Kijów odżywa po kwarantannie REPORTAŻ


W ukraińskiej stolicy zniesiono pierwsze ograniczenia związane z epidemią Covid-19.

Na Ukrainie do 22 czerwca trwa kwarantanna adaptacyjna, która polega na regionalnym dostosowywaniu ograniczeń do aktualnej sytuacji epidemicznej. Wprowadzanie kolejnych etapów złagodzenia restrykcji zależy od liczby zakażeń, zapełnienia szpitali i liczby przeprowadzanych testów w danym obwodzie.

Stolica obchodzi dziś Dzień Miasta. Ze względu na kwarantannę obchody 1538 rocznicy założenia Kijowa odbywają się wyłącznie online. Jak mówią mieszkańcy — to niewielka strata, bo wszyscy żyją teraz innymi problemami.

Mieszkańcy stolicy Ukrainy w rozmowie z Biełsatem powszechnie wyrażają nadzieję, by “piekło kwarantanny” jak najszybciej się skończyło.

– Lepiej już zachorować na koronawirusa niż umrzeć z głodu — komentują

Od 22 maja przywrócono transport miejski w stolicy, zaś od 25 maja działa też metro. Wzbudziło to euforię mieszkańców. Zwykle każdego dnia kijowskim metrem jeździ prawie 1,4 miliona ludzi. Od 4 czerwca zostaną też wznowione połączenia kolejowe pomiędzy stolicą i zachodem kraju. Władze miasta podkreślają, że nie wszyscy pasażerowie dotrzymują zasad bezpieczeństwa i wchodzą do pojazdów w maskach i rękawiczkach.

W 34 proc. wypadków do zakażenia dochodzi w miejskim transporcie, podkreślał burmistrz stolicy, Witalij Kliczko. Minionej doby stwierdzono koronawirusa u 81 mieszkańców Kijowa.

Kijowskie metro wróciło do życia.
Zdj. P. Bobołowicz

– Przez kwarantannę straciłam pracę, bo po prostu nie byłam w stanie tam dojeżdżać. Na taksówki wydałabym więcej, niż wynosi moja dniówka. Może dzięki siedzeniu w domu nie zachoruję na koronawirusa, ale wydałam wszystkie oszczędności i nie wiem, czym nakarmię dzieci za kilka dni – mówi Biełsatowi była pracownica jednego ze sklepów spożywczych Marija.

Kobieta mieszka w podkijowskiej Buczy. Szczególnie oburza ją zamknięcie metra.

Przecież to jest sposób podróżowania najbezpieczniejszy dla kierowców, bo nie mają kontaktu z pasażerami. Metro w takich warunkach powinno było jeździć częściej, a nie być wyłączone! – denerwuje się.

Wprawdzie władze miejskie wprowadziły specjalne bilety na autobusy dla osób, które muszą dojeżdżać do pracy podczas kwarantanny, ale te były tak przeciążone, że czas oczekiwania na przystankach wynosił po kilka godzin. Ponadto ich trasy były zmienione, przez co Marija musiałaby pokonać kilka kilometrów pieszo.

Marija dodaje, że ma dwójkę małych dzieci i zamknięcie przedszkoli było dla niej prawdziwą tragedią. Te mają zostać otwarte pierwszego czerwca. Zanim to nie nastąpi, w ogóle ona nie myśli o znalezieniu nowego miejsca zatrudnienia, bo jak mówi — jest samotną matką, więc nie zdołałaby się udać nawet na rozmowę kwalifikacyjną, bo dzieci nie mogą zostać same w domu.

– Kilka razy udało mi się dotrzeć do pracy samochodem sąsiadów. Zostawiałam w tym czasie dzieci u znajomych. Ale nie mogłam ich przecież zostawiać gdzieś codziennie. Warunki kwarantanny nie były silnie odczuwane przez bogatszych ludzi, którzy mają auta. O nas, biednych, nikt nie pomyślał. Nie można zabierać ludziom szansy na dotarcie do pracy i jednocześnie nie dać nic w zamian — stwierdza kobieta.

Według danych Państwowej Służby Zatrudnienia, w maju ilość zarejestrowanych bezrobotnych wzrosła o 60,7 proc. w porównaniu do zeszłego roku w tym samym miesiącu.

Ograniczenia związane z kwarantanną najdotkliwiej odczuli drobni biznesmeni. Wielu z nich zbankrutowało. Według oficjalnych danych ten sektor daje pracę blisko 4 milionom ludzi, co oznacza, że co dziesiąty Ukrainiec pracuje w małych przedsiębiorstwach.

– Będziemy jeszcze długo wychodzić z kryzysu. Mimo że klienci wciąż mają możliwość zamawiania jedzenia kurierem lub zabrania go na wynos, moje obroty spadły dziesięciokrotnie. Nie jestem w stanie zapłacić nawet za światło. Może w innych krajach jest wsparcie dla przedsiębiorców, ale tutaj jesteśmy zdani sami na siebie- mówi Erfan Kudusow, właściciel krymskotatarskiej restauracji Czeburek w centrum Kijowa.

Efran Kudusow,
Zdj. M Andruszewska/ Belsat.eu

Aby ratować biznes, Erfan wprowadził innowacyjny pomysł — przy restauracji otworzył stację do ładowania samochodów elektrycznych. Jednak nie rozwiązało to problemów. W tej chwili zapłacenie czynszu za lokal jest nierealne. Jednak jak dodaje-na razie głównym celem jest przetrwanie lokalu i zapewnienie wypłat pracownikom.

