działających jako firmy ochroniarskie. Faktycznie pod tą nazwą kryją się prywatne armie najemnicze. Walczą wprawdzie za pieniądze, jednak nie są to przedsięwzięcia stricte komercyjne. Posyłani są bowiem tam gdzie wojny bądź tajne operacje wojskowe prowadzi państwo rosyjskie.

Wniosek w Hadze złożyło Ogólnorosyjskie Stowarzyszenie Oficerów, korporacja byłych i obecnych wojskowych. Proszą międzynarodowy trybunał o wyjaśnienie tajemniczego znikania Rosjan za granicą. Ich zdaniem odbywa się ono pod przymusem. Znikanie, jest oczywiście eufemizmem. Najemnicy skarżą się, że kiedy zaczynają pracę w „firmach ochroniarskich” podpisują kontrakty, w których nie ma ani słowa o misjach w strefie działań wojennych. „Znikający” najemnicy to po prostu ofiary wojen, które zarówno Rosja, jak i właściciele firm najemniczych ukrywają. Protest najemników poparli niektórzy oficerowie regularnej armii. Uważają, że wysyłanie cywili bez przygotowania na wojnę to głupota.

Mięso armatnie

Świat po raz pierwszy usłyszał o „wagnerowcach” w czasie wojny na ukraińskim Donbasie. Choć brali udział już w operacji aneksji Krymu. Jewgienij Panczuk, kozak z Kubania, był jednym z setek zwerbowanych kozaków, którzy pilnowali przesmyku łączącego Krym z Ukrainą wiosną 2014 r. Kozacy dostawali za to po 25 tys. rubli miesięcznie (ok. 1200 zł).

– Później wielu pojechało do Donbasu, ale tam wojna przybrała takie rozmiary, że potrzeba było coraz więcej „mięsa armatniego” – opowiada Panczuk, który porzucił pracę najemnika i przekonywał młodych Rosjan, by się nie narażali za pieniądze.

Daremnie, gdyż w Donbasie rosyjscy najemnicy pojawiali się masowo. Przechodzili krótkie przeszkolenie w Rostowie nad Donem i jechali do Doniecka. Czasem w ogóle nie byli szkoleni. Wystarczy, że deklarowali, że przeszli kiedyś służbę w wojsku.

W masie amatorów wojny i łatwych pieniędzy wyróżniała się dowodzona przez Dmitrija Utkina, ps. Wagner prywatna firma ochroniarska. Ludzie „Wagnera” byli dobrze wyposażeni, mieli wysokiej klasy kamizelki kuloodporne, mundury i najnowsze modele kałasznikowów. Utkin, nacjonalista i były komandos zyskał na Donbasie sławę. Jego grupa szybko rozrastała się do rozmiarów małej armii.

Stoi za nią Jewgienij Prigożin, restaurator i biznesmen z Petersburga. Prywatnie przyjaciel Władimira Putina i człowiek, który formalnie zaangażowany w biznes kulinarny, media i zajmuje się kateringiem dla Kremla, faktycznie po cichu i prywatnie zajmuje się najbardziej newralgicznymi sprawami rosyjskiej władzy. To on stał za fabrykami „trolli”, zajmującymi się kremlowską propagandą w internecie.

A jego armia najemników z Donbasu przeniosła się do Syrii. Grupa Wagnera walczyła m.in. w Aleppo. Nie jest jedyną prywatną armią. W Syrii działa np. firma Patriot. Istnieje wiele mniejszych, powiązanych z poszczególnymi resortami siłowymi firm ochroniarskich wysyłających swoich ludzi za granicę.

Najemnicy z Rosji mają dobry sprzęt, ale oprócz doświadczonych byłych żołnierzy sił specjalnych, w prywatnych armiach często pracują amatorzy. Źródło:censor.net.ua

Oficjalnie rosyjskie władze odżegnują się od korzystania z formacji najemniczych. W praktyce jednak używają ich na szeroką skalę. Najpierw na Ukrainie, a teraz w Syrii opłacane nie wiadomo przez kogo oddziały doświadczonych byłych wojskowych biorą udział w najbardziej ryzykownych i ciężkich walkach. Ostatnio grupa Wagnera pojawiła się w Sudanie i Republice Środkowej Afryki. Inni najemnicy z Rosji działają w Libii, Jemenie, ochraniają statki. Często są traktowane jak „mięso armatnie”.

