Kto sprawdza, czy Ukraina chce do Polski?


Tylko w obwodzie lwowskim (kolor czerwony na mapie) w wyborach prezydenckich zwyciężył Petro Poroszenko.
Zdj. Forum/REUTERS/Valentyn Ogirenko

Szacowna redakcja zamówiła u renomowanej pracowni badań społecznych sondaż z pytaniem, czy Zachodnia Ukraina chce przyłączyć się do Polski. Sprawą zajęła się Służba Bezpieczeństwa.

Tuż po drugiej turze wyborów prezydenckich, które wygrał Wołodymyr Zełenski, we Lwowie pojawili się ankieterzy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo w czasie ostatniej kampanii wyborczej rozmaite sondażownie zamęczały Ukraińców tysiącami pytań i badań opinii.

Tym razem jednak w obwodzie lwowskim przeprowadzono sondaż na bardzo drażliwy temat. Ktoś próbował zbadać preferencje mieszkańców zachodniej Ukrainy i sprawdzić, czy chcą pozostać w składzie Ukrainy, czy może ogłosić niepodległość, albo zjednoczyć się z Polską. A to wywołało nad Dnieprem burzę i lęk, czy aby ktoś nie podsyca separatyzmu. Tym razem na zachodzie kraju.

Galicja do Polski?

W sondażu padło pytanie, czy mieszkańcy obwodu lwowskiego chcą: pozostać w Ukrainie, czy być w zdecentralizowanym kraju, w którym regiony mają szeroką autonomię, czy Galicja powinna być członkiem ukraińskiej federacji, czy może Galicja (obwody lwowski, iwanofrankowski, tarnopolski) powinny być niezależnym państwem, czy może Galicja powinna zjednoczyć się z Polską?

Zdjęcie ankiety z pytaniami sondażu. Źródło: Facebook/svitlana.hitrova

Sondaż przeprowadził renomowany Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KMIS). Przed ostatnimi wyborami robiła serię badań i prognoz wyborczych, które się sprawdzały. Badanie zlecił równie szanowany i prestiżowy tygodnik Zerkało Tyżnia. Ale zanim opublikowane zostały rezultaty, sprawą zainteresowała się Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) i jeszcze 24 kwietnia zamierzała wszcząć śledztwo.

– Dla SBU sondaż z takimi pytaniami miał cechy podburzania do separatyzmu – tłumaczy Biełsatowi Anton Borkowski, dziennikarz telewizji Espreso ze Lwowa i dodaje – Tymczasem takie badanie ma swoje uzasadnienie i warto znać nastroje społeczne, zwłaszcza po ostatnich wyborach.

SBU już 26 kwietnia zamknęła śledztwo, nie dostrzegając w badaniu separatyzmu. Wołodymyr Paniotto, szef KMIS w swoim komentarzu na Facebooku napisał, że SBU powinna sama być zainteresowana wynikami takich badań.

– Wystarczyło spojrzeć na mapę poparcia dla Wołodymyra Zełenskiego i Petra Poroszenki po ostatnich wyborach, by zastanowić się nad nowym podziałem politycznym Ukrainy – mówi Ołeksij Antypowicz, dyrektor ośrodka badania opinii Rating z Kijowa.

Rating badał preferencje wyborcze i jeszcze przed wyborami prognozował, że tradycyjny podział na prorosyjski wschód i proeuropejski zachód Ukrainy przeszedł do przeszłości. Zełenski wygrał bowiem w całym kraju. Nawet w centrum i na ukraińskojęzycznym zachodzie. Oprócz jedynego obwodu lwowskiego, gdzie zwyciężył Petro Poroszenko z poparciem 63 proc.

– Dlatego też badanie nastrojów w Galicji jest obecnie bardzo ważne i powinniśmy wyciągnąć wnioski z faktu, że mieszkańcy Lwowa nie akceptują wyboru większości Ukrainy i zastanowić się, czy to nie jest grunt dla nastrojów separatystycznych – tłumaczy Antypowicz.

Do tej pory separatyzm budził lęk, ale na wschodzie. W końcu tam powstały wspierane przez Rosję separatystyczne republiki i od czasu do czasu słychać o separatystycznym podziemiu w rosyjskojęzycznych miastach: Charkowie, Mariupolu, czy Odessie. Separatyzm na zachodzie kraju tlił się w środowiskach marginalnych i wśród kanapowych aktywistów. Wspierany po cichu przez Moskwę i prorosyjskich oligarchów (np. Wiktora Medwedczuka), ale nigdy nie wyszedł poza granice lokalnego folkloru.

Separatyści na kanapie

We Lwowie, Iwano-Frankowsku i innych miastach historycznej Galicji od dawna działały różne stowarzyszenia i organizacje propagujące kulturową odmienność regionu. Po rewolucji na Majdanie w 2014 r. przez chwilę głośno było o Europejskim Zgromadzeniu Galicyjskim i Ukraińskiej Partii Galicyjskiej. Te dwie największe organizacje „galicyjskich separatystów” nigdy nie wyszły poza format kanapowych stowarzyszeń i konferencji miejscowej inteligencji zauroczonych historią regionu. Jedną z kluczowych postaci i organizatorów ruchu był dawniej znany z propolskich sympatii lwowski historyk Wołodymyr Pawliw.

– We Lwowie mówiło się wtedy, że ruch galicyjski wspiera oligarcha Medwedczuk i działa w interesie Rosji, by osłabiać Ukrainę od zachodu – mówi Borkowski. – Okazało się, że „galicyjski separatyzm” nie chwycił jako projekt polityczny i umarł śmiercią naturalną.

O partiach i stowarzyszeniach promujących ideę niezależności Galicji wkrótce ucichło. Ale strach przed zmianą władzy w Kijowie i podgrzewaną w czasie kampanii wyborczej „prorosyjskością” Zełenskiego zrobił swoje.

– Zaufanie do nowej, kijowskiej władzy na Zachodzie będzie niskie, ale nie przełoży się to na separatyzm, jeśli nowy prezydent nie będzie realnie zbliżał się z Rosją, na co się nie zanosi – mówi Antypowicz. – Nie znaczy to również, że mieszkańcy Galicji automatycznie będą chcieli przyłączenia do Polski.

W rysowanych po ukraińskiej rewolucji teoriach ideologów rosyjskiej ekspansji Ukraina powinna być rozebrana. Jej wschód i centrum powinna wziąć Rosja, w zachód Polska i Węgry. Takie wizje co chwilę przewijają się przez media i portale rosyjskich nacjonalistów i ideologów tzw. euroazjatyzmu. Zakładają oni, że mieszkańcy Lwowa po prostu czują się bardziej przywiązani do Polski, niż Kijowa.

Dlatego sondaż, który zleciło Zerkało Tyżnia powinien być opublikowany, jako skuteczna szczepionka na tego typu idee. Pokaże on z pewnością słabe zaufanie mieszkańców Lwowa do Zełenskiego, ale nie chęć rozbicia Ukrainy na kawałki.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności