Krzyże z Kuropat „mogą wrócić” do właścicieli. Leśnictwo stawia jeden warunek


Białoruskie Ministerstwo Gospodarki Leśnej oświadczyło, że leśnictwo w Borowlanach jest gotowe zwrócić właścicielom krzyże zdemontowane w Kuropatach. Muszą oni jednak okazać dokumenty potwierdzające własność.

– Podczas rozmowy z deputowaną Izby Reprezentantów [niższa izba białoruskiego parlamentu] Hanną Kanapacką, pierwszy wicepremier Walancin Szatrauka dokładnie określił, jest gotów oddać krzyże właścicielom. Muszą zwrócić się do leśnictwa, pokazać dokumenty, że to ich własność i krzyże zostaną zwrócone – powiedziała Radiu Swaboda rzeczniczka prasowa ministerstwa Anastasija Dakuczajewa.

Gdzie obecnie znajduje się 70 krzyży usuniętych z miejsca pamięci narodowej w Kuropatach, Dakuczajewa nie powiedziała, bo „nie posiada takich informacji”.

Dziennikarz Swabody zwrócił się z zapytaniem o gotowość do zwrotu krzyży do dyrektora leśnictwa w Borowlanach Alaksandra Miranowicza.

– Będzie tak, jak powiedzieli w Ministerstwie Gospodarski Leśnej – powiedział leśniczy.

Nie odpowiedział przy tym na pytanie, gdzie składowane są krzyże. Wcześniej zwrotu wyrwanych z ziemi krzyży domagali się działacze społeczni broniący Kuropat.

W czwartek 4 kwietnia do Lasu Kuropackiego pod Mińskiem wjechał ciężki sprzęt leśny i budowlany. Robotnicy usunęli 70 drewnianych krzyży stojących przed ścianą lasu. Rok wcześniej ustawili je aktywiści, „obrońcy Kuropat”, by zapobiec próbom zabudowania okolic memoriału. W ich miejsce budowlańcy pod osłoną milicji ustawili blaszany płot. „Uporządkowanie” lasu zarządził wcześniej prezydent Alaksandr Łukaszenka.

Kuropaty są jednym z najważniejszych dla Białorusinów miejsc pamięci narodowej. W latach 80. XX wieku odkryto tam masowe groby ofiar stalinowskiego NKWD. Naukowcy sądzą, że może tam spoczywać nawet 250 tysięcy osób – w tym tysiące Polaków. Właśnie w Kuropatach pogrzebano dziesiątki tysięcy zamordowanych w „operacji polskiej” NKWD oraz prawdopodobnie ponad 3 tysiące polskich oficerów z „białoruskiej listy katyńskiej”.

Chociaż Las Kuropacki został jeszcze przed upadkiem ZSRR uznany za miejsce pod szczególną ochroną, władze Łukaszenki latami je ignorowały. Dochodziło tam do licznych aktów wandalizmu dokonywanego przez “nieznanych sprawców”. Chronią je aktywiści i działacze opozycji, którzy obawiają się teraz, że „uporządkowanie” lasu może oznaczać zniszczenie społecznego memoriału, który powstawał tu przez 30 lat.

sk,pj/belsat.eu

Aktualności