Kto bliżej – Bóg czy Dziady? TOP-7 mało znanych faktów o dniu zadusznym


Co roku 2 listopada na Białorusi obchodzi się „Dziady” – święto, które zrodziło się jeszcze na pogańskiej Litwie. Z nadejściem chrześcijaństwa święto dalej pozostało ważne dla żyjących tam Słowian. Wielka waga „Dziadów” dla ludu białoruskiego zmusiła Kościół do wpisania ich w tradycję chrześcijańską.

„Dobre” i „złe” dziady

Dopiero po swojej śmierci człowiek stawał się dla rodziny przodkiem, lub „dziadem”. Na Białorusi były „dziady” dobre i złe. „Dobrym dziadem” stawał się człowiek pobożny, lub oddany swojej pracy. W „złych dziadów” zamieniali się zabójcy, kaci, rabusie, „wiedźmaki” (czarodzieje) i wiedźmy oraz samobójcy. Ludzie wierzyli, że od takich ludzi Bóg się odwraca, a ci trafiają do piekła.

„Dziady” były bliżej od Boga

Gdy dawni Białorusini spotykali na swojej drodze problemy życiowe, w pierwszej kolejności modlili się do „dziadów”, a nie do Boga. Liczyli, że własny przodek szybciej usłyszy i pomoże w ciężkiej sytuacji, niż Bóg. Zwracano się do „dziadów” o pomoc przy problemach w codziennej pracy. Na przykład, gdy chorowały dzieci czy bydło, lub gdy nie powiódł się urodzaj.

Czy „Dziady” i „Halloween” mają coś wspólnego?

„Dziady” są częściowo podobne do „Halloween”. Nasi przodkowie uważali te święta za częściowo niebezpieczne. W tych czasach wierzono, że chodzenie nocą na groby podczas tego święta jest bardzo ryzykownym. Według przekazów, „złe dziady” porzucały swoje mogiły i błądziły po cmentarzu, a gdy na ich drodze znalazł się żywy człowiek, katowały go na śmierć, a duszę jego zabierały z sobą do piekła.

Co robiono, by pierwszy blin nie stanął w poprzek gardła?

Na „Dziady” gospodynie zawsze przygotowywały świąteczne potrawy z nieparzystą liczbą potraw. Stół powinien być zastawiony bogato, by przodkowie nie obrazili się. Obowiązkowym daniem były bliny – małe maślane naleśniki, bardzo istotne we wschodniosłowiańskiej tradycji. Dzięki temu powstał frazeologizm o „pierwszym blinie”, którego tego dnia nie można zjeść. To odpowiednik polskiego „pierwsze koty – za płoty” – pierwszej robionej w ten sposób rzeczy, która nie zawsze musi wyjść. Jeżeli by ktoś odważył się w „Dziady” zjeść pierwszy blin, stanie mu on w gardle. Zgodnie z tradycją, pierwszy naleśnik należało podzielić na kawałki i położyć pod oknem. W ten sposób gospodyni okazywała szacunek przodkom.

By zobaczyć duszę przodka, trzeba być sprawiedliwym

Uważano, że w „Dziady” granica między światem żywych i zmarłych rozmywała się. W ten wieczór dusze zmarłych przodów mogły zagościć w chatach swoich krewnych. A sprawiedliwy człowiek mógł nawet zobaczyć swojego przodka. By „dziady” przyszły, zapraszano je pieśniami. Na stole powinna stać dla „dziadów” czarka lub talerz, w innych wypadkach, na świątecznym stole trzeba było przebrać jadło, by przodek mógł się poczęstować potrawami.

„Dziady” odbywały się kilka razy w roku

2 listopada uważało się za główne „Dziady”, gdyż dawni Białorusini zwracali się do przodków według agrarnego kalendarza kilka razy w roku. W „Radunicę”, na „Dziady trojeckie”, które według tradycji prawosławnej mają nazwę Dnia Świętej Trójcy. Po dożynkach w urodzajne lata ludzie dziękowali „dziadom” za urodzaj. Ostatni snop należało postawić w świętym kącie chaty. Taki snopek nazywało się „dziadem”. Ostatni raz ludzie czcili swoich przodków z okazji Bożego Narodzenia. Wierzono, że należy dobrze obdarować kolędników, by nie skrzywdzić „dziadów”.

By nie było biedy, trzeba odprawić „dziady”

Nie można było długo kontaktować się „dziadami”. Wierzono bowiem, że wtedy granice między światami żywych i zmarłych mogą zniknąć. Dlatego specjalnymi pieśniami odprawiano „dziady” w zaświaty. Gospodyni przebierała od razu stół, a niedojedzone potrawy oddawano bydłu. Po obrzędzie żywi porównywali swoje życie, z życiem swoich „dziadów”.

Zobacz też fotoreportaż z zabytkowego cmenatarza polskiego w Mińsku.

Mikoła Dziamidał, PJr, belsat.eu

Aktualności