Od 22 maja w ramach rozluźniania reżimu kwarantanny zezwolono restauracjom na obsługiwanie klientów na letnich tarasach. Właściciel Czebureka zauważa, że o pozwolenie na pracę na dworze trzeba się wcześniej zwrócić do rady miasta i bardzo ciężko jest je dostać.

Ponadto restauracje musiały zrezygnować z papierowych menu, przy wejściach do lokali muszą być ustawione płyny dezynfekujące, goście mają korzystać z jednorazowych naczyń, a przy oddalonych od siebie o półtora metra stołach mogą siedzieć maksymalnie 4 osoby.

– Niewiele nam to pomoże. W środku mieliśmy 24 miejsca. Taras ma 11 metrów kwadratowych, więc zmieścimy przy tych warunkach maksymalnie 8 osób — dodaje Erfan.

Mężczyzna wspomina, że władza w ramach wsparcia dla przedsiębiorców umożliwiła branie kredytów o korzystnym oprocentowaniu.

Kijów. Majdan Niezależności.
Zdj. P. Bobołowicz

– Uchodźcy z Donbasu i Krymu nie mają na nie szans. Nasze nieruchomości, które pozostały na terenach okupowanych nie liczą się do zdolności kredytowej. Nie znam osobiście żadnego uchodźcy, który dostałby kredyt.

Erfan wyjechał z Krymu już 28 lutego 2014 r. – w chwili, gdy rosyjskie wojsko rozpoczęło operację zajmowania półwyspu.

Rosyjska agresja na Ukrainę zmusiła ponad 2 mln ludzi do opuszczenia swojego miejsca zamieszkania, z czego ok. 1,5 mln przeniosło się do innych regionów kraju.

– My, przedsiębiorcy uchodźcy wewnętrzni, którzy starają się odbudować swoje życie i coś stworzyć, mamy sami się teraz ratować, bez wsparcia państwa. Pociesza mnie tylko to, że na okupowanym Krymie jest jeszcze gorzej- stwierdza Erfan.

W ubiegłym tygodniu wznowiono również pracę zakładów fryzjerskich i kosmetycznych. Ilość osób przebywających w zakładach jest ograniczona, więc na wizytę można przyjść jedynie po umówieniu się na konkretną godzinę.

Choć według prawa każdy klient po wejściu do salonu powinien mieć zmierzoną temperaturę termometrem bezdotykowym, w wielu z nich ta zasada nie jest przestrzegana. Podczas zabiegów zarówno klientki, jak i obsługa, często zdejmują też niewygodne maseczki ochronne.

– Zakładamy, że to klientka decyduje, czy chce być w maseczce, czy nie. Klientki zdejmują maski na przykład podczas suszenia włosów, bo twierdzą, że nie mogą oddychać. Nasze dziewczyny pracują bez przerwy, w maseczce to bardzo niewygodne. Czasem musimy je po prostu zdejmować, żeby odsapnąć — mówi Biełsatowi pracownica jednego z zakładów fryzjerskich.

Dodaje, że salonu nie stać na maski dobrej jakości. Pracujące tam osoby muszą je sobie zapewniać same.

– Nie wierzymy w to, że te maski coś dają. Mamy dobrą odporność ze względu na to, że w naszym zawodzie stale ma się kontakt z ludźmi. Nikogo nie stać na to, by wymieniać maskę co godzinę. W zasadzie noszenie stale tej samej maski jest bardziej niebezpieczne niż chodzenie bez niej — mówią.

Podobny problem zasygnalizowali Biełsatowi także pracownicy sklepów spożywczych oraz taksówkarze.

Kobiety opowiadają też, że wiele fryzjerek i manicurzystek podczas kwarantanny odwiedzało swoje klientki w domach. Jak tłumaczą — zakłady fryzjerskie nie były w stanie płacić pracownikom za dni, gdy salony nie pracowały. Większość z nich dostaje dniówkę zależną od ilości obsłużonych osób i nie ma stałej umowy o pracę.

W tym momencie rezygnujemy już z wizyt domowych. W zasadzie nie mamy już wolnych terminów, bo klientki obawiają się, że salony znów zostaną zamknięte – mówi fryzjerka z kijowskiej dzielnicy Oboloń.

Burmistrz miasta powiedział podczas briefingu 28 czerwca, że jeśli sytuacja w stolicy się pogorszy, znowu zostaną wprowadzone zaostrzenia.

Mamy ustalone algorytmy działań, które zastosujemy, jeśli ilość wypadków zachorowań na Covid-19 w ciągu najbliższego tygodnia wyniesie więcej niż 24 chorych na 100 tysięcy mieszkańców lub jeśli ilość zajętych łóżek w szpitalach przekroczy 75 proc. – zaznaczył Witalij Kliczko.

Ministerstwo Zdrowia poinformowało w niedzielę, że obwody wołyński, doniecki, lwowski, rówieński i czernihowski nie są jeszcze gotowe do luzowania ograniczeń. Kwarantanna na Ukrainie rozpoczęła się 12 marca, 18 kwietnia wstrzymano transport publiczny, a od 22 kwietnia działania ochronne zostały przedłużone do 11 maja.

Na koronawirusa w całym kraju zachorowało jak dotąd 23672, z czego 708 przypadków było śmiertelnych. Przeprowadzono łącznie ok. 357 tys. testów metodą PCR na obecność koronawirusa.

Monika Andruszewska/ Belsat.eu

Aktualności