Głównie dlatego, że w odróżnieniu od regularnej armii, łatwiej kamuflować straty i udawać, że Rosja nie ma nic wspólnego z najemnikami. Tak było, kiedy na początku lutego w bombardowaniu sił zachodniej koalicji i lotnictwa USA na kolumnę wojskową w rejonie Daj az-Zaur w Syrii zginęło prawdopodobnie ok. 200 „wagnerowców”. Moskwa nie chciała nawet komentować incydentu. Podobnie było niedawno, kiedy 5 listopada w ataku na posterunek policji przy trasie z Damaszku zginęło 6 „wagnerowców”. W sumie straty rosyjskich najemników w Syrii oceniane są nawet na 3 tys. zabitych.

Być jak Blackwater

Rosyjscy najemnicy chcieliby legalizacji ich działalności. I utworzenia czegoś w rodzaju rosyjskiego odpowiednika Blackwater. Ta amerykańska korporacja najemnicza (obecnie występuje pod nazwą Academy, nawiązując do Akademii Platona) jest największą tego typu firmą na świecie. Świadczy usługi dla rządu amerykańskiego i m.in. ochrania Amerykanów w Iraku, czy Afganistanie.

Armia amerykańska nigdy nie ukrywała, że w Iraku, czy Afganistanie korzystała ze wsparcia prywatnych firm, takich jak Blackwater (obecnie Academy). Źródło: avnblogfeed.com

Prowadzi również operacje bojowe i pracuje dla rządu irackiego, afgańskiego i wielu innych. Duże, wojskowe korporacje z USA, Wielkiej Brytanii czy RPA biorą udział w wojnach i mają kontrakty z rządami, ochraniają statki i zwalczają terrorystów. Pracują w nich byli komandosi z elitarnych jednostek specjalnych. W tym z Polski, czy Rosji.

– Prosiliśmy administrację prezydenta Władimira Putina, by zalegalizował prywatne firmy wojskowe, ale przeciw wystąpiło ministerstwo obrony, uznając firmy najemnicze za „niekonstytucyjne” – tłumaczył w rosyjskich mediach Jewgienij Szabajew, szef Ogólnorosyjskiego Stowarzyszenia Oficerów.

Obecnie w ogóle nie ma takiego pojęcia w rosyjskimi prawie. Zgodnie z nim ochroniarz nie jest żołnierzem. Udział w wojnie kogokolwiek innego, niż służącego w armii z punktu widzenia prawa nie występuje. A to oznacza, że najemnicy nie mają żadnych praw. W przypadku śmierci na wojnie za granicą państwo nie zatroszczy się o transport zwłok. W przypadku porwania nie będzie negocjować, a rannego pozostawi samego sobie. Jednym słowem w każdym przypadku problemów umyje ręce i będzie udawać, że nie ma nic wspólnego z rodakami walczącymi w imię rosyjskich interesów za granicą. Najemnikom nie przysługuje również żadna opieka socjalna i emerytalna. Nikt nie sprawdza również ich predyspozycji, zdrowia i stanu psychicznego.

Chcieliby to zmienić i dlatego skarżą się w Hadze. Bo od swoich szefów i właścicieli firm usłyszeli, że nie ma mowy. Mają pozostawać w cieniu. Dla rosyjskich władz legalizacja prywatnych armii nie wchodzi w grę. Kreml musiałby przyznawać się, że Rosjan w Syrii jest znacznie więcej, niż podają w oficjalnych statystykach. Musiałby również brać odpowiedzialność za tajne operacje najemników. Moskwa tymczasem woli, by w jej brudnych wojnach brali udział żołnierze, którzy w świetle prawa nie istnieją.

Czytajcie również:

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności