Micheil Saakaszwili wrócił: pomoże czy zaszkodzi?


Były prezydent Gruzji jest jak tykająca bomba. Swoimi ambicjami może napsuć krwi każdej władzy. Ale umiejętnie naprowadzony potrafi torpedować plany jej przeciwników.

Do Kijowa Micheil Saakaszwili przyleciał wczoraj wieczorem samolotem z Warszawy. Witany owacjami przez tłum swoich zwolenników z partii Ruch Nowych Sił skandujący: “Misza! Misza!”. Z lotniska odjechał samochodem z rządowymi tablicami rejestracyjnymi. Nie wiadomo, czy pojechał na spotkanie z Wołodymyrem Zełenskim. Jasne jest natomiast, że to dzięki Zełenskiemu wrócił na Ukrainę.

We wtorek nowy prezydent Ukrainy przywrócił Saakaszwilemu ukraiński paszport, zezwalając tym samym na powrót do Kijowa. Ukraińskie obywatelstwo nadał mu najpierw w 2015 r. Petro Poroszenko. Potem jednak mu je odebrał i w lutym ubiegłego roku wygnał z Ukrainy.

Tuż po rewolucji na majdanie Saakaszwili był ikoną reform i pupilem Poroszenki. Ale szybko doszło do konfliktu charyzmatycznego byłego prezydenta Gruzji i zazdrośnie strzegącego swojej władzy przed konkurentami Poroszenki. Dziś Saakaszwili znowu chce grać rolę mentora obozu reform i liczy, że nowy prezydent da mu coś na miarę ambicji Gruzina. Tyle, że Zełenski ma wobec niego inne plany.

Kiler wyborczy

Poparcie dla partii Sługa Narodu Wołodymyra Zełenskiego przekracza w sondażach 40 proc. Ale upojony sukcesem z wyborów prezydenckich Zełenski chce więcej. Przede wszystkim w wyborach parlamentarnych 21 lipca chce dobić Petra Poroszenkę i jego partię. Sądząc po dotychczasowych działaniach Zełenskiego i bezkompromisowych decyzjach personalnych w jego otoczeniu zwyciężyła opcja „blitzkriegu”. Czyli szybkiej demolki dotychczasowej sceny politycznej.

Poza tym Zełenski chce w wyborach osłabić Julię Tymszenko, swojego potencjalnego koalicjanta, by utemperować jej ambicje. Oraz uderzyć w projekty polityczne, które kierują się do podobnego elektoratu: lwowskiego mera Andrija Sadowego, czy piosenkarza Swiatosława Wakarczuka. Do tego wszystkiego przyda mu się Micheil Saakaszwili.

– Ma partię, która wprawdzie rozsypała się w trakcie przymusowej emigracji „Miszy”, ale można ją szybko pozbierać – mówi biełsatowi kijowski politolog Jewhen Mahda i dodaje – Saakaszwili będzie odbierał po trochu elektorat wszystkim słabszym projektom z tzw. obozu reformatorskiego, a do tego będzie ostro krytykował Poroszenkę.

Gruzin ledwo dotknął ukraińskiej ziemi, a już zaczął uderzać w Poroszenkę. W swoim stylu, podbijając przy okazji własną pozycję. Pochwalił się np. tym, że Poroszenko trzy razy proponował mu posadę premiera.

– Trzy razy odmówiłem. Dlaczego? Bo nie chciałem być wodzirejem na weselu bandytów – opowiadał wczoraj w telewizji «Nasz» Saakaszwili.

Zdążył również opowiedzieć, jak zignorował znienawidzonego Poroszenkę w Brukseli. Podczas zjazdu partii chadeckich odwrócił się do niego plecami, choć stali obok siebie. Saakaszwili ma ogromny, osobisty uraz do byłego prezydenta. I właśnie te emocje chce wykorzystać Zełenski.

Trener, który gra

Pytany o swoje plany polityczne na Ukrainie Saakaszwili na razie powiedział tyle, że jego partia będzie brać udział w wyborach. Ale on sam nie będzie kandydował. Na razie „Misza” kryguje się i opowiada, że oczywiście jest gotów pomóc, ale nie ma na myśli żadnego konkretnego stanowiska. Chwali Zełenskiego i czeka. Na propozycje.

– Prezydent znajdzie sobie młodego, perspektywicznego premiera – mówił wczoraj Saakaszwili i dodał – Myślę o tym, jak znaleźć nowych ludzi, pomóc, potrenować. Ale mogę też być takim grającym trenerem.

Takie zapowiedzi budują pozycję Saakaszwilego. Wrócił z przymusowej emigracji i wysyła sygnały, że nie interesuje go stanowisko premiera. Ale tak naprawdę o niczym innym nie marzy. Z Poroszenką pokłócił się właśnie o to, że nie dostał rządu, tylko posadę szefa administracji obwodowej w Odessie.

Zełenski musi tymczasem uwzględniać bardzo skomplikowaną mieszankę interesów. Po wyborach parlamentarnych, mimo prognozowanego znaczącego zwycięstwa będzie musiał uwzględnić potencjalnych koalicjantów, np. Julię Tymoszenko.

Wołodymyr Zełenski ma teraz trudny orzech do zgryzienia.
Zdj. Pavlo Gonchar/SOPA Images via ZUMA Wire

Była premier również ma niespożyte ambicje. Za Saakaszwilim nie przepada oligarcha Ihor Kołomojski. Ludzie powiązani z Kołomojskim toczyli już z Saakaszwilim boje w Odessie. No i pozostaje problem nieprzewidywalności i ambicji Gruzina. Zełenski musi obawiać się, że w pewnym momencie gruziński uchodźca polityczny po prostu będzie grał tylko na siebie.

Dlatego lepiej będzie go wykorzystać w tej roli, w której „Misza” jest dobry: destruktora rozjeżdżającego opozycję. Tylko, czy sam Saakaszwili wytrzyma w tej, jakby nie było, drugoplanowej roli?

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności