13 lat w podziemiu. Najważniejsze wydarzenia z historii Związku Polaków na Białorusi


Związek Polaków na Białorusi będzie wkrótce świętował swoje 30-lecie. O najważniejszych i często bolesnych wydarzeniach z życia organizacji Biełsat rozmawiał z jej prezes Andżeliką Borys i redaktorem naczelnym Głosu znad Niemna Andrzejem Pisalnikiem.

Związek Polaków był w swoim czasie największą organizacją obywatelską na Białorusi. Władze nie mogły dopuścić, by organizacja licząca dziesiątki tysięcy członków pozostała poza kontrolą. W 2005 rok był dla członków ZPB okresem represji, aresztów i walką o niezależność. Od tego czasu przez 13 lat Związek kontynuuje swoją działalność podziemnie, propagując na Białorusi polską kulturę i mowę. Zaczniemy jednak od początku.

30 lat temu

Andrzej Pisalnik pokazuje archiwum gazety ZPB Głos znad Niemna. Zdjęcie – Wasil Małczanau, Biełsat

Związek Polaków na Białorusi powstał 30 lat temu na bazie Towarzystwa im. Adama Mickiewicza, które założono w 1988 roku. Odbyło się to na fali pieriestrojki, burzliwej przebudowy ZSRR, gdy narody Związku Radzieckiego zaczęły głośno mówić o swoim samostanowieniu. Wyjątkiem nie byli białoruscy Polacy. W całym kraju zaczęły powstawać ośrodki, które jednoczyły ludzi, jacy uważali polską kulturę i mowę za swoją ojczystą. Gdy członkowie Towarzystwa im. Adama Mickiewicza z Tadeuszem Gawinem na czele zauważyli, że ruch polski odradza się w wielu miastach kraju, postanowiono połączyć wszystkie ośrodki w Związek Polaków na Białorusi, który zarejestrowano w czerwcu 1990 roku.

– Nie mogę powiedzieć, bym był założycielem Towarzystwa im. Adama Mickiewicza, ale także byłem jego członkiem. Nie mieliśmy wtedy jeszcze swoich czterech ścian, dlatego zbieraliśmy się w Pałacu Kultury Chemików. Dziś jest to budynek Filharmonii. W ten sposób działaliśmy przez kilka lat, a gdy powstał ZPB, organizację zauważono w niepodległej Polsce, która już wtedy dążyła do wejścia w skład struktur europejskich. Polskie władze zaczęły wtedy prowadzić politykę wspierania ośrodków polonijnych za granicą. Dzięki temu z czasem powstał Dom Polski w Grodnie, który został główną siedzibą ZPB. Rozpoczęła się walka o polskie szkoły, która nie była lekka. Na szczęście w tym czasie władzę w Grodnie sprawowali tacy ludzie, jak Alaksandr Milinkiewicz i Siamion Domasz, którzy mieli dobry stosunek do Polaków. Dzięki ich wsparciu podczas otrzymywania zgody, udało się w 1996 roku zbudować polską szkołę w Grodnie, a po dwóch latach w Wołkowysku. Trudno powiedzieć, ilu członków organizacja miała w pierwszych latach, bo wszystkie dokumenty odebrano nam w 2005 roku, ale możemy z pewnością mówić o 10 tysiącach osób w różnych miastach Białorusi – opowiada redaktor naczelny gazety Głos znad Niemna i wieloletni działacz ZPB Andrzej Pisalnik.

Prezes-skandalista i pierwsze próby nacisku na ZPB

Tadeusz Kruczkowski

W lipcu 2000 roku pierwszy przewodniczący Tadeusz Gawin był zmuszony do ustąpienia ze stanowiska, a jego miejsce zajął Tadeusz Kruczkowski. Właśnie z jego postacią członkowie wiążą pierwszą próbę objęcia ZPB kontrolą państwa. W tym czasie organizacja liczyła około 30 tysięcy osób i była największą organizacją obywatelską w państwie.

– Tadeusz Kruczkowski już na początku lat 2000 zaczął psuć atmosferę w szefostwie organizacji. Przestał walczyć o otwarcie kolejnych polskich szkół, na przykład w Werenowie. Zgodnie ze spisem ludności, mniejszość polska była w rajonie werenowskim większością – ok. 80 proc. Do konfliktu osobistego doszło u nas w 2002 roku, gdy pracowałem jako dziennikarz Głosu znad Niemna. Trwał wtedy proces sądowy niezależnego dziennikarza Pawła Mażejki i redaktora gazety Pahonia Mikałajem Markiewiczem. Była to głośna sprawa za “oszczerstwo” wobec Alaksandra Łukaszenki. Pikiety protestujące przeciwko temu procesowi odbywały się wtedy w całym mieście. Postanowiliśmy wesprzeć naszych kolegów i wydrukować solidarnościowy artykuł. Kruczkowski był temu przeciwny. By rozwiązać tą konfliktową sytuację, zebraliśmy Radę Główną Związku Polaków na Białorusi, decyzją której jednak opublikowaliśmy tekst. To jeden z epizodów, który pokazuje, jak układały się relacje pomiędzy szefem i członkami ZPB – komentuje Andrzej Pisalnik.

Jak wspomina Andżelika Borys, naciski ze strony władz zaczęły się już pod koniec 2004 roku. Przyszła prezes ZBP odpowiadała wtedy za Wydział Oświaty.

– Zaczęły się bezustanne przesłuchania, prześladowania ze strony służb, które przyczepiały się praktycznie do wszystkiego. Jakoś raz na tydzień oni przychodzili do ZPB i zaczynali dopytywać, dlaczego wysyłamy dzieci na obozy letnie, w jaki sposób pomagamy nauczycielom. Albo przed Bożym Narodzeniem rozwoziliśmy paczki z prezentami dla dzieci. Wracałam służbowym samochodem ze Smorgoni i w Grodnie zatrzymała mnie milicja. I do drugiej godziny w nocy musiałam udowadniać, że tego samochodu nie ukradłam. To była bardzo mocna presja psychologiczna – mówi Andżelika Borys.

Właśnie ją działacze ZPB uznali za najlepszego kandydata na prezesa organizacji. W wyborach przewodniczącego w marcu 2005 roku w tajnym głosowaniu Andżelika Borys zwycięża Tadeusza Kruczkowskiego. Gwoździem do trumny pokonanego był skandal seksualny. Podczas zjazdu jedna ze studentek Kruczkowskiego (był on wtedy wykładowcą Uniwersytetu Państwowego w Grodnie) oskarżyła prezesa ZPB o molestowanie. W związku z tym, że większość członków organizacji to praktykujący katolicy, podobne oświadczenie było prawdziwym szokiem.

Ostatnie miesiące jedności i prawybory pod nadzorem OMON-u

Przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys. Zdjęcie – Wasil Małczanau/Biełsat

– Marzec 2005 roku to był bardzo trudny czas. Po zjeździe, na którym wygrałam wybory, zapoznałam się z dokumentacją organizacji, która znajdowała się w naprawdę potwornym stanie. ZPB miał niezapłacone długi wysokości 30 tys. dolarów. Organizacja utrzymywała 15 domów, a każdy z nich nie miał opłaconych usług komunalnych i czynszu. Przez cały czas przyciskano nas karami. Gdy na przykład trawa przed Domem Polskim w Grodnie wyrosła wyżej, niż na 5 centymetrów, zaraz pojawiała się służba komunalna z mandatem. Do maja udało się jakoś wszystko uregulować – wspomina Andżelika Borys.

Jednak już w maju, po donosie Tadeusza Kruczkowskiego, Wydział ds. Mniejszości Narodowych i Religii uznał wybory za nieprawomocne i kazał zwołać nowy zjazd wyborczy z udziałem osób wskazanych przez białoruskie władze. Członków ZPB, który stanęli w opozycji do Kruczkowskiego, na zjazd nie zaproszono, wielu zaczęto straszyć zwolnieniem z pracy.

27 lipca białoruskie władze zorganizowały VI Zjazd w Wołkowysku, podczas którego prezesem organizacji wybrano Józefa Łucznika. Do tego czasu milicjanci z jednostki specjalnej OMON z Kruczkowskim na czele siłą odebrali organizacji Dom Polski w Grodnie, wraz z całym majątkiem i dokumentami. ZPB stracił łącznie 16 domów i dwie szkoły, wynik pracy wielu lat. Białoruskie drukarnie odmówiły druku gazety Głos znad Niemna. W tym samym czasie prorządowy ZPB zaczął wydawać swój wariant Głosu znad Niemna – białoruscy Polacy nazwali go “gadzinówką”.

Odebrana przez białoruskie władze główna siedziba ZPB w Grodnie. Zdjęcie – Wasil Małczanau/Biełsat

Wtedy wraz z kolegami wyszliśmy protestować na placu Lenina, po czym aresztowała nas milicja. Ukarano nas wielkimi grzywnami, ale sprawę udało się nagłośnić w Polsce i dziennikarze z polskich redakcji zebrali pieniądze, żeby zapłacić te kary. Pod Domem Polskim też przez kilka dni trwały pikiety, na które zbierało się około 300 osób. Wesprzeć nas przyjechał ówczesny lider PO Donald Tusk, jednak jak tylko zawieziono do na spotkanie w konsulacie, demonstrantów rozgonił OMON. Najbardziej aktywnych, w tym mnie, aresztowano na 10 dni – opowiada Andrzej Pisalnik.

W tym czasie na wszystkich białoruskich kanałach puszczany był film propagandowy. Andżelika Borys, Andrzej Poczobut, Andrzej Pisalnik i inni działacze ZPB są w nim oskarżani o przygotowywanie kolorowej rewolucji i próbę uczynienia z Grodna drugiego Kosowa.

Odrodzenie organizacji i zejście do podziemia

Maj 2005 r. Andrzej Pisalnik szykuje się do opuszczenia mieszkania Andżeliki Borys przez okno, by uniknąć aresztowania przez milicję i przejechać na zjazd Polaków w Wołkowysku organizowany przez białoruskie władze. Zdjęcie z archiwum ZPB

Z kolei polski rząd nie poparł inicjowanego przez białoruskie władze zjazdu wyborczego ZPB w Wołkowysku. Polska dalej popiera Andżelikę Borys i Związek Polaków, który do tej pory działa w podziemiu.

– Formalnie rozwiązana została jedynie Rada Główna, ale serce organizacji Polaków na Białorusi przetrwało. Pzzez długi czas naszą siedzibą było mieszkanie Andżeliki Borys, gdzie się spotykaliśmy, chociaż groził nam areszt. Musieliśmy przyzwyczaić się do konspiracyjnych warunków pracy. Historia Polski pokazuje, że dla Polaków to nie pierwszyzna. Tak było i z nami. Każdy zaczął działać w tej sferze, za jaką był odpowiedzialny – ktoś w oświacie, ktoś w kulturze. Ludzie na prowincji czasem zbierali się w lesie, by pośpiewać razem i zwyczajnie pogadać. Dzięki umowie z kolegami z Polski, zaczęliśmy wydawać Głos znad Niemna ze znaczkiem “na uchodźstwie”. Wcześniej przewozić nakład przez granicę pomagali nam zwyczajni tirowcy. Czasem trzeba było potajemnie zabierać paczki z gazetami z garaży. W taki sposób drukujemy już od 13 lat. Takie były początki. Z czasem udało się nam wypracować model działalności pod przykrywką struktur biznesowych. Tak pracujemy do dziś – tłumaczy Andrzej Pisalnik.

Pierwszy numer gazety Głos znad Niemna na uchodźstwie. Zdjęcie – Wasil Małczanau/Biełsat

Kilka lat temu przed odebranym Domem Polskim w Grodnie stała tablica z reklamą masażu nóg rybkami, brzankami ssącymi. Dziś jego pomieszczenia dalej oddawane są w wynajem. W odebranym lokalu ZPB w Iwieńcu dziś mieści się dom pogrzebowy. Podobnie z większością domów administrowanych przez prorządowy ZPB.

– To dobrze pokazuje, jak działa sztuczna organizacja utworzona przez władze – uważa Andżelika Borys.

W tym samym czasie na Białorusi działa ponad 100 jednostek nieuznawanego przez władze Związku Polaków. Liczy on ponad 10 tys. osób i do teraz jest największą niezależną organizacją na Białorusi.

Paulina Walisz, pj/belsat.eu

Aktualności