Odwiedziliśmy sklepy z pamiątkami w Grodnie, by sprawdzić, co turyści mogą przywieźć sobie z Białorusi. Zszokowało nas to, co zobaczyliśmy
Ruszając w turystyczni shopping po królewskim Grodnie, spodziewaliśmy się magnesów i figurek z królem Stefanem Batorym lub wielkim księciem litewskim Witoldem. Albo wizerunków Starego Zamku, Kościoła Farnego czy czegoś o tematyce żydowskiej.
Nasze oczekiwania była jednak zbyt optymistyczne. Obok ładnej ceramiki dobrej jakości i standardowych magnesów, znaleźliśmy “artefakty” budzące wątpliwości. Oto najciekawsze z nich.
Rosyjskie drewniane laleczki znaleźliśmy chyba w każdym sklepie z pamiątkami. Ceny zależą od rozmiarów – od 10 do 40 rubli (1 rubel białoruski to obecnie ok. 1,8 złotego).
Co ciekawe, malowane figurki powstają na Białorusi, bo w ich ojczyźnie produkcja jest zbyt droga. Według sprzedawców, najczęściej kupują je turyści z Polski.
Kolejna pamiątka ma podtekst polityczny – to amulet od darmozjadów, który znaleźliśmy w uniwersamie Ratuszny w samym centrum Grodna. “Darmozjadami” zwykł nazywać bezrobotnych prezydent Alaksandr Łukaszenka. W 2017 roku próba opodatkowania ich wywołała ogólnokrajowe protesty. Magnes kosztuje 4 ruble i 2 kopiejki, a powstał na Ukrainie.
Laleczki z rosyjską flagą i w kokoszniku na głowie wcale nie przyjechały do Grodna zza wschodniej granicy, a jedynie z Mołodeczna.
Ta pamiątka nazywa się “Rosjanka” i jest dziką mieszanką białoruskiej lalki ludowej z rosyjskimi elementami – kokosznikiem i malowanymi rumieńcami. W Grodnie można je kupić za około 12 rubli.
O brzeskich skarpetkach dla prawdziwych mężczyzn pisaliśmy już wcześniej. Wydawać by się mogło, że skarpety zapakowane w puszkę od konserwy zostaną uznane za dziwactwo, ale ludzie je kupują.
– Pamięta pan, jak z Krymu przywozili konserwy z krymskim powietrzem? – pyta sprzedawczyni ze straganu przy synagodze. – U nas też takie robią, ale ze skarpetkami. Ludzie się śmieją i kupują.
Brzeskie skarpetki to pamiątka dla mężczyzn. By były bardziej “macho”, na puszki naklejono etykietę w czołgi, helikoptery i sylwetki żołnierzy.
Ceramicznego prezydenta Rosji w dżudoce można znaleźć na parterze centrum handlowego Nioman (Niemen). Na pytanie, dlaczego w sprzedaży jest właśnie Władimir Putin, a nie ma tu innych prezydentów, zdziwiona sprzedawczyni odpowiada:
– No co? Przecież kupują. W dokumentach nie ma, że to Putin, a jedynie “figurka z gliny”.
Rosyjskiego lidera można kupić za 29 rubli. “Figurka z gliny” powstała gdzieś pod Mińskiem. Co ciekawe, obok Putina stoi dwa razy wyższy od niego milicjant z oddziału OMON. Wygląda, jakby ochraniał prezydenta, ale nie są zestawem.
Pierwszego glinianego “glinę” spotkaliśmy pod zamkami – był to wąsaty Pułkownik Skarbonka za 8 rubli. Pytamy się sprzedawczyni, czy rozbicie skarbonki w pagonach nie będzie przypadkiem wykroczeniem?
– Nie takich się w życiu tłukło – śmieje się sprzedawczyni.
Ale “gliniarzy” jest więcej. W sklepie przy ulicy Sowieckiej znaleźliśmy całą terakotową armię, prawie jak z chińskiego grobowa. Majorowie, kapitanowie, pułkownicy i inspektorzy drogówki. Koszt glinianego stróża prawa to około 30 rubli, w zależności od rozmiaru.
Białorusini są nazywani “bulbaszami” za granicą – to przez stereotypowe zamiłowanie do bulby-ziemniaka. Sympatycznego jegomościa o takim imieniu znaleźliśmy na poczcie.
Kiczowata figurka przypomina białoruskiego skrzata domowego – domowika. Jest wykonana z jutowego worka, na nogach ma łapcie, na rękawach białoruską wyszywankę, a pod nosem prezydenckie wąsy. Zabawka powstała na Białorusi i kosztuje niecałe 8 rubli.
Po wędrówce przez stoiska z pamiątkami i tandetą, postanowiliśmy pójść do sklepu Siarhieja Wieramiejenki. Jego “Admietnaść” (“Właściwość”) oferuje pamiątki z białoruskimi symbolami narodowymi (nie mylić z państwowymi). Znajdziemy tu koszulki i kubki z Pogonią, magnesy z herbem Kolumny książęcego rodu Giedyminowiczów, kufle z Witoldem.
– Czasem widzę pamiątki na straganach i aż mnie wzdryga – mówi Siarhiej. – Białorusin w rosyjskiej uszance i z bałałajką… Koszmar! Gdzieście takiego Białorusina widzieli? Chyba pod wiejskim sklepem, ale raczej bez bałałajki. Ale myślę, że ludzie sami zmienią rynek. Będą głosować rublami i wybierać to co lepsze, gustowniejsze.
Sklep Siarhieja współpracuje z białoruskimi producentami (z Orszy, Mińska, Słonima i Lidy). Mówi, że białoruskie fabryki i rzemieślnicy produkują pamiątki, których nie wstyd sprzedawać zagranicznym turystom.
– Tylko nasze społeczeństwo wciąż lubi pstrokaciznę, dlatego na rynku są podobne kurioza.
ak,pj/belsat.eu; zdjęcia: Wasil Małczanau