Białoruska więźniarka Auschwitz: Przeżyłam dzięki Polakom


Silne geny i pomoc, której doświadczyłam od Polaków, pozwoliły mi przetrwać w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Alaksandra Barysawa z Mińska jako siedmioletnia dziewczynka trafiła do obozu w Majdanku, a następnie – do Oświęcimia.

– Na Majdanku ciężko chorowałam – na tyfus, dezynterię, świerzb i trafiłam do rewiru – tak nazywano barak szpitalny. Stamtąd zabierali już tylko do krematorium. Przetrwałam dzięki opiece polskiej lekarki – opowiadała Alaksandra Barysawa. – Pomagała mi, a na czas selekcji pozwoliła zabrać mnie z rewiru i ukryć w baraku.

Alaksandra Barysawa trafiła do niemieckiej niewoli w czasie operacji karnej na Witebszczyźnie.

– Po wkroczeniu Niemców w naszej okolicy ciągle były takie akcje, łapanki, pogromy pod pretekstem ścigania partyzantów. W czasie jednej akcji w 1942 r. zamordowano ok. dwóch tysięcy osób. Potem Niemcy spalili wieś. W maju 1943 r. złapali nas i pognali pieszo do Witebska – opowiadała Barysawa.

Z Witebska wraz z mamą trafiły do obozu na Majdanku jako „osoby związane z partyzantami”.

– Raz mamę złapali do kolumny, która miała być wywieziona do innego obozu. Przechodziła obok Polka-blokowa. Schwyciła mamę i zaczęła ją bić, obrzucać wyzwiskami. “Co ty tu, k…, robisz. Już – do bloku” – krzyczała, popychając w stronę baraku. W ten sposób uratowała jej życie – wspominała rozmówczyni PAP.

Wiadomości
Haniebna niepamięć. Białoruś zapomniała o ofiarach mińskiego getta
2020.01.28 17:26

Z Majdanka pani Alaksandra z mamą trafiły do Oświęcimia.

– Tam zostałam zabrana do oddzielnego baraku, w którym było bardzo dużo dzieci, w różnym wieku, najmłodsze miały zaledwie trzy lata. Było naprawdę strasznie, w nocy ciemno, ciągle ktoś płakał, krzyczał – opowiadała. – Wtedy mną i moją przyjaciółką Ałłą zaopiekowały się starsze polskie dziewczynki, miały po ok. 13 lat. I znowu uratowały mi życie. Przygarnęły nas na górne nary, dokarmiały, opiekowały się nami. Pamiętam, że miały święte obrazki, modliły się – opowiadała Barysawa.

Później, jak wspominała, została przeniesiona do innego baraku, w którym umieszczono żydowskie bliźnięta i dzieci partyzantów.

– Bandenkinder, dzieci bandytów, partyzantów, tak nas nazywali – mówiła.

Na dzieciach przeprowadzano eksperymenty medyczne.

– Był tam mały pokoik, tam stół, jakieś narzędzia medyczne, przeprowadzali różne procedury, eksperymenty. Najstraszniejsze było, jak sadzali mnie przy ścianie, wstawiali coś do ust, żeby ich nie zamykać i grzebali mi w środku – tak pani Alaksandra zapamiętała pobyt w baraku eksperymentów medycznych.

Mała więźniarka trafiła potem do baraku “cygańskiego”.- Tylko Cyganów już tam nie było, spalili ich – mówiła.

– Tuż przed wyzwoleniem obozu mama mnie znalazła, byłam prawie ślepa, pokryta skorupą, jak odpad, zużyty materiał. 27 stycznia 1945 r. zostaliśmy uwolnieni. Zobaczyłam sowieckich żołnierzy w kamuflażu, to był zwiad. Płakaliśmy. Pamiętam, że trzymał mnie na rękach żołnierz z zabandażowaną głową – opowiadała.

fotoreportaż
„Zagładę trudno wspominać”. W Mińsku spotkali się ocaleni z Holokaustu
2020.01.27 17:35

– Po wyjściu z obozu przeze pewien czas byłyśmy z mamą u polskiej rodziny, to musiał być Oświęcim. Ta pani dała mamie dwa obrazki Matki Boskiej. Jeden mam do dzisiaj i zawsze go biorę ze sobą, np. gdy idę na operację. Kilka lat temu, gdy miałam zawał, wzięłam go do szpitala.

Jak mówiła pani Alaksandra, obrazek miała przy sobie także w styczniu tego roku, gdy przyjechał do Polski na zaproszenie polskiej pary prezydenckiej i Fundacji św. Maksymiliana Kolbe. Na Białorusi, jak powiedziała, żyje jeszcze dzisiaj ponad 50 byłych więźniów Oświęcimia. Do Polski mogło jednak pojechać tylko kilkanaście osób – pozostali musieli zrezygnować z wyjazdu ze względu na stan zdrowia.

– To było dla nas ogromne, bardzo wzruszające przeżycie, jak podróż na cmentarz, gdzie wspominaliśmy, płakaliśmy – mówiła pani Alaksandra.

Wraz z innymi byłymi więźniami wzięła udział w spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą i jego małżonką w przededniu obchodów 75-lecia wyzwolenia Auschwitz.

– Rozmawiali z nami, prezydent Polski osobiście wręczył nam medale pamiątkowe – dodała.

Barysawa jest od dwudziestu lat przewodniczącą organizacji Byłych Więźniów Niemieckich Obozów Koncentracyjnych i Uczestników Oporu Antyfaszystowskiego w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Za zasługi na rzecz dialogu z Niemcami otrzymała m.in. niemiecki Krzyż Zasługi od prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera.

– My wybaczyliśmy, ale nie zapomnieliśmy. Przez długi czas nienawidziłam Niemców, marzyłam o tym, by cierpieli. Z czasem poczułam, że odpowiedzialność za zbrodnie nie przechodzi na kolejne pokolenia. Naszym obowiązkiem jest jednak opowiadać o tych zbrodniach, dopóki starczy nam sił – mówiła była więźniarka.

pj/belsat.eu wg PAP

Aktualności